Nie zawsze musi być tak samo, więc tym razem będzie inaczej. Kolejna część wyprawy Głównym Szlaku Beskidzkim z dotychczasowym przewodnikiem niewiele będzie miała wspólnego. Dlaczego? O tym za chwilę, a póki co zacznijmy od szybkiego podsumowania.

Ostatnim razem zostawiliśmy za sobą dobrą połowę Gorców i zdobyliśmy ich najwyższy szczyt - Turbacz. Odwiedziliśmy również położone pod nim schronisko i przerwaliśmy naszą wyprawę na widowiskowej Hali Długiej. Teoretycznie została nam więc do pokonania cała druga część Gorców, ale - i tu pojawiają się komplikacje - większą część GSB, o której powinno być tym razem opisałem już w artykule na temat Lubania. Po informacje dotyczące ostatniego w Gorcach fragmentu czerwonego szlaku odsyłam zatem do wcześniejszego tekstu o wampirach, a teraz - skończmy to, co do skończenia zostało.


Krótka wycieczka
Za Turbaczem i Halą Długą szlak prowadzi głównie lasem, wspinając się na szczyt Kiczory. To właśnie gdzieś na jej zboczach znajdowano ślady niedźwiedzia, który każdego roku odwiedza Gorce i który przed laty miał w tutejszym lesie stałą gawrę. Ścieżka co jakiś czas wyłania się również na kolejne, gorczańskie hale. Tych ostatnich, mniejszych lub większych, trochę po drodze będzie, ale mnie zawsze najbardziej podobała się Polana Zielenica, z której podziwiać można panoramę Beskidu Sądeckiego, Pienin i Tatr.
Kawałek za Zielenicą opuścimy granice Gorczańskiego Parku Narodowego, a niedługo później dotrzemy do Przełęcz Knurowskiej, która oddziela masyw Turbacza od pasma Lubania. Spokojnie tu, cicho i widoki ładne, a górskiego klimatu (o dziwo!) nie psuje nawet biegnąca przez przełęcz powiatowa droga. Po jej przekroczeniu dojdziemy wkrótce do przysiółka Studzionki, bedącego jednym z najwyżej położonych (ok. 900 m n.p.m.) i zamieszkiwanych przez cały rok osiedli w Polsce.
Później czekać nas będzie już tylko monotonna droga na Lubań, a następnie zejście do Krościenka. Wszystko to zostało już opisane (patrz wampiry), więc w tym momencie właściwie można by już skończyć, ale na ratunek przychodzi nam bogata, gorczańska historia. Nie byłbym sobą, gdybym pisząc o górach nie wspomniał o czasach wojennych i partyzantach, a tak się szczęśliwie składa, że w Gorcach w latach II Wojny Światowej działo się wyjątkowo dużo.

glowny-szlak-beskidzki-gorce-m-1
Góry partyzantów
Brak dróg, niedostępne lasy i liczne, ukryte w górach szałasy pasterskie uczyniły z Gorców prawdziwe partyzanckie zagłębie, które Niemcy starali się omijać szerokim łukiem. Od początku okupacji działało w tych stronach wiele organizacji podziemnych – od września 1939 roku istniała Organizacja Orła Białego, a latem roku 1941 powstała Konfederacja Tatrzańska, którą jednak Niemcy rozbili już w lutym 1942.
Na terenie Gorców istniały też oczywiście struktury ZWZ, a poźniej AK. Prawdziwa partyzancka epopeja z ich udziałem zaczęła się latem 1942 roku, kiedy to Niemcy rozpracowali struktury państwa podziemnego w Rabce i wielu uczestników konspiracji musiało uciekać przed aresztowaniem do lasu. Od tego momentu w Gorcach działać zaczęły liczne jednostki partyzanckie, a jedną z najsilniejszych i najliczniejszych był oddział kpt Juliana Zapały „Lamparta”, którego formowanie rozpoczęto już wiosną 1942 roku . Od lata 1943 tworzono również oddział „Wilk”, dowodzony przez por. Władysława Szczypka „Lecha”, a później przez por. Jana Stachurę „Adama” i por. Krystyna Więckowskiego „Zawiszę”. Rok później w Gorcach zaczęły się pojawiać także zrzucane na spadochronach grupy partyzantów radzieckich, pod dowództwem lejtnanta Aleksieja Batiana „Aloszy” i majora Iwana Zołotara.
Nagromadzenie partyzantów w gorczańskich lasach stało się w końcu tak duże, że rejon Ochotnicy określany był w roku 1944 mianem „Wolnej Republiki Partyzanckiej”. W październiku tego roku doszło tu nawet do wielkiej – trwającej trzy dni – bitwy, w której przeciw Niemcom razem stanęły oddziały polskie i radzieckie. Każda akcja partyzancka przynosiła jednak krwawy odwet okupantów. 23 grudnia 1944 Niemcy przeprowadzili pacyfikację Ochotnicy Małej, w której zamordowano 53 mieszkańców. Wydarzenie to przeszło do historii jako „Krwawa Wigilia”.
Najciekawszą w Gorcach pamiątką z czasów wojny jest wrak amerykańskiego bombowca B-24 Liberator, który rozbił się w rejonie dzisiejszego szlaku na Pańską Przechybkę. Maszyna ta należała do stacjonujacej w Cerigniola we Włoszech 15 Armii Powietrznej USA i runęła na ziemię 18 grudnia 1944 roku podczas powrotu z nalotu na zaklady chemiczne w okolicach Oświęcimia. Zawiniła awaria silników. W katastrofie zginął dowódca, kpt. William Beinbrick , uratowało się natomiast 10 członków załogi, którzy do końca wojny przetrwali w oddziale „Lamparta”.

