Artykuł co do zasady słuszny o bezpieczeństwie, zdrowym rozsądku, czerwonej lampce itd; ale przyczepie się i to mocno do przykładu autora, jako skrajnej głupoty, kobiety w ciąży (z tego co wiem w pierwszych jej tygodniach), która zginęła w rejonie Orlej Perci. Po pierwsze żaden ze szlaków, ani stricte Orlej jak i jej szlaków pobocznych nie jest zamykany zimą. Po drugie kobieta ta wchodziła na Kozi Wierch od strony Doliny Pięciu Stawów, dla nie orientujących się jest to zwykłe podejście dosyć kruche, ale kompletnie pozbawione technicznych trudności. Była dobrze przygotowana, z doświadczeniem, nie wyszła sama i o odpowiedniej porze. Potknęła się. Prawdopodobnie jak przy większości tego typu potknięć zahaczyła rakiem o nogawke i już. Sytuacja była o tyle pechowa, że nie było śniegu, który zwykle amortyzuje podobne upadki i skończyło się jak się skończyło. Dlatego uważam za nie na miejscu podawanie akurat tego zdarzenia jako przykład jakiejkolwiek głupoty czy nie odpowiedzialności. Jeszcze na koniec to warunki podczas tej "czarnej serii" obiektywnie były dobre: słońce, brak wiatru, brak zagrożenia lawinowego. Złożyły się na nią: większa liczba turystów idących w góry w tym okresie co z czystej statystyki daje większe prawdopodobieństwo wypadków jak i paradoksalnie brak śniegu, który powodował że każdy upadek mógł się skończyć tragicznie. Ale to są góry i tu podobnie jak w życiu 100% bezpieczeństwa nie ma i nie będzie.

Jest to komentarz do artykułu Trudna zima w polskich górach.