Nad moim stanowiskiem pracy powiesiłem sobie piękne zdjęcie K2, które otrzymałem w zeszłym roku od Piotra Snopczyńskiego podczas Memoriału Janusza Nabrdalika.

Często spoglądam na tę wyjątkową górę i myślę sobie, co dla jej historii przyniesie kolejny rok. Piszę o tym oczywiście nie bez powodu. Zarówno rok 2017, który już za nami, tak i 2018 w polskim środowisku miłośników gór są rocznikami zdominowanymi właśnie przez morderczego giganta z Karakorum. A trzeba było w sobie odnaleźć nowe pokłady cierpliwości, by doczekać się okrzyku: „Jedziemy!”

Do dziś pamiętam grymas wymalowany na twarzach uczestników panelu dyskusyjnego poświęconego K2, podczas Festiwalu w Lądku w roku 2016. Wtedy to ostatecznie okazało się, że z zimowej wyprawy nic nie będzie. I chyba dobrze, że wyprawa do skutku w tamtym czasie nie doszła. Bowiem nie tylko finanse były argumentem przeciw organizacji wyprawy w sezonie 2016/2017. Nie skłamię pisząc, że choćby w kwestiach personalnych nic nie było klarowne do samego końca.

Rok 2017 miał przynieść poprawę tej sytuacji. A to za sprawą chociażby obietnic na poziomie ministerialnym. To był kolejny rok, by przygotować się do wyprawy, zmobilizować ludzi, zebrać siły, zorganizować zaplecze do tego ogromnego przedsięwzięcia.

Ministerstwo swoją obietnicę spełniło. Polacy dostali okrągłą „bańkę” na realizację odwiecznego marzenia i celu Polskiego Himalaizmu Zimowego. Pojawili się również sponsorzy, dzięki którym ubiegłoroczne, jesienne festiwale górskie upłynęły już pod znakiem opowieści o przygotowaniach do wyprawy, na którą Polacy na pewno w grudniu wyruszą.

Tak oto w piątek 29 grudnia pomachaliśmy odlatującym w Karakorum himalaistom, życząc im wszelkiej pomyślności i powrotu w tym samym składzie do domu. Pozostaje odliczać dni, które dzielą nas od rozpoczęcia tej niebotycznie trudnej akcji górskiej. Pozostaje nam również wierzyć w rozsądek i doświadczenie ekipy. Że żadnemu z chłopaków wizja zdobycia wierzchołka K2 nie przyćmi racjonalnego myślenia i że nic złego nikomu się nie przytrafi. Wielu pewnie spyta, po co w ogóle myśleć tymi kategoriami? Jednak ja nie wyobrażam sobie, że wielkiego ryzyka, jakie niesie za sobą zimowe zdobywanie ośmiotysięcznika można nie brać pod uwagę.

Niemniej w głębi serca wierze, że można tę górę zimą zdobyć i że uda się to właśnie naszym reprezentantom. Niech Polacy w końcu postawią kropkę nad „i” w tej tyle pięknej, co i dramatycznej historii.

W Himalaje wraz z francuską himalaistką Elisabeth Revol powrócił Tomasz Mackiewicz. Nie zaskoczę nikogo pisząc, że celem ich wyprawy jest zimowe wejście na Nanga Parbat. Himalaiści dotarli do bazy pod Nangą już 23 grudnia. Dla Mackiewicza będzie to 7 próba wejścia na tę górę zimą. Nie można temu człowiekowi odmówić determinacji w drodze do realizacji własnych marzeń. Tu również będziemy trzymać kciuki przede wszystkim za bezpieczny przebieg wyprawy.

Ciekawie zapowiada się sytuacja pod najwyższą górą świata. Tam bowiem po raz kolejny wyrusza niezłomny Bask, Alex Txikon. Podejmie się on kolejnej próby zdobycia Everestu zimą bez używania dodatkowego tlenu z butli. Tym razem będzie mu towarzyszył Ali Sadpara, z którym w roku 2016 stanęli jako pierwsi zimą na szczycie Nanga Parbat (na wierzchołek wszedł również Simone Moro). Krążyły plotki, że Txikon dołączy do Polaków w walce o K2. Ostatecznie swoją decyzją o wyjeździe na Everest, himalaista rozwiał wątpliwości.

Czeka nas zatem ciekawa zima w górach najwyższych. Wszystkie wyprawy, bez względu na to jaki będzie ich rezultat, zapewne przywiozą ogrom opowieści i materiału multimedialnego, którym podzielą się z nami podczas tegorocznych festiwali górskich. Oby były to opowieści o …szczytowaniu!

Wam, drodzy Czytelnicy dziękujemy, że byliście z nami w roku 2017. Ten bieżący niech będzie dla Was rokiem spełniania kolejnych marzeń, nie tylko tych górskich. Bądźcie z nami, dzielcie się swoimi przemyśleniami i uwagami. Nie bójcie się również chwalić własnymi planami i osiągnięciami. Portal Górski stoi dla Was otworem!

Bartek Andrzejewski