Są tacy ludzie, bez których pracy, zaangażowania, nieograniczonej pasji i miłości do tego co robią, nie dowiedzielibyśmy się o wielu ważnych wydarzeniach, które miały miejsce w przeszłości, a które uchodzą po dziś dzień za rewolucyjne, spektakularne i wyjątkowe.

Takim człowiekiem bez cienia wątpliwości jest dobrze dziś znany na polskiej scenie świata ludzi gór, Bob A. Schefhout Aubertijn. Żywa encyklopedia himalaizmu. Człowiek, który poświęca każdy swój dzień na tworzenie wyjątkowego kalendarium światowego wspinania. Specjalnie dla czytelników Portalu Górskiego w rozmowie z Bartoszem Andrzejewskim.

b A. Schelfhout Aubertijn podczas prelekcji na VI ODWBob A. Schelfhout Aubertijn podczas prelekcji na VI ODW

Bartosz Andrzejewski: Bob, powiedz proszę kiedy i w jaki sposób rozwinęła się Twoja miłość do gór?

Bob A. Schelfhout Aubertijn: Myślę, że wszystko zaczęło się wtedy, gdy po raz pierwszy pojechałem z rodzicami do Austrii i zobaczyłem początkowo niższe wzniesienia (2000 – 3000 m n.p.m.) w Alpach oraz ludzi, którzy się na nie wspinali. Byłem wtedy bardzo młodym człowiekiem. Od zawsze interesowałem się minerałami i geologią. Moim zdaniem jest tak, że gdy w jakimś miejscu łatwo znaleźć minerały, to wszyscy masowo zmierzają tam, by je odnaleźć, ale gdy znajdujesz gdzieś jakiś wyjątkowy minerał, oznacza to, że miejsce nie jest odwiedzane przez dużą ilość osób. Więc chciałem się wspinać w poszukiwaniu tych wyjątkowych minerałów i zacząłem jak każdy – od chodzenia po górach, a następnie przyszedł czas na wyższe wzniesienia, bardziej spektakularne wyprawy, aż dotarłem do miejsca, w którym bezpiecznie było tylko przy użyciu sprzętu wspinaczkowego. Myślę, że tak to wszystko się u mnie zaczęło.

B.A.: Czy góry to dzisiaj temat, któremu poświęcasz najwięcej swojego czasu i zaangażowania?

Bob: Tak! Mniej więcej 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu! Nie znajduję po prostu ciekawszego tematu. Oczywiście mam też dzieci, a nawet kota, którymi muszę się zająć. Ale góry i historia wspinaczki kompletnie zajmuje mój umysł.

B.A.: Powszechnie wiadomo, że swego czasu wędrowałeś i wspinałeś się w górach świata. Jakie rejony górskie poznałeś na naszym globie?

Bob: Byłem dwa razy w Andach, w Ekwadorze, Peru. Zorganizowałem nawet wyprawę na Aconcaguę, ale przed wyjazdem uległem wypadkowi i nie mogłem niestety na nią pojechać. Chciałabym odwiedzić Patagonię w Ameryce Południowej, nie pojadę natomiast w Góry Skaliste ponieważ nie postawię stopy w Ameryce Północnej, nie ciągnie mnie do tamtego świata. Nie interesuje mnie zbytnio Afryka, tam jest dla mnie po prostu zbyt gorąco. Byłem oczywiście w Alpach, w Dolomitach, wszedłem na Ararat w Turcji. Byłem też w górach Hindukuszu, Karakorum, ale i na niższych wzniesieniach, jak te w Australii, które trudno nazwać górami.

B.A.: Czy któryś łańcuch górski jest dla Ciebie szczególny, taki który darzysz szczególnym uczuciem?

Bob: Bez wątpienia jest to Karakorum. Tam według mnie znajdują się najbardziej przyciągające i piękne góry, a historia wspinaczki w tym łańcuchu górskim jest dużo bardziej interesująca niż w odniesieniu do jakiegokolwiek innego rejonu górskiego na Ziemi. Poza tym, w życiu zawsze chce się iść dalej i wyżej, a takim światem jest dla mnie właśnie Karakorum.

