Czy pada deszcz, bądź sypie śnieg, czy wieje wiatr o sile halnego, czy mamy mgłę, gdzie widoczność jest ograniczona do 2 metrów, tłumy napełnione poczuciem celu i pewności siebie napierają żwawo, by zdobyć „Królową Beskidów”- Babią Górę.

Bez wątpienia to jeden z najpiękniejszych polskich szczytów swe miano zawdzięczający okazałej sylwetce i odsłoniętemu wierzchołkowi,  z którego rozpościera się wspaniała panorama. Babia Góra widoczna jest z wielu miejsc południowej Polski z dużych odległości. Można oczywiście dostrzec ją nieomal z każdego beskidzkiego pasma. Doskonale prezentuje się również, gdy patrzymy na nią będąc w Tatrach. Pasmo Babiogórskie rozciągnięte jest od Przełęczy Jałowieckiej na wschodzie, do odległej doliny Skawy. Sam masyw Babiej Góry rozciąga się od Przełęczy Lipnickiej zwanej popularnie Krowiarkami po stronie wschodniej do Przełęczy Jałowieckiej Północnej (Tabakowego Siodła) po stronie północno-zachodniej. Na masyw Babiej Góry poza najwyższym szczytem Diablakiem (1725 m n.p.m.) składają się również pomniejsze wierzchołki takie jak zdająca się być oddzielną całkiem górą Mała Babia Góra (1517 m n.p.m.) zwana krócej Cylem. Tu właśnie chcę się zatrzymać.

Zawsze kiedy stawałem na szczycie Diablaka pośród dziesiątek innych zdobywców, moją uwagę przykuwała sylwetka góry znajdującej się nieco poniżej w kierunku północno-zachodnim. Chodzi właśnie o Małą Babią Górę, czyli Cyl. To, co zawsze rzucało mi się w oczy, to pustka panująca w okolicy tego ciekawego wierzchołka. Po dotarciu na Przełęczy Brona, gdzie znajduje się rozdroże szlaków (można pójść w lewo na Babią Górę, bądź w prawo na Cyl), wszyscy konsekwentnie prują w kierunku Diablaka. Któregoś razu postanowiłem sobie, że następna moja wizyta w masywie będzie skoncentrowana na odwiedzeniu właśnie Małej Babiej. Taka okazja nadarzyła się z końcem lutego bieżącego roku, przy okazji spotkania z uczestnikami wyprawy na dziewiczy południowo-zachodni filar Annapurny IV. Spotkanie miało miejsce w schronisku na Markowych Szczawinach, a ja bez większego zastanowienia postanowiłem się na nie wybrać. Motywacja była tym większa, że miałem się tam spotkać z gronem znajomych, miłośników górskich klimatów. Mój plan od początku zakładał jednak dwa aktywne dni w górach jeśli tylko pogoda pozwoli. Prognozy przewidywały niestety, że korzystna aura nad Beskidem Żywieckim nadarzy się tylko w pierwszym dniu mojego pobytu pod Babią.

Widok ze szlaku w kierunku grzbietu masywu (trochę jak w Tatrach :))Widok ze szlaku w kierunku grzbietu masywu (trochę jak w Tatrach :))

W sobotę z samego rana w towarzystwie Asi i Aliny, które dołączyły do mnie w Krakowie wybrałem się z Zawoi Markowej w kierunku schroniska. Tam mieliśmy zamiar pozostawić ekwipunek noclegowy i udać się „na lekko” w kierunku Cyla. Dziewczyny bez zawahania zaakceptowały mój plan, który nie zakładał wchodzenia na Babią Górę. Pogoda była genialna. Błękitne niebo i totalny brak wiatru. Promienie słońca przebijały się z wysiłkiem przez gęsty drzewostan, jaki porasta dolny regiel masywu. Co ważne, to fakt, że w rejonie można było liczyć na prawdziwie zimowe, aczkolwiek stosunkowo łagodne warunki. Leżało dużo zmrożonego śniegu, a temperatura na poziomie kilku stopni poniżej zera wpływała na nas orzeźwiająco. Szliśmy w górę spacerowym tempem, a ze względu na zarezerwowany w schronisku nocleg nie istniała dla nas presja czasu.

Dotarliśmy spokojnie do schroniska, by po szybkiej reorganizacji ruszyć dalej w górę na nieodległą już stąd Przełęcz Brona. Dotarliśmy tam po około 30 minutach spokojnej wędrówki. Z wysokością ukazywał się coraz piękniejszy krajobraz zimowej krainy. Wszystko było zmrożone i przykryte śniegiem. Na przełęczy otrzymaliśmy uderzenie podmuchem wiatru, który był teraz już naszym nieodłącznym towarzyszem. Wiatr nie był bardzo zimny ale wiał z siłą, która nieco utrudniała wędrówkę. W zamian otrzymaliśmy od matki natury bezchmurne niebo i świetną widoczność.

