„Wspinałem się na Jurze Krakowsko- Częstochowskiej, później w Tatrach, a dopiero po tym przyszedł czas na większe wyprawy” – powiedział Artur Hajzer w wywiadzie, którego udzielił mi zaraz po tym jak wyruszyła z Polski zimowa wyprawa na Broad Peak, a dokładnie w styczniu bieżącego roku. Opowiadał wtedy o szansach, marzeniach, ale także wspominał. Był to jeden z ostatnich wywiadów, który udało się przeprowadzić z Arturem Hajzerem. Szkoda, że już więcej nie będzie takiej okazji, bo świetnie się z nim rozmawiało. 

- Pod koniec grudnia wyruszyła i będzie trwała do marca polska wyprawa na niezdobyty jeszcze zimą ośmiotysięcznik Broad Peak. Została ona zorganizowana w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy 2010-2015. Tym razem to nie pan został kierownikiem. Jest nim Krzysztof Wielicki. Dlaczego? 
- Kierowałem już dwoma zimowymi wyprawami na Broad Peak. Pierwsza była zimą 2008-2009, a druga na przełomie 2010-2011. Żadna z nich nie odniosła sukcesu. Zdobyliśmy wysokość 7600 m. Szczytu nie udało się osiągnąć pomimo tego, że obie wyprawy odbyliśmy w bardzo silnym składzie z dobrym przygotowaniem treningowym. Moja wiara w to, że wreszcie się uda została poważnie nadszarpnięta. Ile razy można próbować?

- Pewnie aż do skutku...
- Polacy podjęli w sumie 3 próby zdobycia Broad Peaku zimą a obecna wyprawa to 4 próba. Mam poważne wątpliwości, czy to w ogóle jest możliwe. Dlatego potrzebny był kierownik ze świeżym spojrzeniem, który wierzy w sukces.

- Wygląda na to, że cała ekipa wierzy w sukces. Jeden z jej uczestników, Adam Bielecki, podczas konferencji prasowej, która poprzedzała ich grudniowy wyjazd powiedział nawet, iż czuje, że im się uda.
- To prawda. Cały zespół jest przekonany, że wejdzie. Jednak to głównie trójka młodych, czyli Artur Małek, Adam Bielecki i Tomasz Kowalski mają największe szanse stanąć na szczycie.

artur-hajzer-ostatni-wywiad-m-1

 Zimowa Wyprawy na Broad Peak w 2011 roku, Artur Hajzer pierwszy z prawej. Fot. Polski Himalaizm Zimowy.

- A Krzysztof Wielicki, Maciej Berbeka? Przecież to legendy polskiego himalaizmu.
- Oni będą raczej wspierać młodych swoim doświadczeniem. Biologii nie da się oszukać. Pomimo treningów i dobrej kondycji zarówno wytrzymałość jak i wydolność w ich wieku są już dużo słabsze.

- Z kolei młodzi nie mają tak wiele doświadczenia. W 2011 roku, kiedy próbował pan wspólnie z mniej doświadczonymi, młodszymi himalaistami zdobyć Makalu mieliście poważne kłopoty przy schodzeniu. Media zaczęły nawet pisać, że naraża pan tych młodych ludzi na utratę życia.
- Właśnie dlatego teraz pojechało z nimi dwóch, doświadczonych himalaistów. Poza tym z falą krytyki spotkałem się już wtedy, kiedy oświadczyłem, że zamierzam stawiać na młodych.

- Dlaczego?
- Pojawiały się opinie, że młodzi ludzie są leniwi, mają słabą motywację, a na ośmiotysięczniki zasługują tylko ci doświadczeni. Trzeba sobie jednak zdać sprawę z tego, że wyprawy nie da się już zorganizować metodą Andrzeja Zawady. On skrzykiwał zawodników w ostatniej chwili, a pomimo tego wszyscy byli mocni i świetnie przygotowani. Do uczestnictwa w wyprawie na Mount Everest w 1980 roku zgłosiło się aż 71 osób.

- Naprawdę? To niemożliwe.
- Z dzisiejszej perspektywy jest to rzeczywiście nieprawdopodobne. Teraz chętnych jest dużo mniej. Dlatego trzeba podchodzić do organizowania wypraw w sposób dużo bardziej metodyczny i robić to z wyprzedzeniem.

