Parę godzin spania na Szwedzkim campingu dało się nam chwilę zregenerować. Około godziny 11 w czwartek wyjeżdżamy w kierunku Kiruny skąd dzieliło nas już tylko 60 km od miejsca które nazywa się Nikkaluokta, skąd wyrusza się na najwyższy punkt Szwecji i całej Europy północnej Kebnekaise.

Droga mija spokojnie ekipa śpi, ja kieruję. Na 14 dojeżdżamy. Sporo osób, stoi dużo aut. Są nawet jakieś autokary na parkingu. W trasę więc nie ruszamy sami. Na początek do pokonania mamy 19 km z parkingu do schroniska. Trasa okazuję się łatwa - płasko, wydeptana ścieżka. Po drodze w lokalnym Lapdonaldzie:) wcinamy hamburgera z mięsem z renifera… Hmmm, takie sobie.  Była możliwość skrócenia sobie trasy o 5 km (łódka płynąca wzdłuż jeziora), ale szybko rezygnujemy z tego wariantu, bo po prostu jest za drogo (350 nok od osoby).

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Na 19 meldujemy się w schronisku. Ustalamy, że o 21 ruszamy w górę! Mieliśmy dwie trasy do wyboru. Pierwsza normalna 9 km, a druga lodowcem 6 km. Wybieramy tę pierwszą. Tak jak zaplanowaliśmy tak też robimy. Godzina 21 lecimy w górę. Tak naprawdę gdybym wiedział co nas czeka to pewnie byśmy ruszyli z rana wypoczęci, ale w planach były jeszcze Lofoty, a więc nie było dużo czasu. Do tego okazuje się że zapomniałem prowiantu z auta. Dokupujemy w schronisku jakieś dżemy, cokolwiek co mogło by dać troszkę energii na górze, bo wiedzieliśmy że zmęczenie w końcu przyjdzie. Pierwsze 2 km to delikatnie w górę po wydeptanej ścieżce. Mijamy rzeczkę i zaczyna się już pod górę do Kittel Glacieren czyli kotła, do którego zapewne schodził kiedyś lodowiec. Idzie nam bardzo dobrze. Z Kittel Glacieren już częściowo po śniegu przedzieramy się na górę Vierrmvare (1711) i w ten sposób mamy już 6 km za sobą. Kto by się spodziewał że te 3 ostatnie km będę takie ciężkie. Na górze dopada nas mgła. Gubimy drogę, ale na szczęście po chwili się przejaśnia i ostro w dół z Vierrmvare schodzimy do doliny Kaffe Dalen, gdzie robimy sobie krótką przerwę. Podejście z Kaffe Dalen do Gamla Toopstugan (1880 m) to konkretnie pod górę! I właśnie po tym podejściu opuszczają nas siły do tego przychodzi mgła...czułem się jak w butelce z mlekiem. Pod nogami biało, nic nie widać. Chwilami nie widzieliśmy siebie nawzajem i do tego przed oczami zaczęły latać dziwne gwiazdki. Poważnie, było słabo... Na dodatek skończyły się znaki i pozostało nam maszerować po śladach ludzi którzy byli tu przed nami. Wiedzieliśmy że od Gamla Toopstugan do szczytu to jakieś 500-1000 metrów. Wiedzieliśmy też, że szczyt to grzyb śnieżny, który rośnie i maleje w zależności od opadów śniegu.

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Nagle zrobiło się znowu pod górkę. Widziałem tylko śnieg po nogami więc na czworakach zacząłem przesuwać się do góry. Po chwili zorientowałem się, że to musi być TU! Szczyt Kebnekaise. Po lewej widzę urwisko, po prawej też ostro w dół. Ogólnie trochę mnie sparaliżowało, bo wiedziałem że krok za daleko czy to w lewo czy w prawo to koniec. Ostatnie 5 procent baterii, łapię GPS i upewniam się, że jestem na miejscu!!! Z tego wszystkiego zapominamy o zdjęciach! Sam nie wiem czemu, wracam się znowu na czworakach. Parę fotek, na których i tak mało widać i pędzimy w dół, byle dalej od tej mgły, byle dalej... W Kaffe Dalen mgła ustępuje. Niestety z naszym zmęczeniem jest na odwrót Ostatnie kilometry idę a to w skarpetach, a to w jednym bucie, a to bez butów:) Na godzinę 8 jesteśmy znowu przy schronisku i zdajemy sobie sprawę z tego, że mało co pamiętamy z tej góry tak jakby to był jakiś sen... Ze zmęczenia siadło nam na głowę, a trzeba było przecież jeszcze przejść 19 km do parkingu - do auta. Docieramy na 13... Te 19 km to przysypianie na stojąco i wzajemnie motywowanie się do marszu Od 14 w czwartek gdy wyruszyliśmy do 13 w piątek zrobiliśmy 56 km po górach z czego te 9 km było naprawdę wymagające. Nie spaliśmy prawie NIC! 23 Godziny, 56 km z plecakami bez spania i od 5 dni w podróży. Wreszcie ruszamy w stronę Norwegii. Teraz w planach był wreszcie hotel w Narviku. No i mecz POLSKA - Portugalia. Do Narviku i hotelu dojeżdżamy w chwili rozpoczęcia meczu. Pamiętam pierwsze 20 minut i tyle:) Szkoda że się nie udało ale i tak nasi piłkarze zasłużyli na uznanie po tych mistrzostwach! Brawo panowie! Na drugi dzień obowiązkowo odwiedzamy pomnik naszych dzielnych żołnierzy, którzy walczyli w Norwegii w czasie drugiej wojny światowej. CZEŚĆ I CHWAŁA BOHATEROM. Przed nami były jeszcze Lofoty czyli podobno 8 cud świata. No i rzeczywiście, Lofoty robią wrażenie. Postrzępione szczyty w połączeniu z plażami i morzem wyglądają niesamowicie!

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Druga część wyjazdu na daleką północ, czyli Kebnekaise i Lofoty!

Bierzemy kąpiel w lodowatej wodzie, robimy grilla i pełen relaks tak bardzo zasłużony. Fajnie było by tam zostać dłużej, ale obiecujemy sobie z Agą, że na pewno tam wrócimy:) W sobotę o 6 rano mamy prom do Bodo. Całą drogę śpimy. O 10 zjeżdżamy z promu i 1500 km drogi w dół Norwegii. Jeszcze po drodze nocna przygoda z przejazdem przez norweskie góry gdzie temperatura spadła do 1 stopnia. Na 8 rano docieramy do domu i później na lotnisko do Haugesund skąd każdy poleciał w swoją stronę. Było mega pomimo intensywności. Chcielibyśmy z Aga podziękować naszym towarzyszom wyjazdu Lence i Patrykowi. Z takimi ludźmi można jechać na koniec świata! DZIĘKI!

Plan zrealizowany! Kolejne państwa, kolejne szczyty. Teraz czekamy już na 1 sierpnia...

Jarek Rutkowski
Ponad Poziomem Morza