Andrzej Bargiel – człowiek, który zmienia oblicze himalaizmu, budzi podziw, ale i kontrowersje. Specjalnie dla On the Summit o swojej działalności w górach wysokich i nie tylko w rozmowie z Bartoszem Andrzejewskim.

10604577 696648303765127_1473590899593191417_o

Fot.arch. Andrzej Bargiel (www.andrzejbargiel.com)

Bartek Andrzejewski: W ostatnich latach nastąpiło przy ogromnym udziale mediów zdecydowane nasilenie zainteresowania światem ludzi gór. Nie da się ukryć, że cała karuzela rozkręciła się głównie wokół tragedii podczas wyprawy na Broad Peak. Jak taka sytuacja wpływa na Ciebie jako członka środowiska górskiego?

Andrzej Bargiel: Wyprawa na Broad Peak jak i inne tragiczne wydarzenia, chociażby tegoroczna tragedia pod Shishapangmą team’u Dynafit na pewno nie pozostają mi obojętne i zmuszają do refleksji. W swoim projekcie do poruszania się po górach używam nart, które jednak w znaczy sposób minimalizują ryzyko.

Bartek Andrzejewski: Wtajemniczeni w górski świat zapewne pamiętają Twoje nazwisko już od momentu gdy zafundowałeś podczas Elbrus Race prawdziwy nokaut poprzednim rekordzistom. Szczyt zainteresowania Twoją osobą przypada jednak na osiągnięcia związane z eskapadami w górach wysokich. Twoje rekordowe wejścia na ośmiotysięczniki i zjazdy z nich na nartach przykuły uwagę wielu, szczególnie po ostatniej wyprawie na Manaslu i Cho Oyu. Czy nie przeszkadza Ci to w realizacji Twoich planów i założeń? Czy odczuwasz presję ze strony społeczeństwa i mediów w perspektywie dalszych działań?

Andrzej Bargiel: Od samego początku projektu, czyli 2013 r. kiedy to po raz pierwszy udało mi się zorganizować wyprawę w ramach projektu Sunt Leones oraz osiągnąć cel na Shishapangmie, pracy przed wyprawą jak i po wyprawie było naprawdę sporo. Staram się pogodzić obowiązki z realizacją planów i założeń, jak i z treningiem, który odgrywa kluczową rolę w osiągnięciu sukcesu. Mam nadzieję, że z roku na rok będzie coraz łatwiej wszystko zsynchronizować. Na szczęście mam wokół siebie coraz więcej ludzi, którzy swoim zaangażowaniem pomagają mi w realizacji planu. Jeżeli chodzi o presję to absolutnie jej nie odczuwam.

Bartek Andrzejewski: Myślę, że wiele osób, które śledzą, bądź w jakimś stopniu interesują się Twoją działalnością górską nie zdaje sobie sprawy, że poszczególne wyprawy składają się na cały projekt „Hic Sunt Leones” Czy możesz powiedzieć coś więcej na ten temat? Skąd nazwa?

Andrzej Bargiel: Hic Sunt Leones to łacińska sentencja, która w dosłownym znaczeniu oznacza „tu są lwy”. Sentencja ta służyła do oznaczania obszarów nieodkrytych, krajów nieznanych. Zainspirowany swoimi doświadczeniami, postanowiłem odczarować stereotyp himalaisty „męczennika” i wykorzystać swoje dotychczasowe doświadczenie w samodzielnym organizowaniu wypraw. Projekt ma na celu zjazdy z najwyższych gór oraz udowodnienie, że narciarstwo możliwe jest na dachu Świata.

Bartek Andrzejewski: W realizacji projektu udział poza Tobą biorą jeszcze 3 osoby. Twój brat, również skialpinista Grzegorz, Dariusz Załuski i Marcin Kin. Czy to zamknięta grupa? Planujecie w takim składzie działać do końca realizacji Hic Sunt Leones?

Andrzej Bargiel: Nie chciałbym się zamykać. Myślę, że wraz z projektem mogą się rodzić nowe pomysły, które również będę miały wpływ na skład teamu. Póki co z pewnością mogę powiedzieć, że obecny team to zespół dzięki, któremu mogę osiągać swoje cele. Bez takiego składu byłoby to niemożliwe.