- No tak, ale dziś sprzęt jest dużo lepszy i bezpieczniejszy, a jednak większość polskich sukcesów w górach wysokich to czasy PRL, a w szczególności lata 80. Dlaczego?
- Spowodowały to absurdy komuny. Paradoksalnie, warunki panujące w PRL sprzyjały tej dyscyplinie. Himalaizm dawał możliwość samorealizacji i spełniania swoich ambicji. Dziś młodzi ludzie mają dużo więcej możliwości. Prawie wszystko, czego się dotkną daje im możliwość samorealizacji. Właśnie dlatego góry wysokie nie są już tak atrakcyjne jak w latach 80.

- Czy dostępny wówczas sprzęt górski nie był dla was barierą?
- W jakimś stopniu był. Głównie z powodu jakości sprzętu w latach 80. nie udało się zdobyć zimą tych ośmiotysięczników, które nam jeszcze zostały, czyli K2, Nanga Parbat i Broad Peak.

- Co z nimi jest nie tak, jak z pozostałymi?
- Wszystkie są położone w Pakistanie w Karakorum. Tam warunki pogodowe są znacznie gorsze i trudniejsze do wytrzymania niż w Himalajach Nepalu. W Karakorum przez ponad 20 lat nie dokonały się żadne, nowe, zimowe wejścia. Dlatego musiał się dokonać postęp techniczny.

- Co się zmieniło?
- Przede wszystkim sposoby łączności. Teraz mamy telefon satelitarny, przez który można się połączyć z każdego miejsca góry. Na bieżąco mamy dostęp do prognoz pogody. Jeśli chodzi o pozostały sprzęt od raków po czekany czy odzież to wszystko jest dużo lżejsze niż jeszcze 20 lat temu. Dzięki temu możemy się szybciej poruszać. W istotny sposób zmieniły się też buty.

- Sprzęt się zmienił, a ludzie? Wciąż najbardziej znanymi himalaistami pozostają Krzysztof Wielicki, Anna Czerwińska, Leszek Cichy, a także ci nieżyjący Jerzy Kukuczka czy Wanda Rutkiewicz. Kiedy nastąpi wymiana pokoleniowa?
- Do tego właśnie został stworzony program Polski Himalaizm Zimowy. Chcemy dokończyć dzieło Andrzej Zawady, który wymyślił ideę himalaizmu zimowego. Pragniemy zdobyć niezdobyte jeszcze zimą ośmiotysięczniki. Jednak nie ma kto tego zrobić.

artur-hajzer-ostatni-wywiad-m-2

Konferencja, która odbyła się 9 marca 2013 w Warszawie po powrocie Polaków z wyprawy na Broad Peak. Artur Hajzer - pierwszy z prawej. Fot. Matylda Młocka.

- Polacy zdobyli zimą siedem ośmiotysięczników. Najwięcej ze wszystkich krajów, a Pan mówi, że nie ma kto tego zrobić?
- Mieliśmy prawie dwudziestoletnią przerwę. Impas przełamał w 2005 roku Piotr Morawski, który stanął na szczycie Shisha Pangmy z Włochem Simone Moro. Chcemy polskie sukcesy kontynuować, dlatego stawiamy na młodych, których staramy się do tego przygotować.

- W jednym z wywiadów powiedział Pan, że „najwspanialsi himalaiści są dzisiaj po sześćdziesiątce”. Czy to jest w ogóle możliwe, żeby ktoś ich zastąpił?
- Póki co jedyną rozpoznawalną, młodą osobą w tym sporcie jest Kinga Baranowska. Stała się taką naszą, górską celebrytką. Teraz próbuje zaistnieć także Adam Bielecki, który w marcu 2012 wspólnie z Januszem Gołębiem stanął, jako pierwszy zimą na Gaszerbrum I. Wszedł też od pakistańskiej strony na K2, co od prawie 25 lat nikomu z Polaków się nie udało. Przez trochę ponad rok udało mu się zdobyć trzy ośmiotysięczniki. Tym sposobem znalazł się w światowej czołówce.

- Amerykański portal internetowy ExplorersWeb przyznał zresztą niedawno wyprawie na Gaszerbrum I nagrodę Best of Exploreres 2012. Polacy wyprzedzili nawet nominowanego do nagrody Felixa Baughmantera.
- Dlatego potrzeba nam jeszcze więcej Adamów Bieleckich. Takie jest zresztą założenie programu Polski Himalaizm Zimowy, żeby kroku po kroku doświadczeni himalaiści dzielili się swoim doświadczeniem z młodymi. Tak jak podczas trwającej właśnie wyprawy na Broad Peak.

