Człowiek w swojej naturze zapisane ma zdobywanie, walkę, chęć lepszego bytu, kolekcjonerstwo. Ale co w przypadku, gdy w swojej pomysłowości i chęci przekraczania granic wytrzymałości, strachu, bólu, śmiałkowie są zdolni do robienia skrajnie niebezpiecznych rzeczy?

Są w stanie cierpieć z powodu chorób wysokogórskich, doznać odmrożeń, obrzęków a w skrajnych przypadkach trwałych uszkodzeń zdrowia. Jak wytłumaczyć tą siłę, która nakazuje im wybierać się w najwyższe góry świata?

Co roku ogromne rzesze osób zdobywających szczyty tego świata cierpi z powodu choroby wysokościowej. Kieruje nimi jednak jakaś niepisana siła, która karze im wyjść z codziennej strefy komfortu i wyruszać w srogie góry, stawiać czoła niebezpieczeństwu, jednocześnie zostawiając gdzieś daleko wszystkie dobrodziejstwa świata doczesnego: rodzinę, pracę, dom. Kieruje nimi nadludzka motywacja i plan. Plan zakładający realizowanie kolejnych coraz ambitniejszych kroków na swojej drodze po trofeum - Koronę Ziemi.

Aconcagua górująca nad Ameryką Południową, fot. Tomasz KowalskiAconcagua górująca nad Ameryką Południową, fot. Tomasz Kowalski

Projekt Seven Summits
Wraz z pierwszymi zdobywcami Mont Blanc, a nawet długo jeszcze po nich nikt nie przypuszczał, że góry wysokie do tej pory dziewicze, groźne i srogie naraz staną się destynacją turystyczną dla potencjalnych trekkerów. Wraz z pierwszym komercyjnym wejściem na Dach Świata multimilionera Richarda Bassa w 1985 roku, świat górski wkroczył w nową epokę. Metamorfoza polegała na tym, że by wybrać się w Himalaje nie decydowało wcześniejsze doświadczenie, umiejętności i siła, a zasobność portfela. Nagle okazało się, że nie trzeba już przynależeć do Klubu Wysokogórskiego, posiadać bogatą kartę dokonań górskich, wspinać się kolejno w Tatrach, Alpach, Kaukazie i Pamirze.
Dziś Koronę Ziemi według źródeł podanych na stronie 7 summits zdobyło już 416 osób. O co zatem chodzi i czymże jest tak naprawdę ta Korona Ziemi? Korona Ziemi to najwyższe szczyty kontynentów: Australii, Azji, Europy, obu Ameryk, Afryki i Antarktydy. Z prostej rachuby zdawać by się mogło, że powinno być ich siedem. Powinno. W swojej książce - Korona Ziemi - nie-poradnik zdobywcy Artur Hajzer dość zabawnie opisuje fenomen tego zjawiska - “pewnego dnia, poproszony o pomoc w napisaniu książki o Koronie Ziemi przez jedną z jej pogromczyń postanowiłem zgłębić temat. W trakcie tego pomagania wszedłem w zagadnienie tak dalece, że wyszło mi z tego osobne poniższe “dzieło”. Na początek zadałem popularnej przeglądarce internetowej kilka pytań. Parę kliknięć i i godzin później rozbolała mnie głowa. Co się dzieje? Mamy XXI wiek, latamy w kosmos, a nie wiemy nawet, ile mamy kontynentów na naszej pięknej Ziemi? Zaprawdę nie wiemy. Tym bardziej nie wiemy, które szczyty są najwyższymi górami świata.”

Do najwyższych szczytów wszystkich siedmiu kontynentów zaliczyć należy:
- Mount Everest (8848 m n.p.m.) - Azja
- Aconcagua (6962 m n.p.m.) – Ameryka Południowa
- Denali (6194 m n.p.m.) – Ameryka Północna
- Kilimandżaro (5895 m n.p.m.) – Afryka
- Mt Vinson (4892 m.n.p.m) – Antarktyda
- Mont Blanc (4809 m.n.p.m) / Elbrus (5642 m n.p.m.)– Europa
- Góra Kościuszki (2228 m.n.p.m) / Puncak Jaya (4884 m n.p.m.) - Australia

Góra Kościuszki w Australii, fot. Tomasz KowalskiGóra Kościuszki w Australii, fot. Tomasz Kowalski

Zdefiniowanie najwyższych szczytów łączy się jednak po dziś dzień z wieloma nieścisłościami i często do jednego kontynentu przypisane są dwa różne szczyty, jak ma to miejsce w przypadku Australii i Europy. Powodem tego typu nieścisłości w przypadku Elbrusa versus Mont Blanc jest spór o granicę przebiegającą między Europą a Azją, która wedle różnych źródeł raz biegnie rejonem przyelbrusia, raz szczytami, w tym także Elbrusem, a w niektórych przypadkach nawet pasmo Kaukazu zaliczane jest w całości do Europy.

