Gdy nad głową kłębią się ciężkie chmury deszczowe, poranek orzeźwia pierwszymi mrozami, a wieczory przeszywają chłodem automatycznie myślimy z rozrzewnieniem o ciepłym lecie, które dopiero co minęło. Ale czy istnieje jakiekolwiek przeciwwskazanie by na ten właśnie czas zaplanować podróż do krajów ciepłych?

Jeszcze lepiej, jeśli podróż ta połączona będzie z obcowaniem z odmienną kulturą oraz górami! Zatem cel na Amerykę Południową i cała naprzód!

Ojos del Salado jest najwyższym wulkanem świata i drugim pod względem wysokości szczytem Ameryki Południowej. Znajdujący się na granicy Argentyny i Chile wierzchołek może być zdobywany z obu krajów. Jednak to chilijska część jest przyjemniejsza i gwarantuje wygodniejsze warunki dla akcji górskiej, ze względu na gotowe obozowiska, w miarę dobrą drogę oraz schrony w razie ciężkich warunków pogodowych i … gorące źródła w głównej bazie - Laguna Verde - które w niesamowity sposób potrafią umilić pobyt. Ośnieżony wulkan góruje nad jednym z najbardziej suchych obszarów świata - Puna de Atacama. Bajkowa jałowa pustynia przyciąga wzrok swoimi kolorami, wysokimi stożkowatymi szczytami, których wierzchołki większość roku pokrywa śnieg oraz salarami, czyli słonymi jeziorami, których niebieska woda kontrastuje z białym nalotem soli tworzącym się wokół zbiornika. Historia alpinistycznej eksploracji najwyższych punktów zaczęła się wraz z przybyciem tu Polaków działających w ramach wypraw andyjskich w latach trzydziestych ubiegłego wieku.

Droga przez Atacamę - szutr, kurz i kamienie, fot. Paulina WierzbickaDroga przez Atacamę - szutr, kurz i kamienie, fot. Paulina Wierzbicka

Atacama to podobnież najmniej przyjazne miejsce na ziemi. Wpływ na charakter tego rejonu ma pasmo Andów ciągnące się od północy po południe oraz regulujący klimat zimny prąd oceaniczny - prąd Humbolta. Na dodatek na pewnych wysokościach występują uciążliwe, silne wiatry zwane vientos blancos. Zrywają się one nagle o jednej porze i dmą aż do późnej nocy. Powodują, jak to wiatr, że odczuwalna temperatura znacznie spada i pomimo pogodnego, słonecznego dnia trzeba ubrać się ciepło i wiatroszczelnie, mimo że temperatura w namiocie w tym samym czasie sięga nawet 40 stopni. O vientos blancos członkowie I Andyjskiej Wyprawy w książce “wyżej niż kondory” Wiktora Ostrowskiego pisali tak: „Zbliżając się do przełęczy, słyszeliśmy coraz wyraźniej jakiś szum, jakieś wycie, w chwili wychylenia się na nią dopiero poczuło się owe „coś” . Wiatr dosłownie zbijał z nóg. Nie były to uderzenia wichury , oddzielne szarpnięcia przedzielone chwilami ciszy czy też względnego osłabienia huraganu. Po prostu czuło się ciągłą falę powietrza, przewalającego się z wściekłą szybkością z zachodu – przez przełęcz – na wschód. I to falę lodowatą! Pierwszym odruchem, tak naturalnym i tak ludzkim, było jak najszybciej przejść tę przełęcz, zniknąć z tego otwartego na oścież okna, zniżyć się do doliny! Tymczasem wiatr był wszędzie.”

