loading...
Turystyka Górska
Sporty Górskie
loading...
Strefa Outdoor
Kultura
loading...
Kultura

Turystyka

Sport

Sprzęt

Konkursy

Wracałem samochodem do domu po bardzo ciężkim dniu pracy w Warszawie. Tak byłem zmordowany, że nawet nic jeść mi się nie chciało przed wyruszeniem. Dojeżdżając do Łodzi uświadomiłem sobie, że jak tylko wejdę do domu, co najwyżej zmobilizuję się do wzięcia prysznica i… spać, spać, spać…

Zacząłem jednak czuć głód. Niemądrze iść spać na głodniaka… Na wjeździe do miasta jest wszak jakiś zajazd… Nigdy wcześniej tam nie wstępowałem, ale z zewnątrz wyglądał całkiem znośnie. Zatrzymałem się przy nim… Wnętrze jak wnętrze: stara wiejska chałupa poobtykana najprzeróżniejszymi gadżetami wszelkich możliwych, byle starych autoramentów.
Coś zamówiłem i czekając na posiłek bezmyślnie wodziłem wzrokiem po ścianach i półkach. Sprzęty były nawet w dobrym stanie, a niektóre by mogły stanowić ozdobę niejednego muzeum, o skansenach nie wspominając.
Wreszcie „zawadziłem” wzrokiem o czekan. Wisiał na ścianie między złamaną nartą, a pękiem pogiętych i kompletnie zardzewiałych taternickich haków. To, że daleko od gór, to drobiazg, ale ten czekan był diablo podobny do tego, którego dawno, strasznie dawno temu widziałem na młodzieńczym zdjęciu dziadka. W dodatku na podstawie głowni miał taką samą plamkę innego, zupełnie jasnego metalu, który nie rdzewiał… Przypadek…?
Poprosiłem kelnerkę o pozwolenie wzięcia czekana do ręki. Zgodziła się, a ja po chwili omal nie upuściłem go z rąk: na łopatce głowni był zupełnie dobrze widoczny, choć pokryty rdzą grawerunek:
Zermatt
Zy. Ski.
04 Febr.
A.D.1905

