Pomysł wejścia na Aconcague narodziła się w schronie "Valocie" tuż pod Mount Blanciem w 2016 roku kiedy to pogoda zmusiła nas do zostania na noc. Poznałem, tam człowieka, który mnie mocno zainspirował do  kontynuacji następnych wyjść w góry którą zaszczepili mi rodzicie we wczesnych latach dzieciństwa.
Mogę Tu śmiało przedstawić to Zbyszek Bąk. Po zejściu już z blancka szybko ze swoją grupą załapaliśmy bakcyla i umówiliśmy się na przyszły rok.

Kilka miesięcy przed wyjazdem do Argentyny zacząłem mocno trenować formę by nie zawieść siebie i grupy a także by wrócić cały przy okazji zdobywania szczytu. Jak wiemy "Aco" jest trudnym przeciwnikiem wiec trzeba się przyłożyć.

Podczas treningów spotkałem kolejną osobę w swoim życiu dla której moje codzienne zmagania były czymś więcej i od tej chwili trenowałem w śniegu i deszczu w koszulce Irka chorego na raka. I obiecałem sobie że dotrwam do końca i zaniosę tę koszulkę na szczyt.

andy

Tak minęły 3 miesiące z 20kg piasku na plecach po schodach. W końcu wyjechaliśmy do Argentyny. Pierwsze dni i mordercza walka z upałem sięgającym 40 stopni i przejście korytem około 20 km, prawie wyschniętej rzeki były wyczerpujące do tego stopnia że miałem dość. Dzień odpoczynku był zbawieniem .

Kilka dni spędziliśmy na aklimatyzacji podczas, której chodziliśmy do góry i na dół i tak bez końca, to plecaki na górę to małe plecaki na dół, to następnego dnia obozowisko na górę i nocleg.

Andy

Ostatni atak szczytowy zupełnie przypadkiem wychodził w moje okrągłe 40 urodziny, tym bardziej ekscytacja brała górę nad zmęczeniem, szybko jednak pogoda zmieniła plany i w sumie szczyt zdobyty został dzień później.

Ostatnie podejście 23 stycznia było niespotykaną walką o każdy metr, o każdy krok. Zmęczenie było na tyle duże że co jakiś czas pojawiała się myśl... Wracam... ale wtedy wąska grupa współtowarzyszy Tomka i Pawła sprawiła że wzajemne nakręcanie się i pilnowanie tempa, a także zachowań sprawiała, że to wszystko ma sens.

Po ciężkich 6 krokach i odpoczynku i kilku następnych takich sekwencjach szczyt zdobyty został trochę po 15, radość ogromna i pierwsze o czym pomyślałem... zdjęcie dla Irka ze szczytu.

Andy

Potem powrót szybko bo zaledwie 12 minut byliśmy na szczycie. Po drodze pomogliśmy koleżance, która zaniemogła i niestety nie zdobyła Anki ale w tym wypadku zdrowie i życie jest najważniejsze, a góra będzie zawsze czekała na nas.

Wpadłem do namiotu i zasnąłem prawie w ubraniu. Dwa dni po już byliśmy w Mendozie i mogłem otworzyć szablą szampana urodzinowego. Wejście na szczyt zadedykowałem Irkowi by walczyć o każdy kolejny dzień życia.

Specjalne podziękowania dla:
Homohibernatus
Zbyszka Bąka i całej mojej grupy :)

Oto mój profil na Facebooku

W listopadzie zapewne będzie Kilimandżaro a w przyszłym roku ja się uda uzbierać Elbrus i Denali oczywiście wszystkie wejścia dedykowane i sercem poświęcone chorym na raka

W czerwcu będę prowadził prelekcje na temat pokazania ludziom charakterystycznej więzi ludzi gór i walki o życie dla innych , całość odbędzie się we Wrocławiu.

Pozdrawiam, Paweł.