Żył prawie 94 lata, a ponad 80 lat jego życia wypełniły góry – tak pisano o Zdzisławie Dziędzielewiczu- Kirkinie (1916-2010), taterniku, alpiniście, ratowniku TOPR, przewodniku tatrzańskim. Popularny „Dziędziel” bywa też nazywany jednym z ojców polskiego taternictwa. Z górami zetknął się po raz pierwszy, gdy miał 13 lat. Wtedy, razem z rodziną zamieszkał w Zakopanem.

Na początku, jako członek I Zakopiańskiej Drużyny Harcerzy, poznawał Tatry turystycznie i na nartach. A w 1936 roku razem z kolegami z harcerskiej Sekcji Turystycznej powołał grupę sportową, którą nazwali „Makolągwami”. Wspólnie, ze specjalnie sprowadzonych niemieckich książek alpinistycznych, poznawali technikę hakową. Później wspinając się w Tatrach teorię ćwiczyli w praktyce. Było to tuż przed wybuchem II wojny światowej. Dokonali wtedy wielu ważnych, pionierskich, tatrzańskich przejść. Weszli między innymi na Kościelec lewą połacią zachodniej ściany (5 lipca 1939 roku) i na Granaty Żlebem Drége’a (16 lipca 1939).

zdzislaw-dziedzielewicz-kirkin

Zdzisław Dziędzielewicz-Kirkin (fot. Jan Słupski)

Wspinaczka dawała zapomnienie

1 września 1939 roku wtedy, kiedy niemieccy żołnierze wkraczali do Zakopanego, Zdzisław Dziędzielewicz- Kirkin z kolegą Stanisławem Wrześniakiem poszedł w góry. Chcieli zrobić „Drogę przez Matkę Boską” na Zawratowej Turni.
„ Prawdę mówiąc, nie bardzo zdawaliśmy sobie sprawę z grożącego niebezpieczeństwa. Nie pamiętaliśmy, jak wygląda wojna, a polityka ani nam była w głowie. Zresztą Staszek ze swoją sztywną w kolanie nogą nie podlegał obowiązkowi służby wojskowej, ja zaś miałem odroczenie jako student. Poza tym wszystkim mieliśmy porachunki z Matką Boską pod Zawratem, i to wcale nie religijnej natury” – napisał po wojnie, w 1963 roku, w opowiadaniu, które zostało wydrukowane w „Taterniku”, Zdzisław Dziędzielewicz.
W tym samym opowiadaniu wspominał, że wiadomość o wybuchu wojny zastała ich w ścianie. Nie zrezygnowali jednak ze swojego planu.
„Obserwowałem pilnie jego wyważone ruchy, wolno wypuszczając liny. Jednakże dręcząca myśl o wojnie nie chciała się już ode mnie odczepić. Nowina spadła raptownie, trzeba się z nią było oswoić, opukać ją z uwagą ze wszystkich stron. Co począć dalej, co robić? Wspinaczka dawała chwilowe zapomnienie, a ściana poczucie pewności i bezpieczeństwa. Odgradzała nas ona od ludzi, od wojny, od Niemców, od konieczności podejmowania ostatecznych decyzji” – napisał Dziędzielewicz-Kirkin.

Przez pierwsze dwa lata wojny Dziędzielewicz przebywał w Zakopanem i od czasu do czasu wspinał się w Tatrach. Później trafił do Lwowa, a po wojnie, w 1949 roku osiadł na stałe w Gliwicach. Cztery lata wcześniej, jako student Politechniki Śląskiej został członkiem Klubu Wysokogórskiego. W tym samym czasie złożył przyrzeczenia ratownicze. Był jednym z głównych organizatorów taternictwa i szkolenia wspinaczkowego na Śląsku, a także jednym z ośmiu założycieli Koła Śląskiego KW w Katowicach, a później także Sekcji Wysokogórskiej PTTK w Gliwicach. Kierował również prawie wszystkimi kursami i obozami szkoleniowymi organizowanymi przez Ślązaków. Szukając terenów do szkolenia odkrywał nieznane jeszcze wtedy rejony na Jurze, między innymi Rzędkowice.

Przez cały czas wytrwale się wspinał i pokonywał nowe drogi. W 1946 roku wspólnie ze znajomymi eksplorował południowo- zachodnią grań Żabiej Lalki, a w 1951 roku wszedł nową drogą na Kościelec. Z kolei 2 kwietnia 1953 roku dokonał pierwszego zimowego przejścia Żelbu Drég’a, a w 1956 roku był pierwszy zimą na południowej ścianie Nowoleśnej Turni Pośredniej.
W 1957 roku brał udział w pierwszej po wojnie polskiej wyprawie na Kaukaz i 10 września stanął na wschodnim szczycie Elbrusa. W 1960 roku zaczął wyjeżdżać w Alpy Wschodnie i Dolomity. W świat gór wysokich wprowadził między innymi Wandę Rutkiewicz, a w Tatry przywoził nowinki techniczne, między innymi jako jeden z pierwszych pojawił się tam w kasku.
W 1961 roku we współpracy z Tadeuszem Kozubkiem narysował powieloną przez Koło Gliwickie KW mapę „Tatry Wysokie” w skali 1:25.000, która przez wiele lat była w Klubie podstawą nauki topografii.

zdzislaw-dziedzielewicz-kirkin-1

Kaukaz 1957 (fot. Jan Słupski, www.nyka.home.pl)

Ślizgał się wokół domu

Inną jego pasją było narciarstwo wysokogórskie. Przez wiele sezonów prowadził szkolenie taternickie na kursach Komisji Turystyki Narciarskiej PTTK. Bywał też instruktorem na obozach ski-alpinizmu w Dolinie Pięciu Stawów. Pierwsze narty dostał w wieku dziesięciu lat. Były sosnowe, nieklejone, zrobione z kawałka drewna. – Na początku ślizgałem się wokół domu. Pierwszy zjazd wykonałem pod Krokwią. Potem jeździłem w Nowym Targu i innych podhalańskich miejscowościach, ale narty sosnowe złamałem, więc dostałem, nowe, lepsze, jesionowe – opowiadał w 2008 roku „Tygodnikowi Powszechnemu”, Zdzisław Dziędzielewicz.

Mając 90. lat wciąż jeździł na nartach, wspinał się po drogach trójkowych i starał się być aktywny. W rozmowach z dziennikarzami wspominał, że na 80. urodziny koledzy z KW Gliwice dali mu nowoczesne narty firmy Atomic.
Zdzisław Dziędzielewicz- Kirkin mimo tego, że zapisał się, jako ważna postać w historii Tatr podchodził do życia i siebie z ogromnym dystansem. Dowodem tego może być fakt, że na jednym z gliwickich spotkań z seniorami, które odbyło się cztery lata przed jego śmiercią, opowiadał o tym jaki będzie miał grób. – Tablica jest już zrobiona, przypominająca góry, ze znakiem lilii harcerskiej na samym środku, bez znaków świętej pamięci, bo uważam, że to niepotrzebne.

Matylda Młocka