Niedawno minęła rocznica, więc wspomnę Włodka, bo był z Niego nieprzeciętny Gość. 12 października 2013 r., w niedzielę, Władysław Cywiński zginął w Tatrach. Spadł zachodnim urwiskiem Tępej w Tatrach Słowackich. Ta smutna wiadomość zeelektryzowała Zakopane i środowisko ludzi gór. Jakie życie, taka śmierć. Tak powiedzą Ci, którzy Go znali. Z drugiej strony żal. Bo tyle tych śmierci było w tym roku: Tomek, Maciej, Peter, Artur, a teraz On. Taki rok. Po prostu, ktoś powie. Ale czy na pewno? Dość. Teraz wracam do życia Cywińskiego. Jaki był?

„Tatry są najważniejsze” - wspomnienie o Władysławie Cywińskim w 5. rocznicę Jego śmierci w Tatrach
Włodek jakim Go pamiętamy
, źr. Facebook

Włodek był czołowym „tatrologiem”. Szczegółowym do bólu znawcą topografii Tatr. Stanął na wszystkich nazwanych szczytach tych gór. Poruszał się po nich elegancko – lekko i z zawsze z klasą. Zbierał dane o szczytach, drogach, tworzył nazwy. Tak samo poruszał się na dole. W stosunkach z ludźmi miał podobną, co w górach klasę, był otwarty, rzetelny, szeroko uśmiechnięty, dowcipny. Charyzmatyczny. I najważniejsze - wiecznie młody. Takiego Go pamiętam. W Górach odnalazł największą pasję. Najbardziej pokochał nasze góry, bo Tatry dla Włodka to było Największe Uwielbienie. Mawiał: - ile razy idę do schroniska w Morskim Oku, widząc mur szczytów zatrzymuję się i towarzyszy mi to samo niezwykłe uczucie zachwytu. Za każdym razem.

„Tatry są najważniejsze” - wspomnienie o Władysławie Cywińskim w 5. rocznicę Jego śmierci w Tatrach
W Dolince za Mnichem, źr. Facebook

„Tatry są najważniejsze” - wspomnienie o Władysławie Cywińskim w 5. rocznicę Jego śmierci w Tatrach
Przy Bystrych Stawkach, źr. Facebook

Wprowadzenie, czyli Włodek – człowiek gór...

Trudno pisząc o takim wybitnym człowieku tak, by uniknąć banału. Wierzę jednak, że serce poprowadzi instynktownie moje wspomnienie o Włodku tak, by było Prawdziwym Wspomnieniem. Będę jednak uważał na słowa. Czytelnikowi należy się wyjaśnienie. Nie byłem jakoś bardzo blisko związany z Włodkiem, ale znałem Go i bacznie mu się przyglądałem. Od wielu lat. Podziwiałem, że w wieku ponad 70 lat ma kondycje 40 latka i wygląd przystojniaka. Że, jakbym powiedział, bardzo ładnie się starzeje. Że ma wiatr w nogach. Że wspina się w terenie trudnym i porusza się w nim w tak pewny i profesjonalny sposób. I taki szybki. Był najlepszym znawcą topografii naszych najwyższych gór. A cóż to takiego ta „tatrologia”? Tak powinno się nazywać szczegółowe znawstwo Tatr. Skoro są takie nauki jak, biologia, muzykologia i inne, i mają swoje fachowe nazwy, to poznawanie Tatr, oczywiście mam na myśli poznawanie tych gór w tak doskonałej formie, jaką osiągnął Cywiński, powinno być nazwane „tatrologią”. Tatry odwzajemniły w pełni, jak potrafiły najlepiej, tę pasję. Stworzyły Włodka i nam go zabrały. Wiara podpowiada mi jednak, że nie można się buntować przed takim porządkiem spraw i rzeczy. Tak właśnie miało być. Odszedł w pełni sił, w swoich górach, wykonując swoją pasję i pracę. Ale żal jest i to wielki. „Od śmierci w dolinach uchowaj nas Panie” - mawiają. W każdym razie Tatry nie miały dotąd wielu takich wielbicieli jak On. Tak myślę. Władysław Cywiński całe swoje życie poświęcił na ich jak najbardziej dokładne poznanie. Ostatnio zbierał materiały do kolejnego tomu swojego szczegółowego przewodnika taternickiego, którego głównym „bohaterem” miała być grań główna Tatr. Wszystkie szczegóły dotyczące Tatr starał się sprawdzić osobiście i był w tym perfekcjonistą. Nie wierzył autorytetom i miał rację. Włodek był też człowiekiem wielu pasji. Wielu wymiarów. Znał dobrze literaturę. Miał przyjaciół. Lubił dobrą muzykę klasyczną. Lubił ludzi. Ale po kolei.