W przypadku Azji natomiast z geologicznego punktu widzenia do kontynentów zaliczane są również obszary szelfowe, czyli przylegające do lądów obszary płytkich mórz (do 200 m głębokości) wraz z wyspami połączonymi nimi z kontynentem. Tym samym zgodnie z tą definicją Góra Kościuszki przegrywa wysokością z Piramidą Carstensza.

Piękna podróż , czy może sposób na życie
By zdobyć Koronę Ziemi, trzeba udać się do najbardziej zdumiewających zakątków świata. Prócz samego wspinania odbywamy zatem niezapomnianą podróż od rozgrzanych od słońca sawann afrykańskich, lasy tropikalne Nowej Gwinei po krajobraz srogi i księżycowy, którym uraczą nas Himalaje. W tym miejscu pojawia się jedno ale… O ile takie szczyty jak Vinson czy Piramida Carstensza wymagają ogromnych nakładów finansowych, a co za tym idzie cieszących się mniejszą popularnością to bardziej popularne szczyty są wręcz oblężone w sezonie wspinaczkowym. Wyobraźmy sobie na przykład, że latem szczyt Mont Blanc atakuje blisko 400 osób… dziennie! A przecież w pobliżu jest tyle innych, piękniejszych i mniej zatłoczonych gór! Na dodatek ceny są mocno wyśrubowane a lokalsi na każdej szerokości geograficznej już dawno “zwietrzyli” interes życia zarabiając na przybywających trekkerach ogarniętych gorączką wejścia na szczyt.

Kilimandżaro spalone w afrykańskim słońcu, fot. Tomasz KowalskiKilimandżaro spalone w afrykańskim słońcu, fot. Tomasz Kowalski

Burzliwa historia zdobywania Korony
Pierwsza oficjalna idea zdobycia najwyższych szczytów siedmiu kontynentów pojawiła się wraz z postacią George’a Mallory - historyka z wykształcenia, człowieka bezgranicznie oddanego górom, nie tylko Himalajom. Jego idea kolekcji najwyższych szczytów zapewne byłaby wcielona w życie dzięki jego determinacji, gdyby nie tragiczna śmierć wspinacza w katastrofie podczas wejścia na Mount Everest w 1924 roku.

Kolejnych kilkadziesiąt lat absolutnie nie sprzyjało zdobywaniu szczytów. Trudna sytuacja polityczna, niedostępność ze względów politycznych wielu gór, a także pogłębiający się kryzys, dający się odczuć na całym globie, to tylko niektóre niekorzystne czynniki. Na ów czas szczyty takie jak Elbrus czy Carstensz Piramid pozostawały jedynie w sferze marzeń. Elbrus wraz z całym Kaukazem odgrodzony był od reszty świata ciężką żelazną kurtyną byłego ZSRR. Natomiast pertraktacje z rządem Papui Nowej Gwinei, nękanej wtedy walkami partyzanckimi i silnymi dążeniami separatystycznymi, o zorganizowanie wyprawy mijały się z celem. Załatwianie mnóstwa pozwoleń na zorganizowanie wyprawy rozwlekało się w czasie powodując, iż te już raz zapieczętowane i podpisane traciły swoją ważność i cały proces należało zaczynać od początku.

