„Kiedy pierwszy raz widzę górę, prowadzę z nią rodzaj dialogu. Zanim wyruszę na szczyt, siedzę w obozie bazowym i przyglądam się drodze; czasem robię to godzinami. Chcę poczuć, jak działa na mnie góra, zachęcająco czy odpychająco, czy to właściwy moment do wyjścia. Przechodzę drogę w myślach. Wsłuchuję się w siebie i intuicja mówi mi, czy pasuje do mnie” – to słowa Gerlinde Kaltenbrunner zaczerpnięte z książki „Cała ja. Pasja do ośmiotysięczników”, autobiografii jednej z najbardziej znanych alpinistek i himalaistek.

"Cała ja. Pasja do ośmiotysięczników", Gerlinde Kaltenbrunner, Karin Steinbach, Wydawnictwo STAPIS

"Cała ja. Pasja do ośmiotysięczników", Gerlinde Kaltenbrunner, Karin Steinbach, Wydawnictwo STAPIS

Mimo tego, że w książce autorstwa Gerlinde Kaltenbrunner i Karin Steinbach, opisane zostały, w dość szczegółowy sposób, wyprawy na ośmiotysięczniki, co pozornie może wydawać się nużące, to publikację czyta się z zapartym tchem. Głównie za sprawą Gerlinde, która wydaje się osobą radosną, pełną pasji i w optymistyczny sposób wprowadza czytelnika w świat wysokich gór.

Początki

Gerlinde kocha ośmiotysięczniki, ale równie ważni wydają się dla niej najbliżsi: mąż, sioQstra i przyjaciele. Chce żyć, dlatego potrafi kilkaset metrów przed szczytem podjąć decyzję o odwrocie. Tak, jak wtedy, kiedy w 2007 roku wycofała się z Ramienia K2. „Bardzo trudno było podjąć decyzję o odwrocie, ale przecież potrafiliśmy we właściwym czasie zawrócić (…) Staliśmy w bazie, patrzyliśmy na K2 i powiedzieliśmy sobie, że jeszcze tu wrócimy, przecież góra nam nie ucieknie, zawsze będzie tutaj stała” – napisała w książce himalaistka.

Gerlinde Kaltenbrunner pochodzi z Austrii. Zdobyła Koronę Himalajów jako druga kobieta w historii, a pierwsza, która dokonała tego bez użycia tlenu z butli. Jej górska przygoda zaczęła się, kiedy miała osiem lat. Po raz pierwszy poszła wtedy na pieszą wędrówkę z katolicką grupą dzieci i młodzieży. Później każdego lata wyjeżdżała na obozy z proboszczem parafii w swojej rodzinnej miejscowości. „Te wycieczki były dla mnie czymś najpiękniejszym: rano zjadaliśmy porządne śniadanie, cały dzień wędrowaliśmy na świeżym powietrzu, zabieraliśmy ze sobą coś na podwieczorek, o odpowiedniej porze odpoczywaliśmy, a gdy ksiądz proboszcz opowiadał o swoich przygodach górskich, słuchałam oczarowana” – czytamy w książce „Cała ja”.

Gerlinde Kaltenbrunner, źródło: www.lowa.at

Gerlinde Kaltenbrunner, źródło: www.lowa.at

Okazuje się, że tamte chwile zapadły jej w pamięci na zawsze. Później wielokrotnie, podczas wypraw na ośmiotysięczniki, wspominała nauki księdza proboszcza dotyczące zachowania w górach.

W 1990 roku Gerlinde zaczęła się wspinać. Spodobało jej się, od tej pory starała się wiele wyjeżdżać po to, żeby się wspinać. Niebawem dokonała pierwszego przejścia w Alpach - południową granią na Kalbling w Gesäuse. Zaczęła także uprawiać narciarstwo wysokogórskie oraz wspinaczkę lodową.