Bartek Andrzejewski: Podczas pamiętnego ataku szczytowego na Sziszapangmę z 2013 roku postanowiłeś w trudnych warunkach samotnie zdobyć szczyt. Co czułeś wtedy w starciu z naturą, z potęgą Himalajów? Nie bałeś się strefy śmierci? Że braknie sił na zjazd?

Andrzej Bargiel: To była bardzo ciężka decyzja. Przez dłuższą chwilę, gdy mój brat Grzegorz zawrócił miałem w głowie bardzo dużo sprzecznych myśli. Starałem się obiektywnie ocenić sytuację, w której się znajdowałem i podjąć kroki, które będą odpowiedzialne i bezpieczne. Samego zjazdu nie bałem się ani trochę, był dla mnie zdecydowanie łatwiejszy niż wejście na szczyt.

Bartek Andrzejewski: Ostatnia wyprawa w ramach projektu zakładała wejście i zjazd z kolejnych ośmiotysięczników. Były to kolejno Manaslu i Cho-Oyu. Niestety po wspaniałym wyczynie na tej pierwszej górze, musieliście wrócić do kraju, bez zdobycia drugiej. Co się wtedy wydarzyło? Czy ma to wpływ na powodzenie całego przedsięwzięcia?

Andrzej Bargiel: Tak, zgadza się. Pomimo wielu prób podejmowanych na miejscu jak i tu w Polsce, poprzez osoby wpływowe nie udało nam się uzyskać pozwolenia na drugą górę – Cho-Oyu. Niestety Chiny często rządzą się swoimi prawami, które dla nas są nie do końca zrozumiałe. Głównym celem było Manaslu, Cho-Oyu miało być górą „przy okazji”, którą po tak świetnej aklimatyzacji można było zdobyć w bardzo dobrym stylu. Nie ma to wpływu na powodzenie projektu, na pewno pojawię się tam podczas kolejnej wyprawy i potraktuję to jako świetną aklimatyzację przed zrealizowaniem głównego celu.

Bartek Andrzejewski: W opinii niektórych osób uchodzisz za rewolucjonistę współczesnej działalności wysokogórskiej. Co możesz powiedzieć tym, którzy widzą w tym kontrowersje, którzy twierdzą, że przełamywanie przez Ciebie pewnych barier, pewnych ściśle określonych standardów działań, to igranie ze śmiercią, ignorowanie zasad bezpieczeństwa, narażanie się na poważny uszczerbek na zdrowiu?

Andrzej Bargiel: Narty dają mi ogromną przewagę. Dzięki nim mogę poruszać się o wiele szybciej co jest niesamowicie cenne na takich wysokościach. Szybkość przemieszczania się jest dla mnie kluczem do bezpieczeństwa. Nie uważam bym narażał się bardziej bądź igrał ze śmiercią. Traktuję to jako przygodę i podchodzę do tego z dużym dystansem.

Bartek Andrzejewski: Ostatnio poinformowałeś nas o zabiegu rekonstrukcji w okolicy barku. Co się stało? Czy możesz przybliżyć temat?

Andrzej Bargiel: W 2012 r. podczas pobytu na Słowacji, urządziliśmy sobie ze znajomymi freeride. Podczas zeskoku ze skały, źle wylądowałem. Narta zahaczyła o skałę i połamała się, ja natomiast spadałem 400 m w dół. W trakcie tego incydentu doznałem kontuzji barku, mimo prób nie udało się tego wyleczyć i musiałem poddać się operacji.

Bartek Andrzejewski: Na koniec chciałbym Cię spytać o dalszy plan działania. Jeśli to nie tajemnica, to co dalej? Gdzie teraz wyruszycie i kiedy możemy się spodziewać kolejnego wyczynu?
Andrzej Bargiel: W połowie przyszłego roku, czyli 2015 na pewno można spodziewać się kolejnej wyprawy w ramach projektu Sunt Leones. Celem będzie Śnieżna Pantera, czyli zdobycie pięciu siedmiotysięczników na terenach byłego ZSRR. Jako pierwszy człowiek będę chciał zdobyć pięć siedmiotysięczników na nartach, w stylu sportowym: baza – szczyt – baza.. Będę chciał również pobić rekord czasowy należący do tej pory do Denisa Urubko, który Śnieżną Panterę zdobył w 42 dni.

Bartek Andrzejewski: Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w realizacji projektu!

 

On the_Summit