Mapa rejonu Ojos del Salado, fot. Paulina WierzbickaMapa rejonu Ojos del Salado, fot. Paulina Wierzbicka

Którędy na szczyt
Ojos de Salado przedstawia dwa swoje odmienne oblicza, w zależności od której strony go zdobywamy. Chilijska część jest odludna i totalnie jałowa. Do przedostania się ku podnóżom góry przyda się auto terenowe, które można wypożyczyć w najbliższym mieście Copiapo, lub skorzystać z agencji trekkingowej organizującej wyjazdy. Autem można podjechać bezpośrednio pod najwyższy obóz na 5830 m n.p.m. Refugio Tejos, a przy odrobinie umiejętności technicznych i mocniejszym silniku podjechać nawet na 6000 m n.p.m. Od strony argentyńskiej natomiast góra jest zdecydowanie bardziej zróżnicowania, a dotarcie do niej częstokroć związane jest z kilkudniowym trekkingiem po Atacamie, który prócz sił, pozbywa nas również bezcennych zapasów wody.

My wybieramy za nasz cel stronę chilijską, a za bazę wypadową służy nam miasto Copiapo, gdzie ładujemy na pakę naszego Nissana Terrano m.in. kanister z ropą (wg prawa chilijskiego można wziąć do bagażnika jeden dwudziestolitrowy kanister), 160 litrów wody oraz zapas jedzenia na kilkanaście dni. Warto pamiętać o tym że samochód będzie nam towarzyszył przez prawie cały czas wyprawy i dlatego podczas planowania diety nie musimy stawiać na lekkie liofilizaty. Tutaj na plecach nosimy tylko zapasy podczas wypadów na kilka godzin i do kolejnych obozów podjeżdżamy samochodem, więc możemy pozwolić sobie na pełną dowolność - jajka, warzywa, mięso, jogurty - to wszystko bardzo umili nam życie podczas akcji górskiej. Pokonana odległość do pierwszego obozu mierzona jest w setkach kilometrów i tumanach kurzu wznoszących się za autem. Za oknami przemijają zapierające dech w piersiach widoki oraz przestrzenie tak bezkresne i bezludne, że aż strach pomyśleć co by to było, gdyby na przykład auto odmówiło nam posłuszeństwa.

Laguna Santa Rosa, fot. Paulina WierzbickaLaguna Santa Rosa, fot. Paulina Wierzbicka

Aklimatyzacja i akcja górska
Nie mając wcześniejszej aklimatyzacji za swój cel wybieramy urokliwie miejsce Laguna Santa Rosa (3600 m n.p.m.). Znajduje się tu schron - drewniany dwupokojowy domek wyłożony wykładziną, który w pierwszym stadium aklimatyzacji staje się naszą bazą wypadową na pobliskie, mające ponad 4000m wysokości, hałdy. Kiedy po dwóch dniach mamy już poczucie załapania wstępnej aklimatyzacji ruszamy dalej - najpierw musimy się trochę cofnąć … do posterunku przy Salar Maricunga, gdyż tam znajduje się ostatni stały posterunek Carabinieros, który trzeba obowiązkowo zaliczyć podczas drogi do bazy w Laguna Verde. W tym miejscu należy okazać dokumenty, pozwolenia, wyjaśnić gdzie się jedzie i co zamierza robić a następnie odpiąć sobie metalowy łańcuszek i po prostu przejechać. Posterunek czynny jest jedynie w ciągu dnia natomiast jak pokazały późniejsze przypadki możliwym jest przekroczenie granicy nawet i w środku nocy.

Refugio Santa Rosa czyli mały schron z widokiem na Salar, fot. Paulina WierzbickaRefugio Santa Rosa czyli mały schron z widokiem na Salar, fot. Paulina Wierzbicka

Nasz proces aklimatyzacyjny zakładał założenie głównej bazy na wysokości 4300 metrów przy Laguna Verde. Jest to bardzo popularne miejsce dla wypraw. Przygotowane są tu murki ułożone z kamieni chroniące przed wiatrem namioty wyprawowe, są aguas calientes czyli gorące źródła w których można odpocząć i wykąpać się. W końcu w okolicy Laguna Verde okazuje się, że bije źródło słodkiej wody, o czym dowiadujemy się od localsów. Źródło znajduje się po prawej stronie od drogi biegnącej w stronę granicy, około 3 kilometry od końca jeziora Laguna Verde. Do wody mamy małe zaufanie stąd tylko gotujemy na niej. Nie mniej jednak dodatkowy jej zapas daje nam bezcenny komfort psychiczny.

