Słowem wstępu: Adam Śmiałkowski, „taternik-romantyk”, założyciel Elektronicznej Księgi Wyjść Taternickich, skromny, sympatyczny człowiek. Po ostatniej wyprawie na Lodowy Szczyt można o nim powiedzieć – kondycyjny cyborg.

fot: tatry.przejscia.pl

fot: tatry.przejscia.pl

Podczas tej wycieczki Janusz Dębiński i Adam Śmiałkowski trochę porozmawiali o przepisach na terenie TPNu i TANAPu, o środowisku przewodnickim. Poglądy, może niezbyt popularne, w tych tematach całkowicie się pokrywały. W wyniku tego wypadu Janusz Dębiński przeprowadził z Adamem Śmiałkowskim wywiad, którego fragment znajdziecie poniżej:

Janusz Dębiński: Jak znalazłeś się w górach?

Adam Śmiałkowski: Mój tata miał wielką miłość do gór i odkąd sięgam pamięcią, zabierał mnie w góry niższe i wyższe, czyli Tatry także. A kiedy góry stały się moim własnym, świadomym wyborem? W momencie szukania swojego miejsca na świecie, w pewnym krytycznym momencie mojego życia, gdy zdałem sobie sprawę, że są one ucieczką, ale też uspokojeniem, odpowiedzią na większość egzystencjalnych pytań.

J.D.: Większość osób poprzestaje na turystyce górskiej. Dlaczego poszedłeś w taternictwo?

A.Ś.: Dla mnie to jest coś zupełnie naturalnego. To jest pewna konsekwencja, kontynuacja tego, w czym się człowiek rozwija, kiedy się jest co tydzień w Tatrach, znacznie częściej niż tylko raz na kilka miesięcy. W którymś momencie nie wystarczają szlaki, chce się głębiej i dokładniej poznawać obiekt miłości, zbliżać się do niego w najbardziej intymny sposób, czyli poprzez wspinanie.

J.D.: Długa jest droga od turysty do taternika?

A.Ś.: Dla różnych ludzi różna. W dużym stopniu zależna od stopnia determinacji, pragnienia. Dla mnie stosunkowo krótka. Mam w Tatry blisko. Po jednym sezonie letnim miałem wszystkie szlaki przechodzone. Nie lubiłem powtarzać wycieczek, zwłaszcza że więcej jest miejsc w Tatrach do których nie prowadzą szlaki, a których urok jest przez to większy. Kolejny sezon letni chodziłem już tylko poza szlakami, a potem zaczęło mi brakować Tatr zimą, więc bywałem też zimą, a wreszcie poznałem ludzi wspinających się i wszedłem we wspinanie.

J.D.: Kim na co dzień są taternicy? Czy są jakieś wspólne cechy, które łączą tych ludzi na nizinach? Czy raczej to cały przekrój społeczeństwa?

A.Ś.: Pewnie jest to szeroki przekrój. A patrząc przez pryzmat historii taternictwa to raczej inżynierowie, intelektualiści, indywidualiści, trudne charaktery. Wspólnymi cechami mogłyby być: umiłowanie przyrody i adrenaliny.

J.D.: Masz jakieś ulubione drogi/ściany w Tatrach?

A.Ś.: Sporo. Piękne są drogi Motyki. Piękna jest zachodnia ściana Gerlacha czy „największa otchłań Tatr”, jak ją określił Stanisławski, czyli północna ściana Małego Kieżmarskiego. Wiele zależy od subiektywnych przeżyć związanych z drogą , ścianą, a dla mnie jeszcze od jej historycznego charakteru. Więc dla mnie to będzie droga Motyki na Małym Kołowym.

J.D.: Czy ktoś z „ludzi gór” jest dla Ciebie inspiracją?

A.Ś.: Do chodzenia w Tatry nie potrzebuję inspiracji, wystarczająco motywująca jest pogoda, chęć odpoczynku, oderwania się od miasta (jeśli uznać za miasto Nowy Targ), od bieżących spraw. Być może inspiracją do moich opowiadań, do mojego podejścia do gór, do Tatr są osoby z kręgu taternictwa przedwojennego, tuż powojennego, gdy Tatry były dzikie, dziewicze, gdy Tatry dla tych ludzi były w pewnym sensie religią. Z pewnością postaciami które podziwiam, cenię, był Wiesław Stanisławski, Stanisław Motyka, a po wojnie Orłowski – zwłaszcza przez swoje podejście do klasycznej wspinaczki.

Cały wywiad dostępny na stronie www.tatry.przejscia.pl