B.A.: A czy poznałeś już jakkolwiek Polskie góry? Może masz taki zamiar? W końcu  to w Polskich górach startowali najwybitniejsi wspinacze w historii wspinaczki wysokogórskiej.

Bob: Byłem już w Tatrach lecz nie po to, aby się wspinać. Znam Tatry od czasu pracy nad książką “Freedom Climbers”, którą napisała Bernadette McDonald, a sam byłem tam dwa razy – oba podczas festiwalu w Popradzie. Raz znalazłem się tam w roli przewodniczącego jury, a za drugim razem przyjechałem z prezentacją na temat historii K2. Gdy zaś spojrzymy na polskich wspinaczy w kontekście Tatr, to dla mnie oni są jak zimowi wojownicy. Pewien meteorolog powiedział mi, że Tatry na tyle wystają ponad kontynent europejski, że zimą panuje tam trochę jakby polarny klimat. Gdy panowały czasy „żelaznej kurtyny” polscy wspinacze trenowali w Tatrach, gdyż nie pozwalano im pojechać w Himalaje lub Karakorum. Gdy owa kurtyna wreszcie opadła okazało się, że wszystkie ośmiotysięczniki zostały już zdobyte przez innych wspinaczy, więc Polacy pomyśleli, że muszą zrobić coś innego, na przykład wejść inną drogą, albo zdobyć te góry zimą. Jeśli się nie mylę, to 10 z 13 ośmiotysięczników zostało zimą zdobytych przez Polaków, a na aż 9 z nich stawali bez udziału wspinaczy z innych krajów.

Bob A. Schelfhout Aubertijn i Sandy Allan podczas VI ODWBob A. Schelfhout Aubertijn i Sandy Allan podczas VI ODW

B.A.: W pewnym momencie swojego życia zamieniłeś działalność górską z praktycznej na teoretyczną, co wpłynęło na taką decyzję?

Bob: Od zawsze czytałem literaturę górską. Nie potrzebowałem i nie potrzebuję lektur z innych dziedzin, ponieważ teraz na rynku książki jest dużo dobrych pozycji dotyczących gór. Tak się złożyło, że w latach 80-tych miałem poważny wypadek, a po nim rozpoczęły się moje problemy z chodzeniem. Po roku 1993 miałem kolejny wypadek, który sprawił, że również wspinaczka stała się dla mnie problematyczna. Niestety prawda jest taka, że jedno wydarzenie prowadzi do następnego. Ale prawdopodobnie najważniejszym powodem dla mojej decyzji był fakt, że urodziły się moje dzieci. Nie da się przecież powiedzieć żonie, że wyruszasz na wyprawę i wrócisz za kilka miesięcy gdy masz małe dzieci, a przynajmniej nie możesz tak mówić co roku. To spowodowało, że przerzuciłem się z bycia aktywnym w górach na bardziej pasywną działalność górską.

B.A.: W Polsce jesteś bardzo popularny jako kronikarz górski. Twój codziennie aktualizowany profil na facebook obserwują tysiące osób. Jak odnajdujesz się w takiej rzeczywistości? Nie jest to dla Ciebie monotonne, czy męczące?

Bob: Wspinanie nauczyło mnie tego, że potrafię określić kim dzisiaj jestem i czego chcę. Powiedziało mi wiele o moich uczuciach i emocjach, a nie zrobiła nigdy tego żadna szkoła czy uniwersytet. Po prostu według mnie istnieją analogie między wspinaniem, a życiem codziennym. Chciałbym spędzić dany mi czas w najlepszy możliwy sposób, realizując pasję, jaką zdecydowanie jest moja praca. Myślę, że mógłbym ją wykonywać 24 godziny na dobę.

B.A.: Poświęcasz mnóstwo czasu upamiętnianiu wspinaczy i wszelkich rocznic związanych z wejściami na najwyższe góry. Skąd na co dzień czerpiesz tak szczegółowe i aktualne informacje?