- Są już jakieś wieści od ekipy zdobywającej Broad Peak?
- Na razie nie ma co się szczególnych wieści spodziewać. Główne uderzenie sportowe będzie miało miejsce na przełomie lutego i marca. Teraz zbliżają się do bazy lodowcem Baltoro. Wcześniej z trudem osiągnęli miejscowość Skardu – odciętą od świata atakiem mrozów.

- Co to oznacza?
- Skardu leży na wysokości zaledwie 2200 metrów, a temperatura spadła tam do minus 27 stopni Celsjusza. Dla lokalnej ludności to szok. Domy w tym rejonie nie są ogrzewane, w sieci wodociągowej zamarzła woda, ruch na ulicach i trasach przelotowych zamarł. Jezdnie pokryte są warstwą lodu, a nie ma tam zwyczaju używania opon zimowych. Dlatego ludzie są unieruchomieni w swoich domach.

- Jeśli na tej wysokości temperatura dochodzi prawie do minus 30 stopni to jak sytuacja wygląda na szczycie?
- W bazie jest pewnie jakieś minus 35 stopni, a na szczycie około minus 60 stopni. Są to rekordowe temperatury w tym rejonie. Kiedy próbowaliśmy wejść na szczyt Broad Peak zimą 2010-2011 temperatura na szczycie osiągała rekordowe wyniki minus 52 stopnie.

- Jak człowiek się wtedy czuje? W jaki sposób reaguje organizm?
- W takiej temperaturze bardzo szybko opadamy z sił, ponieważ zużywamy mnóstwo energii na ogrzanie ciała. Nasze tempo poruszania się jest wolniejsze niż latem. Przez cały czas czujemy się opuchnięci szczególnie na twarzy i rękach. Mamy też poczucie otępienia. Taki mróz wpływa na naszą świadomość, dlatego wspinamy się w sposób mechaniczny, nie za wiele o tym myśląc. Największy problem sprawia wiatr, który potęguje odczuwalność niskiej temperatury.

- Co ma w takich sytuacjach największe znaczenie?
- Trzeba koniecznie pamiętać o specjalnym plastrze na nos i policzki. Gdy taki plaster odpadnie to nos jest natychmiast odmrożony.

- A co poza plastrem?
- Mamy kombinezon puchowy najwyższej jakości, w butach i rękawicach ogrzewające wkładki elektryczne, na plecach pojemnik z gorącą wodą. Dodatkowo, chusta i gogle.

- Taki sprzęt to ogromne koszty, może to jest jedna z przyczyn, dla których znani himalaiści nie mają następców?
- Jeśli masz pieniądze to możesz sobie wykupić udział w komercyjnej wyprawie na ośmiotysięcznik. Jednak to już nie jest sport, ale rodzaj turystyki kwalifikowanej. Himalaizm to nie jest sport dochodowy, a żeby w nim osiągać sukcesy trzeba przejść wszystkie szkolenia po kolei.

- Pan też szedł po kolei, po stopniach wspinaczkowej kariery?
- Tak, zrobiłem najpierw kurs skałkowy w 1976 roku. Wspinałem się na Jurze Krakowsko- Częstochowskiej, później w Tatrach, a dopiero po tym przyszedł czas na większe wyprawy. To jest fach, którego trzeba się po prostu nauczyć.

- I myśli pan, że nauka w ramach programu Polski Himalaizm Zimowy pozwoli Polakom zdobyć ten niezdobyty jeszcze zimą, a wymarzony przez wszystkich wierzchołek K2? Całkiem niedawno powszechna była opinia, że uda się to raczej Rosjanom, a nie nam.
- Ta opinia po zeszłorocznej, zimowej wyprawie Rosjan na K2 jest już nieaktualna. Tamta wyprawa skończyła się dla nich tragiczną w skutkach klęską. Być może dlatego, że wzięli w niej udział sami starzy wyjadacze, z siwymi brodami. Nikt nie wziął pod uwagę ludzi młodych. Teraz minie dużo czasu zanim przekonają do siebie na nowo sponsorów.

- To Polacy mają szanse czy nie?
- Obecnie największe szanse na K2 zimą miałby zespół międzynarodowy, czyli Polacy wśród nich Adam Bielecki i na przykład Włoch Simone Moro oraz Denis Urubko z Kazachstanu. Na to, żeby wyruszyła tylko Polska wyprawa jeszcze trochę musimy poczekać. Jesteśmy na półmetku programu, dlatego są jeszcze duże szanse na stworzenie zespołu, który za dwa, trzy lata zdobędzie zimą K2.

 rozmawiała Matylda Młocka