W tych dniach mija 50 lat od pierwszego zimowego przejścia Wielkiego Filara Narożnego drogą Bonatti-Gobbi na Mont Blanc.

Akcja trwała od 5 do 13 marca 1971 roku. Niżej fragment książki „W burzy i mrozie”, w której Tadeusz opisuje dramatyczne zmagania z przeciwnościami natury, własną słabością oraz nieugiętą wolą walki o przetrwanie.

W przejściu brali udział: Andrzej Dworak, Janusz Kurczab, Andrzej Mróz i Tadeusz Piotrowski. Na skutek niefortunnego upadku został wyeliminowany, już na samym początku, Andrzej Tarnawski.

W przygotowaniu reprint książki. „(…) Żywa, autentyczna dziewczyna, przyciągająca wzrok niezwykłą urodą swego ciała, budząca zapomniane pragnienie, stłumione morderczą walkę ze skałą, wichurą i lodem. Zasiała niepokój i ziarno wątpliwości. Czy nie był to czas stracony? Co i komu chcieliśmy udowodnić? To, że stać nas na pokonanie w zimie Filara Narożnego? Co to kogo obchodzi? Jaki sens miała poniewierka, samozaparcie, dnie i noce nieustannych udręczeń, ciągłe balansowanie na krawędzi życie i śmierci, i walka, nieustanna walka z sobą i swoją słabością, z przeciwnościami losu i niepogodą? W imię czego podjęliśmy zuchwały zamysł wdarcia się na Mont Blanc i poprzez pionowe zerwy Filara Narożnego? Nikt nas przecież do tego nie zmuszał! Ryzyko podjęliśmy z własnej, nieprzymuszonej woli. Sami tego chcieliśmy. Było to nasze pragnienie i cel, ku któremu od dawna zmierzaliśmy. Kiedy byłem w działaniu, w ciągłej akcji nie miałem żadnych wątpliwości. Cel był jasny i oczywisty. A teraz jestem sam na sali operacyjnej i nachodzą mnie refleksje. Z powodu dziewczyny. To ona zmąciła klarowny obraz.

Sprawy dotychczas jasne i oczywiste przestały być jednoznaczne, zacząłem widzieć je w innym wymiarze. Zmuszony zostałem do postawienia sobie pytania – czy warto było? Wiem, że w tej chwili nie odpowiem na nie, że wszystko to jest zbyt świeże i brak jeszcze odpowiedniej perspektywy, z której można byłoby spokojnie spojrzeć na całość wydarzeń. Ale mam wątpliwości, i to jest coś nowego, czego dotychczas nie było w moich przemyśleniach. A może to tylko dlatego, że nagle w zimnych, nieprzyjaznych gór znalazłem się tuż obok młodej dziewczyny o fascynującej i urodzie, pełnej życia i kobiecej kokieterii. Raptownie nastąpiło zderzenie dwóch spraw bardzo odległych i przeciwstawnych sobie – góry, z całą skomplikowaną problematyką z nimi związaną i dziewczyna, będąca niejako uosobieniem, symbolem codziennego życia. Może dlatego naszły mnie te myśli. Na zasadzie kontrastu między nieprzychylnością ostatnich dni, a obiecującym uśmiechem dziewczyny. A może dlatego, że jestem zmęczony, głodny, spragniony, niepewny najbliższej przyszłości, że z chęcią w tuliłbym się w miękkie ciepło dziewczęcych ramion, szukając w nich zapomnienia, otuchy i nadziei. (…)”

 Źródło: In Memoriam Tadeusz Piotrowski