Z Wilna w Tatry...

Władysław Cywiński, „Włodek”, bo tak wszyscy o Nim mówili, urodził się 12 sierpnia 1939 r. w Wilnie. Tam spędził pierwsze 7 lat życia. Wykształcenie: Szkoła Podstawowa w Olsztynie 1952, Liceum Ogólnokształcące w Olsztynie 1956, Wydział Łączności Politechniki Gdańskiej 1956-63. Inżynier w Przedsiębiorstwie Geofizyki Przemysłu naftowego w Krakowie 1963-65, inżynier ZURiT w Zakopanem 1965-66. Kierownik zmiany w stacji Linii Radiowej m. in. Luboń Wielki k. Rabki 1966 – 82. Ratownik zawodowy Grupy Tatrzańskiej GOPR i TOPR (ok. 1500 godzin dyżurów rocznie, ponad 500 akcji ratowniczych, instruktor ratownictwa) w latach 1982-1995. Przewodnik tatrzański (III klasy 1967, II klasy 1969, I klasy 1970, instruktor 1972 – i członek komisji egzaminacyjnej przewodników tatrzańskich. taternik (w dorobku taternickim ok. 100 nowych dróg, nie pobity dotąd rekord bez grupy wspierającej przejścia głównej grani Tatr w trzy i pół dnia. W latach PRL przez ok. 10 lat był członkiem grupy przemycającej przez Tatry Zachodnie na Słowację nielegalne materiały polityczne i religijne. Uważał, że w ten sposób walczy z socjalistycznym systemem. Był autorem licznych artykułów o tematyce górskiej, głównie tatrzańskiej, z dużym naciskiem na ekologię i ochronę przyrody, m. in. w czasopismach: „Tatry”, „Maćkowa Perć”, „Góry”, „Taternik”, „Magazyn Górski”, „Tygodnik Podhalański” oraz publikacji książkowej „Góral z Wilna. Tatry, seks, polityka” (Poronin 2002). Niektórych poglądów, zawartych w tej książce, nie akceptowałem. Mimo jednak różnicy zdań rozmowa z Włodkiem zawsze była przyjemnością. Można się więc pięknie różnić i ze sobą rozmawiać. Zwieńczeniem górskiego życiorysu Włodka była seria 18. przewodników szczegółowych po Tatrach. Odznaczenia: otrzymał Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski oraz liczne odznaczenia w dziedzinie przewodnictwa i ratownictwa m.in. na 100-lecie powstania TOPR. Hobby: góry, polityka, sport, nauki biologiczne i ścisłe, filozofia i muzyka. Mieszkał w Zakopanem na Pardałówce. To garść danych biograficznych i encyklopedycznych. A teraz o tym, jaki był.

Włodek, jakiego pamiętam...