glowny-szlak-beskidzki-gorce-m-2
Bohater czy bandyta?
Z wojenną historią Gorców nierozwerwalnie związana jest osoba najsłynniejszego z tutejszych partyzantów, Józfa Kurasia „Ognia”. Postać ta do dziś budzi duże kontrowersje i skrajne oceny, bo dla jednych „Ogień” był bohaterem walczącym o wolność, a dla innych – pospolitym bandytą. Skąd wzięły się tak rozbieżne opinie?
Józef Kuraś urodził się w Waksmundzie w 1915 roku. Brał on udział w walkach we wrześniu 1939 roku, a po ich zakończeniu szczęśliwie nie trafił do niewoli, lecz zajął się działalnością konspiracyjną. W 1941 roku Kuraś wstąpił do podziemnej Konfederacji Tatrzańskiej, a gdy została ona rozbita, jedyną jej ocałałą częścią była właśnie grupa Kurasia (nosił on wtedy pseudonim „Orzeł”), działająca w rejonie Hali Długiej pod Turbaczem. Wiosną 1943 roku Kuraś zabił wysłaną przeciwko niemu grupę niemieckich agentów, za co okupanci zamordowali mu ojca, żonę i 2,5-rocznego syna oraz spalili dom.
Po tym wydarzeniu Kuraś przyjął pseudonim „Ogień”, a jego grupa podporządkowała się należącemu do AK oddziałowi „Wilk”. Kuraś z trudem znosił zależność od przełożonych, a prawdziwy kryzys nastał, gdy dowodzenie w oddziale objął por. Krystyn Więckowski, który bezskutecznie usiłował wymusić na „Ogniu” posłuszeństwo. W czasie świąt Bożego narodzenia w 1944 Kuraś samowolnie udał się do Ochotnicy, czym prawdopodobnie ściągnął do lasu Niemców. Doszło wtedy do potyczki, w której zginęło dwóch partyzantów, a oddział rostał rozbity.
Przeciwko Kurasiowi wszczęto dochodzenie, lecz jego wynik nie jest do końca jasny. Niektórzy twierdzili nawet, że „Ogień” skazany został na śmierć, lecz wiadomo na pewno tylko tyle, że Kuraś miał się zgłosić w oddziale kpt. Juliana Zapały „Lamparta”. Nie zrobił tego. Co więcej, od wiosny 1944 działał samodzielnie i wypowiedział posłuszeństwo AK. Od tego momentu wydarzenia nabrały tempa.

gorce
W maju oddział „Ognia” stał się częścią Ludowej Straży Bezpieczeństwa, związanej z konspiracyjnym Stronnictwem Ludowym. W październiku Kuraś został z kolei dowódcą oddziału egzekucyjnego Powiatowej Delegatury Rządu w Nowym Targu, zajmującej się m.in. likwidacją kolaborantów i niemieckich agentów. Wtedy też pojawiły się pierwsze doniesienia o samowli i bandytyźmie „Ognia”, który został zwolniony ze stanowiska. Pod koniec 1944 Kuraś wykonał kolejną woltę i przeszedł na stronę Armii Ludowej i wojsk radzieckich. Podporządkował się PKWN w Lublinie, organizował komendę MO w Nowym Targu, a następnie został mianowany szefem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. W tym samym czasie dochodzenie przeciwko Kurasiowi zaczął jednak UBP na szczeblu województwa i w kwietniu 1945 roku „Ogień” ponownie uciekł ze swoimi ludźmi do lasu. Tym razem postanowił walczyć z władzami komunistycznymi.
Kuraś zebrał pod swoją komendą byłych żołnierzy AK i stworzył liczny oddział „Błyskawica”, który atakował wszystkich funkcjonariuszy nowch władz, żołnierzy UB oraz NKWD, a także „dyscyplinował” ludność, co podobno przybierało postać rabunków i gwałtów. Doskonale zorganizowany i zaskonspirowany oddział „Ognia” dokonał nawet 18 sierpnia 1946 akcji odbicia więźniów z Więzienia Św. Michała w Krakowie.
Szczęście ostatecznie odwróciło się od Kurasia 21 lutego 1947 roku, kiedy to został on otoczony przez komunistyczne siły bezpieczeństwa w Ostrowsku koło Nowego Targu. „Ogień” nie poddał się jednak i wybrał samobójczą śmierć – ranny w skroń zmarł w szpitalu w Nowym Targu 22 lutego. Nie wiadomo do dziś, gdzie został pochowany.
Wciąż niejasna jest też jednoznaczna ocena działań Kurasia podczas wojny i po jej zakończeniu.Według jednych był on bohaterskim bojownikiem o wolność, walczącym najpierw z Niemcami, którzy zamordowali jego rodzinę, a później z komunistyczną dyktaturą. Inni twierdzili natomiast, że „Ogień” i jego ludzie terroryzowali i grabili miejscową ludność, dopuszali się gwałtów na kobietach, morderstw i aktów nieuzasadnionego bestialstwa. Kurasia bać się mieli nie tylko Polacy, lecz również tutejsi Żydzi, a także Słowacy po drugiej stronie granicy. Jak było naprawdę? Tego chyba nie ustalimy nigdy. Może najprościej byłoby założyć, że Kuraś „Ogień” był po prostu produktem bezwględnych, brutalnych czasów, w których żył?
Na trudne pytania niech jednak lepiej odpowiadają historycy. Czas ruszać w dalszą drogę i zostawić wojenne Gorce za sobą. Za tydzień będziemy już w całkiem innych górach i przewodnik też będzie już całkiem zwyczajny. Do zobaczenia w Beskidzie Sądeckim.
Adam Nietresta