Przełęcz Brona z małym śnieżnym nawisemPrzełęcz Brona z małym śnieżnym nawisem

Widok z przełęczy w kierunku północnymWidok z przełęczy w kierunku północnym

Na szczycie Babiej Góry oczywiście tłumy. Była sobota, co tylko zwiększyło grono turystów odwiedzających region. W kierunku małej Babiej Góry nie wędrował praktycznie nikt. Po dłuższej chwili marszu w jej kierunku pojawiły się pierwsze idące z naprzeciwka osoby. Można było je jednak policzyć na palcach jednej ręki. Śniegu miejscami było po pas, a szlak nie był tu już tak przetarty jak w drodze na przełęcz. Ale to jest właśnie to, czego szukam w górach. Przestrzeń i duża doza spokoju. Droga na szczyt z przełęczy zajęła nam około 30 minut spokojnego marszu. Cyl jest górą dwuwierzchołkową. Niektórzy myślą, że właściwym szczytem jest ten widoczny z Przełęczy Brona.  Jednak by dotrzeć od tej strony do właściwego wierzchołka, za widocznym grzbietem trzeba jeszcze przejść przez niewielkie siodło zwane Wołowiskiem.

Wędrówka na pierwszy, niższ wierzchołek Małej Babiej GóryWędrówka na pierwszy, niższ wierzchołek Małej Babiej Góry

Tak oto stanęliśmy na szczycie Małej Babiej Góry i mogliśmy się cieszyć piękną panoramą z jej odsłoniętego wierzchołka. Można powiedzieć, że widok szczytowy jest zbliżony do tego z Diablaka, ale tutaj panoramę dominuje widok właśnie na Babią Górę, która z Cyla prezentuje się oryginalnie i imponująco. Z ciekawej perspektywy można spojrzeć też na innego kolosa Beskidu Żywieckiego – Pilsko, które z tego miejsca wydaje się być już całkiem nieodległe. Mała Babia Góra jest jednocześnie trzecim co do wysokości szczytem w całych polskich Beskidach, po właśnie takich szczytach jak Babia Góra i Pilsko.

Wierzchołek Cyl (Małej Babiej Góry) - 1517 m n.p.m.Wierzchołek Cyl (Małej Babiej Góry) - 1517 m n.p.m.

Po krótkim czasie z wierzchołka przepędził nas coraz mocniej wiejący wiatr. W żwawym tempie udaliśmy się z powrotem na przełęcz. Poza zieloną i niebieską nitką z Przełęczy Brona na szczyt Małej Babiej Góry prowadzi również szlak koloru czerwonego od słowackiej strony. Ze szczytu można również skierować się dalej w kierunku zachodnim, by dotrzeć do Przełęczy Jałowieckiej będącej jednym z punktów granicznych całego masywu.

Schodząc mogliśmy wpatrywać się w Babią Górę, która z tej perspektywy wydaje mi się być ogromna jak z żadnego innego miejsca. Po środku ogromna wystawiona w zachodnim kierunku płaska wychodnia, a po stronie północnej stroma ściana i charakterystyczne żleby, które poza Beskidem Żywieckim możemy w Polsce zobaczyć jeszcze tylko w Tatrach i Karkonoszach.

Pilsko ze szczytu CylaPilsko ze szczytu Cyla

Gdy już dotarliśmy na przełęcz godzina była jeszcze na tyle młoda, by udać się w kierunku Diablaka. Zdecydowaliśmy jednak o zejściu do schroniska, by tam spotkać się ze znajomymi docierającymi z różnych stron Polski.

Od popołudnia do późnych godzin wieczornych w schronisku odbywało się spotkanie z himalaistami (Januszem Gołąbem, Marcinem Tomaszewskim i Michałem Królem), którzy opowiadali o swojej górskiej pasji licznie zgromadzonym słuchaczom. Wyprawa na Annapurnę IV nie zakończyła się co prawda finałowym powodzeniem, ale wspinacze przygotowali i przedstawili obszerny materiał ze swoich działań, nie tylko tych himalajskich.

Babia Góra ze szczytu CylaBabia Góra ze szczytu Cyla

Następnego dnia, jak to na Babiej Górze z reguły bywa, pogoda była już zupełnie inna. Temperatura była zdecydowanie wyższa, przez niebo przetaczały się gęste chmury i wiał wiatr silniejszy niż ten z dnia poprzedniego. Atrakcją tej niedzieli miało być wejście na szczyt w towarzystwie Janusz Gołąba, który przed południem ruszył z grupką chętnych w górę. My (ja, Anka, Aśka, Alina oraz Kasia ze swoją ekipą) nieco już wcześniej udaliśmy się na przełęcz. Gdy zobaczyliśmy na własne oczy jakie panują tam warunki uznaliśmy, że dalsza droga zwyczajnie nie ma sensu. Widoczność była fatalna, a wiatr chciał urwać głowę. Jednak Janusz Gołąb jak obiecał, tak zrobił. Z grupką kilku zdeterminowanych osób wszedł na wierzchołek. Pogoda na tej wysokości w tym dniu już się nie zmieniła. Wracając do schroniska spotkaliśmy jeszcze jednego członka naszej ekipy – Michała. Szedł nieco w górę w poszukiwaniu ciekawych ujęć w okolicy. Niestety pierwsze panoramy można zobaczyć dopiero w okolicach przełęczy, a tam widoczność była już fatalna. Tak oto skończyła się przygoda z Cylem i Babią Górą. Zapewne jeszcze nie jeden raz tam powrócę, bo zdecydowanie jest to rejon górski, który darzę pozytywnymi uczuciami. Kto wie, może jeszcze w tym roku nadarzy się taka okazja…

Bartek Andrzejewski
https://www.facebook.com/onthesummit2014/