Dla Władysława Cywińskiego Góry, a konkretnie Tatry, stały się Domem. Pojęcie, że Góry stały się dla kogoś Domem, wymaga jednak pewnego wyjaśnienia. Dzień w dzień pisał o Tatrach lub był w nich. Pamiętam, jak kiedyś opowiadał mi, że trzy razy w tygodniu odwiedza masyw Ganku, zbierając materiał do kolejnego tomu przewodnika szczegółowego. Kondycja warta pozazdroszczenia. Miał ulubione miejsca: Morskie Oko, Dolinę Białej Wody, a zwłaszcza masyw Młynarza. Miał też poglądy, który się trzymał. Włodek był przeciwnikiem jakiegokolwiek ułatwiania dostępu do gór. Czymkolwiek. Autem, furmanką, czy asfaltem. Był przeciwnikiem ułatwiania szlaków turystycznych. Był też zadeklarowanym przeciwnikiem urzędniczych zakazów dotyczących gór. Zamykania Tatr Słowackich. Mawiał: „lepszy kulturalny turysta poza szlakiem nawet, niż cham na szlaku”. Przekornie, kiedyś zapytał na wykładzie, czy wiemy, jaki jest najczęstszy odgłos, słyszany w rezerwatach? Odpowiedzi były różne. Wreszcie Włodek odpowiedział: - piła motorowa... Był zwolennikiem skasowania wjazdu dorożek konnych do Morskiego Oka. Tych poglądów i jeszcze wielu innych, zawsze się trzymał i był im wierny. Miał też wyrobiony pogląd na pisanie o Tatrach. Mówił, że będzie pisał dotąd, dokąd będzie w stanie chodzić na swoim poziomie (czyli: wysokim) po Tatrach...

Kilkakrotnie miałem przyjemność bycia z Nim w górach i za każdym razem obserwowałem człowieka, u którego było widać autentyczną, ogromną pasję do tego, co robi. Taki przykład. W 2009 r. podczas jesiennej, kursowej wycieczki na Lodową Przełęcz Mistrz dał nam pokaz swojej wirtuozerii w opisie roztaczającej się z tej wysokiej przełęczy panoramy. Pogoda była znakomita – widoki takie same. Włodek zasiadł w środku grupy kursantów i opisując widoczne szczyty i przełęcze, „od ogółu do szczegółu”, dodawał do swojej przeciekawej opowieści mniej i bardziej znane fakty z historii taternictwa, turystyki, ratownictwa, a nawet ciekawostki przyrodnicze. Zrobił to tak pięknie, nazwałbym estetycznie i płynnie - w dodatku wypowiadał się naprawdę piękną polszczyzną - że jestem pewien, iż gdyby tego dnia obok nas zasiadł na piarżysku pod przełęczą sam „król tatrzański” Tytus Chałubiński z Heleną Modrzejewską, Walery Eljasz i Stanisław Witkiewicz – legendowe postaci zakopiańskie, to biliby mu brawo i urządzili owację na stojąco. Ja też miałem na to ochotę. Gdy skończył 70 lat nie zwalniał w działaniu i w górach wciąż był szybki i miał znakomitą kondycję. Był zaprzeczeniem tego, że nieuchronny przecież upływ czasu powoduje, że starzejemy się. On był ciągle młodym, fizycznie i psychicznie człowiekiem. Nie skarżył się nigdy na nic, co jest ponoć takie polskie. Nie narzekał. Jednocześnie był skromny, nie wywyższał się, mimo ogromnej przecież wiedzy szczegółowej i nawet jak ktoś z nas podczas kursowych wycieczek „palnął” jakiś błąd dotyczący topografii Tatr, to wysłuchał go w spokoju i najwyżej poprawił. W październiku 2010 r. podczas wycieczki w słowackie Tatry Wysokie wszyscy z serca życzyliśmy mu zdrowia i kontynuacji wielkiej pasji. - Wszystkiego najlepszego Włodku! - chóralnym echem rozbrzmiały życzenia aspirantów kursu przewodników tatrzańskich 2010-2011 w schronisku przy Popradzkim Stawie. I gromkie „Sto lat” rozległo się po sali. Posypały się życzenia. Moich kolegów. Życzenia prawdziwe. Bo płynące z serca. Przecież myśmy wszyscy strasznie lubili Włodka. Był dla nas autorytetem. Jednym z najważniejszych, jeśli nie najważniejszym w kwestii Tatr.

„Tatry są najważniejsze” - wspomnienie o Władysławie Cywińskim w 5. rocznicę Jego śmierci w Tatrach
A jaki szczyt tam wystaje? Źr. Facebook

„Tatry są najważniejsze” - wspomnienie o Władysławie Cywińskim w 5. rocznicę Jego śmierci w TatrachZ kursantami pod Bystrą, źr. Facebook

O Włodku Cywińskim wspomina Maciej Pinkwart...