Lata 80 były przełomem w kwestii wypraw na Koronę Ziemi. W 1978 do wyścigu przyłącza się Reinhold Messner, człowiek który jeszcze za życia stał się legendą (pierwszy zdobywa Koronę Himalajów, czternaście ośmiotysięczników w Himalajach i Karakorum – 1986 rok). W wielkim stylu w 1978 roku wraz z przyjacielem Peterem Habelerem ustanawia pierwsze beztlenowe wejście na Dach Świata, co zdumiewa kręgi ludzi gór. Wkrótce prowadzi prym w udanych wejściach na najwyższe szczyty, a co więcej zasiewa ziarno zamętu wysuwając kandydaturę Elbrusa (Kaukaz) oraz Carstensz Piramid (Góry Śnieżne) jako najwyższych szczytów Europy oraz Australii i Oceanii, Mont Blanc i Góra Kościuszki zostały tym samym zdeklasowane. W 1971 roku Messner dociera na szczyt Carstensz Pyramid. Idąc za ciosem już bardziej dla spokoju ducha dwa lata później zdobywa Górę Kościuszki na Antypodach. Tym samym dzięki, a może przez Messnera, właśnie uznaje się, że do pełnego zdobycia Korony Ziemi zamiast siedmiu należy zdobyć osiem szczytów, a nawet w dobrym tonie jest dorzucenie na przystawkę tuż przed kaukaskim Elbrusem, alpejskiego Mont Blanc. Zatem ostateczna liczba to dziewięć, dziewięć szczytów siedmiu kontynentów.

Kopuła szczytowa Mont Blanc granią Gouter, fot. Paulina WierzbickaKopuła szczytowa Mont Blanc granią Gouter, fot. Paulina Wierzbicka

Zainteresowanie Koroną Ziemi zatacza coraz szersze kręgi. Kolejnym do zebrania wszystkich szczytów jest Dick Bass i Frank Wells. Dwie osobistości, które wcześniej nie były związane z górami. Swoją przygodę zawdzięczają mocnej determinacji oraz własnemu sporemu z resztą wkładowi pieniężnemu. Multimilionerzy sami nie posiadający doświadczenia wysokogórskiego korzystają z usług amerykańskich przewodników. Tym samym do wyprawy potrzebne stają się jedynie chęci i solidne zaplecze pieniężne. Dick Bass wygrywa wyścig o Koronę Ziemi, 30 kwietnia 1985 roku staje na szczycie Mount Everestu wraz z siedemnastoosobową ekspedycją norweską. Tym samym staje się nie tylko pierwszym zdobywcom Korony Ziemi z Górą Kościuszki, ale także najstarszą osobą (55 lat) na Dachu Świata. Drugi rekord został pobity dopiero osiem lat później. W tym samym czasie z Dickiem Bassem wyścig prowadził Kanadyjczyk – alpinista Pat Morrow. W 1982 roku miał już skompletowane dwa najtrudniejsze szczyty – Mount Everest oraz McKinley. Zapewne gdyby nie finansowe problemy byłby pierwszym do skończenia swojego planu przed Bassem. Ostatecznie Koronę Ziemi zdobył 5 sierpnia 1986 roku szczytem Mount Vinson, tym samym będąc pierwszym zdobywcom Korony Ziemi wyznaczonej przez Reinholda Messnera – z najwyższym szczytem Australii i Oceanii – Piramidą Carstensza, oraz Europy – Elbrusem. Zapisał się zatem w historii jako pierwszy i niepodważalny zdobywca dwóch wersji Korony Ziemi – Messnerowskiej i Powszechnej.

Dokąd dalej?
Czy zbyt poważnym i wyolbrzymionym może wydać się stwierdzenie, że zdobywanie Korony Ziemi jest modą? Wśród „masy” ludzi próbujących mniej lub bardziej skutecznie zdobyć najwyższe szczyty panuje rywalizacja, kto zrobi je w najszybszym tempie, kto będzie najmłodszym, a kto najstarszym. Historia zna wiele przypadków, kiedy to wyzwanie górom rzucali ludzie pragnący choć na chwilę wybić się ponad przeciętności i przejść do historii.

Z wielu powodów moda ta przeobrażająca się w komercjalizację postrzegana bywa jako zjawisko negatywne. Góry są zdecydowanie przeładowane ruchem turystycznym. Większość ludzi obiera oczywiście najłatwiejsze, o ile można tak powiedzieć, drogi wejścia na szczyt. Korona Ziemi działa na ludzi jak magnes. Wiele rzadziej odwiedzanych rejonów górskich pozostało nietkniętych, natomiast ekosystem Korony Ziemi ulega degradacji w zastraszająco szybkim tempie z powodu szturmu ludzi przewijających się tam rok rocznie. Cytując słowa wybitnego himalaisty Krzysztofa Wielickiego: „ z jednej strony ma to (komercjalizacja wejść na Koronę Ziemi) oczywiście swoje plusy w postaci odciążenia tłumem turystycznym innych partii gór, pozostających dalej dziewiczymi, zapomnianymi przez boży świat i często nawet jeszcze nie odkrytymi. Więcej jednak w oblężniczym trybie zdobywania góry można dopatrzeć się niekorzystnych stron.”