Dokładnie tak mi to kiedyś opisał Dziadek! Tego właśnie dnia, czwartego lutego tysiąc dziewięćset piątego roku w Zermatt mój dziadek Zygmunt Skibicki - zbieżność imienia i nazwiska wcale nie przypadkowa! - wraz z przyjaciółmi wybierał się na swą pierwszą poważną wycieczkę alpejską. Kupił był sobie zatem stosowny sprzęt, a na głowni czekana zamówił wygrawerowanie takiego dokładnie napisu! Wizytówka, a może… nieśmiertelnik…?
Zapomniawszy o głodzie zacząłem wypytywać kelnerkę, ale okazało się, że właściciel może mi wyjaśnić dużo więcej. Jakoż i pojawił się ów właściciel niebawem i z dużą ochotą zaczął opowiadać.
- Czekan dostałem od znajomej, której mąż wraz z jedynym z ich synem zginęli w Alpach. Ponoć ten czekan był jedyną pamiątką jej męża po jego Ojcu, z którym obydwaj zimą 1939/40 uciekali przed hitlerowcami przez Tatry. Starszy pan spadł wtedy z wysoka i się zabił, a on został na grani z tym czekanem. Jakimś cudem dał radę sam zejść na południową stronę… Znajoma nie chciała mieć w domu żadnych górskich pamiątek i dała mi ten czekan…
Omal nie zjadłem faceta wzrokiem! Ja przecież część tej historii znałem!
-Wiele lat temu – wpadłem mu w słowo - gdy jako nastoletnie pacholę opowiadałem Dziadkowi swe pierwsze tatrzańskie zachwyty, usłyszałem taką oto Jego opowieść:
Na samym początku lutego 1905-go roku z przyjaciółmi znalazł się mój Dziadek w Zermatt i tam kupił ów czekan z grawerunkiem. Pochodzili trochę po Alpach i Dziadkowi się to spodobało – swój sprzęt alpejski, w tym czekan zabrał do Polski, gdzie zaczął z nim chodzić zimą po Tatrach.
Tak się złożyło, że w trakcie którejś wycieczki porwała go i jego znajomych lawina. Oczywiście czekan diabli wzięli, ale Dziadek, jako jedyny wykaraskał się spod śniegu, nikogo na lawinisku nie znalazł i po wielu godzinach błądzenia po lasach trafił w końcu na zamieszkały przez narciarzy szałas, gdzie go nakarmili, ogrzali i przechowali do rana. Ktoś pobiegł do Zakopanego powiadomić Pogotowie… Oczywiście, ani myślał wracać rano na lawinisko i szukać zguby – poza czekanem utracił także plecak. Skoro świt popędził do Pogotowia, sprawdzić, co dały poszukiwania towarzyszy. Ciała niestety znaleziono dopiero, gdy śniegi zeszły...
……….
Według opowieści Dziadka natknął się on na utracony wtedy czekan dwukrotnie w tym samym miejscu, w Murowańcu na Hali Gąsienicowej. Pierwszy raz wiosną 1935-go zobaczył go w rękach starszego od niego mężczyzny, który ponoć znalazł czekan w górach, a że był porządnej roboty, więc używa. Dziadek nawet nie wspomniał, że grawerunek daje mu prawo do odebrania zguby.
Drugi raz to było krótko po wojnie. Wiosną 47-go lub 48-go – Dziadek nie potrafił tego sprecyzować – spotkał w Murowańcu młodzieńca, który miał jego „podpisany” przecież czekan. Łatwość rozpoznania na odległość wynikała głównie z kształtu tej białej plamki jakiegoś innego metalu w głowni. Od słowa do słowa zgadali się, że ten czekan znalazł w górach na lawinisku ojciec owego młodzieńca, zabrał go i od tamtego czasu zawsze zimą używał. Gdy uciekali przed Niemcami z Polski na Węgry wiosną 1940-go też go mieli ze sobą, ale starszy pan zginął w czasie przeprawy przez góry, a młodszy z tym czekanem dotarł do Budapesztu, gdzie przeżył całą wojnę, a po niej wrócił do kraju.
Ponoć młodzian chciał Dziadkowi oddać czekan, ale ten zrezygnował, jako że po pamiętnej lawinie już się zimą po górach powyżej schronisk nie szlajał...
………..
Teraz to karczmarz miał wybałuszone ślepia jakby dostał totalnego zatwardzenia:
- Panie, toż to się wszystko zgadza! To jest czekan pańskiego dziadka!
- No, wygląda na to, że raczej na pewno…
- To ja panu w takim razie oddaję ten pamiątkowy czekan – wstał i uroczyście mi go wręczył, po czym się skłonił i zostawił samego, bym się mógł do woli nacieszyć rodzinną pamiątką.
Dojadłem kompletnie w międzyczasie wystygłą strawę, zamówiłem jeszcze herbatę, wypiłem ją, a wychodząc położyłem pamiątkowy czekan na ladzie przed karczmarzem.
- Niech on lepiej tu u pana dalej wisi. Dziadek cudem uniknął z nim śmierci, a trzej kolejni jego posiadacze zginęli w górach. Dziadek wtedy nie chciał go odebrać, bo już po górach zimą nie chodził, to ja także go nie chcę, bo… jeszcze zimą po Tatrach chodzę. Niech on lepiej sobie tu wisi w karczmie pod Łodzią!
Karczmarz nie bardzo chyba zrozumiał, ale zwrot podarunku przyjął i obiecał, że będzie o niego dbał.
Czasem jadam w tej karczmie i z jakąś dziwną emocją spoglądam na ciągle w tym samym miejscu wiszący dziadkowy czekan. Z dumą patrzę na niego. Ale może jest w tym patrzeniu także trochę obawy, uniku przed przeznaczeniem…? Nie wiem...

Łódź marzec 2011

Zbigniew Skibicki

loading...
Dla Niej
loading...
Dla Niego
loading...
Dla Dzieci

Artykuły Strefy Outdoor

loading...
Nowości
Produkty i testy
Porady
Producenci