Jedno z najbardziej prawdziwych wspomnień o Włodku, jakie znalazłem, jest autorstwa dr Macieja Pinkwarta. Cytuję je w całości: Niech to szlag… W Dolinie Złomisk zginął Włodek Cywiński: taternik, ratownik, pisarz. Przyjaźniliśmy się, kiedyś bardzo blisko. Był wielkim melomanem - znawcą muzyki klasycznej. Dawno temu w radiu Alex robiliśmy nocne audycje muzyczne. Podziwiałem go za wiedzę, a nawet erudycję w dziedzinie sztuki (nie tylko muzyki) bardziej jeszcze niż za niebywałą znajomość gór. Był chyba jedynym, który potrafił "w oczy" postawić się Witoldowi Paryskiemu i zwyciężyć z sporze - a mimo tego zawsze mówić o nim per "Mistrz". Pisał świetne, szczegółowe przewodniki wspinaczkowe, o epokę nowocześniejsze od Paryskiego. Był w Tatrach dosłownie wszędzie, wszystko widział na własne oczy i wszystko co opisywał przeszedł osobiście. Kiedyś zabrał się do opisywania tego wszystkiego - byłem przy tym, jak z pasją zaczął uczyć się obsługi komputera. Wszystko robił z pasją: gdy był dobry, i gdy był wściekły. To ostatnie rzadko. Miał niezwykłe poczucie humoru - i żelazną kondycję. Gdy świętowaliśmy jego 70-lecie urodzin (w 2009) - wyglądał i czuł się, jakby skończył 50-tkę. Banał: został wśród tego, co kochał. Żegnaj, Włodku. Szkoda...

Niech to szlag jeszcze raz. Diabli mnie podkusili i sięgnąłem to Włodkowej biograficznej książki Góral z Wilna. Tatry, seks, polityka (2002). Dał mi w niej Włodek taką dedykację: 26-09-02. Maćkowi, z którym tworzę zakopiańsko-tatrzański kombinat wiedzy wszelakiej… A tam, pod koniec książki, taki - niech to szlag - tekst:
Trzeba się powoli szykować. Coraz częściej o tym myślę. Poza kresem naturalnym – oby nie – wybieram między dwoma sposobami zejścia z własnego wyboru: skok lub otrucie się w tajemnym zakątku. W obu wypadkach – truchło nie do znalezienia. W razie zejścia tradycyjnego: spalenie i rozrzucenie z… (to będzie wiedziała tylko Ania). Absolutnie żadne pogrzeby. Stypa i owszem. Ale pod solidnym rauszem i na wesoło. Najbliżsi znają moje upodobania: dobre piwa (Kaper. Palm, Amsterdam forte) i gustowne whisky (Chivas Regal, Ballantines, Passport Scotch). Z humorem I bez szop. Z muzyką klezmerską (płyta nr 2 z Itzhakiem Perlmanem, utwory 13, 16, 17, 18), rosyjską (może być chwila smutku, XIV symfonia Szostakowicza, Red Army Choir, numerki 1, 2, 5, 17), dla wspomnienia Ojczulka – Melodia Cygańskie Sarasatego.

40 lat temu byłem miłośnikiem prozy Hemingwaya. Taka była moda. Upodobanie szybko minęło. Dziś uważam jego literaturę i życie za absolutnie niezgodne z moimi późniejszymi (i dzisiejszymi) poglądami. I gustem. Corrida, polowanie, boks. Wszystko wzbudza we mnie wstręt. Zdecydowanie podzielam tylko smak do whisky amerykańskiego pseudo-macho. Jeszcze bardziej niż whisky podoba mi się jego sposób rozstania się z tym światem. Przeżyć swoje i zejść przy pierwszych oznakach niedołężnienia. Jan Brzechwa, z zupełnie innej literackiej półki – też imponuje mi sposobem opuszczenia tego najlepszego ze światów. Gdy był ciężko i nieuleczalnie chory, napisał cudowny wiersz:
Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.

Włodek, zawsze miałeś klasę! Trochę zazdroszczę. Ale czekaj! Whisky Passport Scotch już odkorkowuję... Shake hand i szacun...

Moje wspomnienie...