W 1994 roku po raz pierwszy wybrała się na ośmiotysięcznik, Broad Peak w Karakorum. „Żeby dobrze przygotować się do wyprawy, trenowałam jak szalona. Przez całe lato 1993 roku, gdy tylko pogoda była znośna, jeździłam do pracy rowerem. Dwa razy dziennie pokonywałam czterdzieści kilometrów” – wspomina Gerlinde. Razem z innymi członkami wyprawy dotarła do przedwierzchołka (8027 m).

Zawodowa alpinistka

Przez wiele lat pracowała, jako pielęgniarka, na etacie, w szpitalu. Jednak ze względu na wyprawy potrzebowała zajęcia, które będzie dawało jej elastyczny czas pracy. Została, więc przedstawicielką jednej z firm sportowych. Jeździła samochodem od miasta do miasta i zachęcała sprzedawców do kupna produktów. W pewnym momencie przestało jej to sprawiać satysfakcję.

Gerlinde Kaltenbrunner na K2 w 2010 roku, fot. ralf-dujmovits.de

Gerlinde Kaltenbrunner na K2 w 2010 roku, fot. ralf-dujmovits.de

Po jednej z wypraw przyszedł czas przemyśleń: „Czułam, że nie chcę kontynuować; tego, co dotąd robiłam. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, bym za parę dni mogła wsiąść do samochodu i z najnowszą kolekcją sportową jeździć od sklepu do sklepu. Sprzedawanie artykułów sportowych nie sprawiało mi radości i dłużej już nie chciałam tak pracować. Uszczęśliwiał mnie alpinizm, stał się główną sprawą mojego życia. Gdybym jeszcze mogła żyć z alpinizmu!”.

Wreszcie w 2003 roku stała się zawodową alpinistką i himalaistką. Pomógł jej szum, który media zrobiły wokół niej. Udzielała coraz więcej wywiadów. Założyła firmę. Zaczęła organizować prelekcje, odczyty, pisać artykuły oraz intensywnie współpracować ze sponsorami. To dało jej większą swobodę. Mogła więcej czasu niż dotychczas poświęcić treningom oraz wyprawom wysokogórskim.

Gerlinde Kaltenbrunner na Nuptse w 2012 roku, fot. David Goettler

Gerlinde Kaltenbrunner na Nuptse w 2012 roku, fot. David Goettler

Oświadczyny na Lhotse

W górach poznała także swojego męża niemieckiego himalaistę Ralfa Dujmovitsa. Zdobyli razem wiele szczytów. W trakcie wyprawy na Lhotse, podczas której nie udało się zdobyć szczytu, Ralf się jej oświadczył: „Mieliśmy za sobą dni dobre i trudne; podejmowaliśmy trudne decyzje, męczyliśmy się do granic możliwości i przeżywaliśmy skrajne emocje (…) mieliśmy mocne poczucie wzajemnej przynależności. Ralf zapytał, czy zostanę jego żoną. Powiedziałam tak.” – wspomina Gerlinde noc, którą wspólnie z Ralfem postanowili spędzić pod gwiazdami, na wysokości 7200 metrów.

Gerlinde Kaltenbrunner z mężem Ralfem Dujmovitsem, źródło: www,ralf-dujmovits.de

Gerlinde Kaltenbrunner z mężem Ralfem Dujmovitsem, źródło: www,ralf-dujmovits.de

Śmierć w górach

W świetle ostatnich wydarzeń, w szczególności dotyczących polskich himalaistów, warto zwrócić uwagę na te fragmenty książki, w których Gerlinde Kaltenbrunner opowiada o śmierci w górach. Opisuje sytuacje, kiedy alpiniści ginęli na jej oczach. Stara się pokazać jaki wpływa ma to na tych wspinaczy, którzy zostają. Czasami śmierć przyjaciół nie pozwalała jej na kontynuowanie wyprawy. Była tak roztrzęsiona, że musiała rezygnować z ataku szczytowego.

