Kto po górach chodził, zapewne słyszał, że lepiej wchodzić, niż schodzić. Być może nie wszyscy się z tym zgadzają. Czy rzeczywiście zejście ze szczytu trudniejsze niż jego zdobycie? Najmłodsza Polka na Evereście przyznaje o raz kolejny, że „tak!”

„W zeszłym roku nie wiedzieć jakim cudem zgubiona droga z Everestu, totalne wyczerpanie, ogromny ból w szyi zejście bez tlenu z C4, awaryjny nocleg w obozie pod Lhotse. Kolejnego dnia wypadek, uderzenie przez skałę i akcja ratunkowa. Do tego mogę powiedzieć, że mój stan umysłu i postrzegania rzeczywistości, były w bardzo kiepskim stanie po 3 dniach w strefie śmierci. Pamiętam, że znalezienie logicznej odpowiedzi na zadane pytanie zajęło mi wtedy z 8x dłużej niż normalnie” – pisze na swoim facebookowym profilu Magdalena Gorzkowska.

 

 

Zejście ze szczytu trudniejsze niż jego zdobycie ❓

 

 

- Myślę, że problem bardzo długiego i mozolnego zejścia nie tkwi jedynie w utracie siły fizycznej, a zupełnie gdzie indziej. Mianowicie w naszym centrum dowodzenia, czyli w naszej głowie – twierdzi himalaistka. - Uważam, że sednem sprawy jest brak wystarczającej motywacji. W końcu „główne” zadanie jest już wykonane. Szczyt zdobyty, wystarczy tylko zejść. Te ,,tylko” jest moim zdaniem największym problemem. Do zejścia nie przywiązujemy wystarczającej wagi. Moim priorytetam w czasie zejścia jest przede wszystkim to żeby KONTYNUOWAĆ schodzenie mimo wyczerpania i nie popełnić błędu, który wiele osób popełniło. Mianowicie usiąść, zasnąć i nigdy już nie wstać. A zasnąć jest bardzo łatwo będąc już ponad dobę non stop „w akcji”. Z tego powodu także mam przy sobie Szerpę, by miał mnie na oku. Teoretycznie mam nad tym kontrolę, ale wiem jak łatwo mogę ją stracić. Tak więc, w mojej głowie jest to żeby po prostu zejść.

Jak podsumowuje Gorzkowska, najważniejsze to to, by się nie spieszyć..

- Wszyscy mamy ogromny POTENCJAŁ, z którego często nawet nie zdajemy sobie sprawy. Nawet wtedy kiedy czujemy się wrakiem człowieka, potencjał ludzkich możliwości jest ogromny. Wszystko kryje się w naszych głowach i w tym jakie myśli je zdominują – rozmyśla zdobywczyni Everestu. - Nieraz możemy coś zrobić o niebo lepiej, czy szybciej, tylko czy w ogóle o tych możliwościach pomyślimy? Trzeba „tylko” dotrzeć do złóż własnego potencjału i wykorzystać go. To my sami sterujemy sobą. Każdy działa inaczej i motywacje znajdzie w czymś innym. W górach najwyższych musisz znać cały swój system na wylot i wiedzieć jak uruchomić wszystkie funkcje. Szczególnie trudno jest to zrobić, gdy ciało odmawia posłuszeństwa, ale to w głowie jest nad nim kontrola. Tam gdzie jeden widzi przepaść, inny spojrzy szerzej i dostrzeże trampolinę. Bądź świadom, że możliwości znajdą się zawsze, musisz tylko chcieć i potrafić je dostrzec.