W latach 2010-2011 brałem udział w kursie na przewodnika tatrzańskiego. Włodek był naszym wykładowcą. Ależ było z Nim wesoło i fajnie! Urządzał nam zagadki topograficzne o Tatrach. Na zeskanowanych zdjęciach, prezentowanych na dużym ekranie, mieliśmy zgadywać poszczególne szczyty, żleby, turnie, turniczki i granie. Była to najlepsza forma nauki o Tatrach. Dlatego wykłady Włodka i te zgadywanki, wspominamy pewnie jako jedne z najpiękniejszych chwil z kursu. Potem urządzał nam sprawdziany. I to trudne diabelnie. I pamiętam wycieczki z Włodkiem. Było ich kilka. Szedłem z nim na Granaty i do Żlebu Dragea, na Błyszcz i na grań Kościeliskiej, na Wrota Chałubińskiego i Koprowy Wierch. Zawsze było ciekawie, choć nadążyć było trudno... I pamiętam lodowate piwo pite razem z Nim w przewodnickim gronie, w bufecie u wylotu Olczyskiej w upalny dzień. Smakowało wybornie. Ludzie lgnęli do Włodka i był lubiany. Miał charyzmę w kontaktach z ludźmi. Bez dwóch zdań ją miał.

„Tatry są najważniejsze” - wspomnienie o Władysławie Cywińskim w 5. rocznicę Jego śmierci w TatrachNa Wrotach Chałubińskiego, źr. Facebook

Pamiętam, jak spotkaliśmy się we wrześniu br. przy Ośrodku Edukacyjnym TPN. Ucięliśmy sobie krótką, ale miłą pogawędkę. Włodek się uśmiechał i słowo w słowo rozmowa kleiła się. Miło się z nim rozmawiało. Z każdej takiej rozmowy wynosiłem jakąś naukę. O Tatrach, o ludziach tych gór. Na koniec rozmowy Włodek powiedział: - Bo wiesz, Tatry są najważniejsze. Uścisnęliśmy sobie ręce i poszedł w swoją stronę. Wtedy zrozumiałem „klucz” do biografii tego człowieka. Dla Niego te Góry były najważniejsze. Były celem życia i spełnieniem pasji. Taka pasja, jak włodkowa, nie zna granic. Życie szło, a nam, zakopiańczykom wydawał się Nieśmiertelny. Zawsze we wspaniałej formie psychicznej i fizycznej. Zawsze uśmiechnięty. Zawsze z plecakiem w czerwonym polarze. Pamiętam jego tubalny głos, miękki krok zdradzający lekkość człowieka gór, uśmiech. Jeszcze na dwa dni przed feralnym wypadkiem mijałem Go na ul. Chałubińskiego w Zakopanem. Znowu na Jego widok szeroki uśmiech. Wspomnienie o Włodku Cywińskim – człowieku gór, nie może być wspomnieniem smutnym. Bo żył pięknie, w górach, będąc pomiędzy niebem a ziemią. W swoim świecie – tatrzańskim. Co zapamiętałem najbardziej? Wciąż widzę uśmiechniętą twarz Włodka. Wciąż cieszę się bardzo, że spotkałem Go na swojej drodze. Wciąż pamiętam sakramencko silny uścisk jego ogromnej łapy. Znawstwo gór. A jakie Dziedzictwo pozostawił? Że Tatry są najważniejsze. Że trzeba całe życie trenować, by być dobrym i rozwijać się. Trzeba mieć pasje. Śmiać się z ludźmi, mieć przyjaciół. Mieć poglądy i bronić ich. Czytać książki. Pić tylko wyjątkowo dobre alkohole i zawsze z umiarem. I starać się być dobrym, a może i bardzo dobrym, w tym, co się robi. Prochy Włodka spoczęły w miejscach, które ukochał najbardziej... Pozostała też pamięć. Włodek, żegnając Cię na zakosowych łamach, wiem, że tam na górze powitali Cię Witold H. Paryski i Wiesiek Stanisławski, Vlado Tatarka, Maciej Berbeka, Piotr Malinowski i Peter Šperka. I szereg prawdziwych jak Ty ludzi Gór. Nie mówię żegnaj, powiem raczej – do zobaczenia.

Tekst był publikowany w Magazynie "Góry"
Wojciech Szatkowski