Bob: Współpracuję z Eberhardem Jurgalskim, który prowadzi statystyki dotyczące najwyższych gór na świecie i publikuje je na stronie internetowej 8000ers.com. Ale istnieje także Himalajska Baza Danych prowadzona przez Elizabeth Hawley – amerykańską dziennikarkę, która mieszka w Katmandu od czasu gdy Amerykanie wspięli się na Everest w 1963 roku i która była tam wtedy reporterką. Po roku 1963 Liz otrzymywała prośby o dostarczanie informacji dotyczących różnych ekspedycji działających w tamtych rejonach, więc zaczęła prowadzić ich rejestry. Jej baza danych dotyczy Nepalu, ale również w Pakistanie znajduje się 5 ośmiotysięczników. Eberhard spędził ostatnich 30 lat na prowadzeniu szczegółowych statystyk dotyczących ludzi, którzy wspięli się na różne szczyty, ich pochodzenia, płci, informacji o używaniu tlenu itp. W moim codziennym kontakcie z Eberhardem szukamy razem ciekawych informacji. On zajmuje się cyferkami a ja ich historiami. Liczby te są absolutnie, w 100% poprawne więc czasem nie publikuję niczego ponad nie same, a czasem znajduję interesującą historię, która ich dotyczy. Zawsze mam nadzieję, że ludzie znajdując te historie pomyślą: „ O, to jest niesamowicie ciekawe! Chce się dowiedzieć czegoś więcej!”. Wierzę, że to sprawia, iż sięgają dzięki takim sytuacjom po książki.

B.A.: A czy masz swojego idola wśród legendarnych osobistości świata górskiego? Jak spoglądasz na współczesny świat wspinania w zestawieniu z tym sprzed dekad?

Bob: Jeśli chodzi o idoli, to oczywiście, mam nawet kilku. Nie jestem w stanie podać tylko jednego nazwiska, bo myślę, że mój „top five” zawierałby 3 włoskie i 2 polskie nazwiska. Zdecydowanie nie interesują mnie zaś wspinacze wypraw komercyjnych. To dla mnie nie jest wspinanie, a oni są po prostu zwykłymi klientami („Przygodą bez ryzyka jest tylko Disneyland”). Zawsze publikuję wpisy tylko na temat rzeczy, które są dla mnie interesujące, nigdy dlatego, że ktoś prosi o napisanie czegoś. Czasami wyrażam też swoje osobiste opinie na temat ludzi czy wydarzeń i zdarza się, że są to kontrowersyjne opinie, ale nie przeszkadza mi to, że niektórzy się z nimi nie zgadzają. To może prowadzić i często prowadzi do ciekawych wymian myśli. A co warte wspomnienia, jako wspinacz z prawie 40-letnim stażem nie muszę mieć bezpośredniego doświadczenia na Evereście, by móc wyrażać swoją opinię na temat obecnej sytuacji w tym rejonie.

K2 - góra, której Bob poświęca najwięcej zaangażowania spośród wszystkich na ZiemiK2 - góra, której Bob poświęca najwięcej zaangażowania spośród wszystkich na Ziemi

B.A.: Czy podoba Ci się w Polsce? Co myślisz o takich imprezach jak Otwarte Dni Wspinania?

Bob: Jakikolwiek powód przyświeca ludziom, którzy zjawiają się na imprezach tego typu, to uważam, że jeśli sprawia im to przyjemność, to już jest wspaniale! Wspinanie się ma przecież tak wiele odcieni! Podczas Otwartych Dni Wspinania ludzie byli tacy entuzjastyczni i zadowoleni. I to było świetne! Co więcej, jestem zadziwiony tym, jak bardzo ludzie są chętni do poznawania mnie, szanują to co robię i mają pozytywny stosunek do mojej działalności. Prosili mnie o selfie i autografy! Możesz to sobie wyobrazić? To zdecydowanie taka rola, do której ciężko było mi się przyzwyczaić. (śmiech)

B.A.: Czy jest szansa, że pojawisz się znów niebawem w Polsce? Może na którymś z festiwali górskich?

Bob: Możliwe, że jesienią będzie spotkanie w sprawie K2. Z tego co wiem, Polacy chcieliby wspiąć się na ten legendarny szczyt zimą. Nawet jako obserwator, który stara się pozostać jak najbardziej obiektywnym, naprawdę mam nadzieję, że pierwsze zimowe wejście na K2 będzie polskie!

opracowanie: Bartosz Andrzejewski
tłumaczenie: Karolina Andrzejewska