Denali grań szczytowa, fot. Szymon KałużaDenali grań szczytowa, fot. Szymon Kałuża

Już dawno temu wiele parków narodowych, na których obszarze znajdują się wymieniane szczyty postawiło sobie za cel ochronę przyrody. Bardzo ważne jest w ich mniemaniu szerzenie informacji na temat zagrożeń i rozwój wiedzy o problemach ochrony środowiska. Zasadniczą rolę poza Parkami Narodowymi odgrywają tu organizacje odpowiedzialne za ochronę przyrody na danym terenie, kierownicy grup wspinaczkowych i turystycznych. To właśnie nie kto inny jak Rob Hall i Gary Ball, dwójka amerykańskich przewodników himalajskich, zainicjowali akcję „wielkiego sprzątania Everestu” w 1990 roku, która doprowadziła do usunięcia pięciu ton odpadków z bazy głównej! Śmieci nie tylko zagrażają środowisku naturalnemu, ale także stanowią problem estetyczny. Zadziwiający i przygnębiający jest widok zalegających przy szlakach pozostawionych przez bezmyślnych turystów i wspinaczy śmieci. Są one zdecydowanie w stanie zniszczyć najpiękniejsze nawet wrażenia estetyczne wywołane widokami i przyrodą wysokogórską.

Wiele osób jako główne czynniki mające negatywny wpływ na środowisko wymienia również brak wyznaczonych jasno ścieżek lub ich nadmierną degradację związaną ze wzmożonym ruchem turystycznym oraz transportem zwierzęcym, erozją spowodowana okresowym zalewaniem i wypłukiwaniem materiału skalnego. Problem erozji dotyczy również poszczególnych baz, gdzie nadmierny ruch prowadzi do wydeptania roślinności i odsłonięcia ziemi, a w niektórych przypadkach (Aconcagua) występowania efektu wysokogórskiej pustyni.

Kolejnym negatywnym czynnikiem jest wycinanie lasów na opał przez kucharzy wypraw komercyjnych. Częstokroć w bardziej prymitywnych krajach nie ma maniery używania kuchenek gazowych lub benzynowych, co dla nas Europejczyków jest nie do pomyślenia. W związku z tym niejednokrotnie jeszcze potrawy gotuje się na żywym ogniu pozyskiwanym w dolnych partiach gór z okolicznej roślinności. Problem ten dotyczy w największym stopniu rejonu Kilimandżaro, tym bardziej, że nadal dla wielu jeszcze plemion, których potomkowie są przewodnikami ogień jest żywą tradycją i wierzy się że płomienie odpędzają złe duchy. Jednakże od kilku lat władze Parku Narodowego zaostrzyły surowo restrykcje dotyczące wycinania drzew i nanoszą ogromne kary na łamiących zakazy organizatorów.

Zezwolenia na wejścia wymagane na większości szczytów Korony Ziemi pomagają monitorować odwiedzających i ich wpływ na góry. Władze wydające te zezwolenia zazwyczaj informują wyprawy o sposobach ochrony środowiska naturalnego i często ograniczają liczbę uczestników.

Elbrus wraz z doskonale widocznymi na zdjęciu Skałami Pastuchowa, fot. Paulina WierzbickaElbrus wraz z doskonale widocznymi na zdjęciu Skałami Pastuchowa, fot. Paulina Wierzbicka

Najwyższe szczyty siedmiu kontynentów, zdobyte pierwszy raz dopiero w 1985 roku, są marzeniem i utrapieniem tysięcy osób na całej kuli ziemskiej. Pogoń za nimi była i jest motorem działania pokoleń wspinaczy z całego świata.
Osiągnięcie Korony Ziemi, bez względu na motywy, wymaga determinacji, oddania, sprawności, odwagi, umiejętności podjęcia wyzwania i stawienia czoła trudnościom oraz wykorzystaniu wcześniej nabytych w górach doświadczeń. To ogromna nagroda dla wspinacza i krok milowy w jego życiu.

Paulina Polly Wierzbicka