Laguna Verde czyli główna baza na wysokości 4400 m n.p.m., fot. Paulina WierzbickaLaguna Verde czyli główna baza na wysokości 4400 m n.p.m., fot. Paulina Wierzbicka

Ostatnie dwie bazy znajdują się na wysokościach kolejno: Campo Atacama – 5200 m n.p.m i Refugio Tejos 5830 m n.p.m. Są to metalowe schrony wyposażone w materace. Lepiej jednak planując akcję górską potraktować je jako awaryjne nastawiając się jednak na nocleg we własnych namiotach. Schrony są bowiem stosunkowo małe i w przypadku gdy więcej osób pomyśli o noclegu w nim możemy mieć problem.

Zorganizowane wyprawy jak i samodzielni wspinacze praktykują podjazd autem nawet i do 5900 metrów. Nieco wyżej ponad ostatnim schroniskiem można bezpiecznie zostawić samochód. Jest tu wystarczająco dużo miejsca, by na luzie wymanewrować. Trzeba jednak uważać bo, jak to na Atacamie pełno tu kamieni i piachu więc łatwo się zakopać. Drugi problem stanowi rozrzedzone powietrze i kwestia odpalania auta przy obniżonej zawartości tlenu – stąd rada by auto zostawiać przodem do ekspozycji, nawet jak nie zapali od strzału to przynajmniej można je stoczyć i odpalić na popych.

W drodze na szczyt - to wydające się kłaść wypiętrzenie to Ojos del Salado, fot. Wojciech GrzesiokW drodze na szczyt - to wydające się kłaść wypiętrzenie to Ojos del Salado, fot. Wojciech Grzesiok

Sam wierzchołek Ojos del Salado nie należy do trudnych technicznie. Jedyną trudnością jest tak na prawdę wysokość (6893 m n.p.m.) oraz ewentualna logistyka, jeżeli na szczyt planujemy się wybrać bez auta – a takie heroiczne próby owszem zdarzają się. Sezon trwa tutaj od listopada do marca, przy czym akcja w lutym bądź marcu jest o tyle lepsza, że mniejsza jest czapa śnieżno-lodowa na szczycie i zdarza się, tak było w naszym przypadku, że raki nie były ani raz w użyciu.

Partie przedszczytowe - tu znajduje się łatwy kominek który trzeba przewspinać, fot. Wojciech GrzesiokPartie przedszczytowe - tu znajduje się łatwy kominek który trzeba przewspinać, fot. Wojciech Grzesiok

Informacje praktyczne
Z formalności, które należy dopełnić przed startem jest niewątpliwie dokument DIFROL. Szczyt leży na pograniczu Chile i Argentyny stąd wymagane jest specjalne pozwolenie do działania na pograniczu wydawane przez DIFROL - Dirección Nacional de Fronteras y Límites del Estado, o co można zaaplikować przez ich stronę (www.difrol.gob.cl/) . Po wypełnieniu ankiety w której wypisujemy uczestników wyprawy, doświadczenie oraz cele górskie czekamy kilka dni na odpowiedź w postaci zezwolenia w pdf, które drukujemy i zabieramy ze sobą - będzie potrzebne podczas przekraczania posterunku na Salar Maricunga i lotnych kontroli na odcinku Salar Maricunga - Passo San Francisco, gdzie na wysokości 4726 metrów znajduje się granica Chile - Argentyna.

Ojos del Salado, drugi co do wysokości szczyt Ameryki Południowej oferuje w odróżnieniu od popularnej Aconcagui zdecydowanie większą kameralność i spokój. Nie zaznamy tu tłumów turystów jak ma to miejsce w poszczególnych bazach w drodze na najwyższą górę Ameryki Południowej. Również organizacja samej akcji górskiej jest zdecydowanie tańsza. Ojos del Salado zatem szczególnie polecam tym, którzy w górach szukają ucieczki, wytchnienia i kontaktu z żywiołem.

Paulina Polly Wierzbicka
www.pollyenespana.blogspot.com