Nanga Parbat od początku jawiła się jako tajemniczy cel. Odpychający i pociągający zarazem. Przez blisko połowę wieku stanowiła dla elity niemieckich alpinistów wyzwanie, stając się dla nich ostatecznie źródłem całego życia. Mimo to już pod koniec dziewiętnastego wieku, na czterdzieści lat przed Niemcami, w 1895 roku jeden z najbardziej przedsiębiorczych angielskich alpinistów, A. F. Mummery podjął pierwszą poważną próbę jej zdobycia.

Wraz z rodakami, Colliem i Hastingsem, oraz dwoma żołnierzami dotarł, idąc od doliny Rupal, do górnej części doliny Diamir, gdzie naprzeciw rozpościera się, na szerokiej flance skalne żebro, stanowiące według niego jedyne naturalne i najbardziej możliwe wejście. Jednak ciągłe opady śniegu zweryfikowały plany Mummery’ego i uniemożliwiły mu dalszą wspinaczkę zbadanym przez niego żebrem grani. Nie poddając się, postanowił sprawdzić wąskie siodło Diama w najdalszym zakątku doliny, po czym miał spotkać się z Colliem i Hastingsem, którzy z większością sprzętu mieli przedostać się przez trzy niewielkie przełęcze do doliny Rakhiot. Jednakże Mummery nigdy tam nie dotarł.

A. F. Mummery, fot: adventure-journal.com

A. F. Mummery, fot: adventure-journal.com

„Czyżby porwała go lawina? Spadł w jakąś szczelinę? A może jednak ponownie próbował sforsować szczyt?1
Być może nigdy się nie dowiemy, gdzie i jak zginął ten pionier. Tylko jedno jest pewne, jak mówił sam Reinhold Messner zejście z Siodła Diama na stronę wschodnią było w 1895 roku niemożliwe.2

…Tak jak i niemożliwe było zdobycie Nangi Parbat, południową ścianą, zwaną też flanką Rupal.

„Trzeba sobie wyobrazić: wschodnia ściana Monte Rosa, nad nią północna ściana Eigeru, a na nich jeszcze Matterhorn. Nie, ściana Rupal jest niewyobrażalna dla tych, którzy jej nie widzieli! Ta olbrzymia flanka od początku wywierała wrażenie na wszystkich, którzy ją mijali.3

O tym, że południowa ściana jest nie do przejścia Willy Merkl wiedział od Mummery’ego. Stąd uczestnicy niemiecko-amerykańskiej wyprawy postanowili więc zbadać w 1932 roku dojście na szczyt z doliny Rakhiot. Weszli dość wysoko i wrócili do bazy bez strat, a samą walkę o szczyt Willy Merkl opisał w następujących słowach:

„Walka była ciężka, wytęskniony szczyt blisko. Trudna jest rezygnacja, gorzka prawda, że wielkość tej potężnej góry nie poddała się naszej woli. Ale samo znalezienie się w szeregu walczących, bycie pionierem w zdobywaniu najwyższych celów jest szczęściem.”4

Wspinaczka na Nanga Parbat stała się symbolem walki z ideałami, opętaniem górami, partnerstwem w pionowej ścianie – a wysokością. Uzyskała miano idei nadrzędnej i pozwoliła uwierzyć wielu w bajkę, że Nanga Parbat stanowi najłatwiejszy łup spośród ośmiotysięczników, i że jest do zdobycia! 