Podczas wyprawy na Gasherbrum I w 2004 roku sama otarła się o śmierć. Jeden z hiszpańskich himalaistów, José Antonio Lopez, który zdobywał szczyt razem z nią spadł podczas zejścia. Mógł ją zahaczyć i pociągnąć za sobą. Uratowała ją szybka reakcja męża Ralfa. „Pokonaliśmy może jedną trzecią ściany szczytowej, gdy nagle Ralf krzyknął – Gerlinde! W tym samym momencie złapał mnie za ramię i pociągnął w swoją stronę. Skoncentrowana na swoich krokach, przestraszyłam się, wszystko odbywało się bardzo szybko. Obok mnie z niewiarygodną szybkością coś przeleciało, coś czerwonego, ciało”. – pisze Gerlinde.

W innej, trudnej sytuacji znalazła się wtedy, kiedy 13 maja 2007 roku, z północno-wschodniej ściany Dhaulagiri zeszła deska śnieżna. Gerlinde leżała w namiocie, gdy nagle została porwana z ogromną siłą, przez śnieg. Była przysypana i próbowała się wydostać. Udało się. Niestety zginęło dwóch jej przyjaciół. Długo nie mogła sobie z tym poradzić.

Po roku postanowiła wrócić na Dhaulagiri, żeby zmierzyć się z tym, co tam przeżyła. „Miałam zamiar wchodzić tą samą drogą. Wiedziałam, że to będzie trudne, ale nie chciałam tego od siebie odsuwać”. Tym razem się udało: „Wszystko poszło bardzo dobrze i oto teraz stałam z Davidem na szczycie Dhaulagiri. Rok wcześniej przeciwnie – nic się nie udało. Czułam głęboką wdzięczność za to, że wolno mi było stanąć tu na szczycie. Ogarnęło mnie takie wzruszenie, że aż się rozpłakałam” – wspomina Kalterbrunner.

Gerlinde Kaltenbrunner i Kinga Baranowska na K2 w 2010 roku, fot. www.kingabaranowska.com

Gerlinde Kaltenbrunner i Kinga Baranowska na K2 w 2010 roku, fot. www.kingabaranowska.com

Z książki himalaistki wynika, że jest ambitną, pracowitą, silną psychicznie kobietą. Przez mężczyzn zdobywających ośmiotysięczniki bywa nawet nazywana: „wysokogórskim buldożerem”. Z kolei Kazachowie po jednej z wypraw, na której poznali Gerlinde nazwali ją „Cinderella Caterpillar”, czyli „Kopciuszek koparka”.

Pomimo wytrwałości, siły, doświadczenia, które zdobyła przez wiele lat działalności górskiej, podchodzi do natury z pokorą. Po kilka razy potrafi atakować ten sam szczyt, ale nigdy na siłę. Dlaczego? „Ja nie chcę zdobywać szczytów, chcę w pokorze z wdzięcznością zbliżać się do nich. W spokoju wysokich gór nauczyłam się, że cele osiąga się cierpliwością, ostrożnością i zadowoleniem. W porównaniu z górami jestem mała i krucha, a mimo to one, niewiarygodnie silne, pozwalają mi wrócić”.

Wejścia na ośmiotysięczniki:

- 6 maja 1998 – Czo Oju
- 14 maja 2001 – Makalu
- 10 maja 2002 – Manaslu
- 20 czerwca 2003 – Nanga Parbat (ściana Diamir)
- 28 maja 2004 – Annapurna (droga francuska)
- 25 lipca 2004 – Gaszerbrum I (Kuluar Japoński)
- 7 maja 2005 – Sziszapangma (ściana południowa)
- 21 lipca 2005 – Gaszerbrum II (grań południowo-zachodnia)
- 14 maja 2006 – Kanczendzonga (ściana południowa, drugie kobiece wejście na szczyt)
- 12 lipca 2007 – Broad Peak
- 1 maja 2008 – Dhaulagiri
- 20 maja 2009 – Lhotse
- 23 maja 2010 – Mount Everest (od strony tybetańskiej)
- 23 sierpnia 2011 – K2

Matylda Młocka