Uczestnicy wyprawy z 1934 roku; od lewej: pierwszy rząd: Schneider, Welzenbach, Aschenbrenner, Merkl, konsul Kapp, Mullritter, Kuhn; drugi rząd: Bernard, Wieland, kapitan Sangster, Hieronimus, Bechtold, fot: www.affimer.org

Uczestnicy wyprawy z 1934 roku; od lewej: pierwszy rząd: Schneider, Welzenbach, Aschenbrenner, Merkl, konsul Kapp, Mullritter, Kuhn; drugi rząd: Bernard, Wieland, kapitan Sangster, Hieronimus, Bechtold, fot: www.affimer.org


Dzięki czemu, dwa lata później, w 1934 roku walka rozpoczęła się na nowo. W ekipie znalazł się Willo Welzenbach (najbardziej wytrawny spec od alpinistyki lodowej w okresie międzywojennym przyp. red.), ten sam, który w 1930 roku podjął pomysł Waltera Schmidkunza na organizację wyprawy na Nanga Parbat. Na czele wyprawy stanął ponownie Willy Merkl. Pytanie tylko dlaczego?

„Z przyzwyczajenia! Jak w polityce. Dowodzi ten, kto już dowodził. Czyli Merkl. A także, ponieważ potrafi się wspinać! I jest taki pewny zwycięstwa!6
…Na tyle pewny, że nie przeczuwa tego co nadchodzi.

Jest 7 czerwca 1934 roku. Następuje załamanie pogody. Światło słońca ginie w wirze śnieżnej zawieruchy, która niszczy prowizoryczne schronienia. Merkl, Aschenbrenner, Schneider, Welzenbach i Wieland wraz z tragarzami pozostają w śpiworach. Nie jedzą, a piją o wiele za mało. Leżą z wyschniętymi gardłami, ciężko dyszą, kaszlą. Wytrzymują tak kolejną noc, mając ciągle nadzieję na dobrą pogodę do wejścia na szczyt. Na próżno! Orkan jeszcze raz przybiera na sile. Jedno jest pewne: muszą wracać!

Aschenbrenner, Schneider i dwaj tragarze idą naprzód, mają przetrzeć szlak w dół. Kiedy wyruszają, pozostali też szykują się do drogi. Niczym cienie klęczą przed namiotami, zajmują się rakami i plecakami. Gdy wiele godzin później pokrywa chmur rozstępuje się na kilka chwil, Aschenbrenner i Schneider widzą, jak Merkl, Wieland, Welzenbach i ośmiu tragarzy idzie ich śladem wysoko, przez Srebrne Siodło.7

Pierwsza grupa jest bezpieczna. Schneider i Aschenbrenner docierają do obozu IV, pozostali natomiast rezygnują z zejścia tuż przed obozem VII. Bliscy wyczerpania, posuwają się naprzód. Wdech, wydech – powtarzają sobie niczym mantrę. Potem znów krok. W sztywnych od lodu ubraniach, w goglach pokrytych skorupą śniegu mężczyźni wędrują  z trudem przez pole firnowe. Stracili czucie w stopach.

Chociaż zmysły rejestrują, w jakim stanie są ich ciała, nie postrzegają jednak tych wszystkich cierpień świadomie. Są niczym w transie: Byle dalej! Byle niżej! Nikt już nie czeka na swojego towarzysza - instynkt samozachowawczy stał się silniejszy od solidarności.

Czy tam na górze zaczęła się już wielka tragedia? Tak, Wieland nie żyje. Tragarze, którzy między obozem VIII, a VII byli z Merklem i Welzenbachem w obozie awaryjnym, powiedzieli im o tym. Sahib Wieland po prostu usiadł na śniegu. Nie wstał więcej. Czy zasnął? W każdym razie już nigdy się nie obudzi. Oni też nie mają żadnego namiotu, tylko kilka mokrych śpiworów i koc.8

11 czerwca, około południa, mężczyźni przebywający w obozie IV widzą, jak z lodowej ściany Rakhiot-Peak schodzi siedmiu, bądź ośmiu ludzi. Natychmiast nastawiają wodę na herbatę i gotują jedzenie. Część z nich wychodzi im naprzeciw. Do obozu przychodzi całkowicie wyczerpana, nie siódemka, a czwórka tragarzy: Szerpowie Pasang, Da Thundu, Kitar (jeden ze służących Merkla przyp. red.) i Kikuli (osobisty służący Wielanda przyp. red.).

Gdzie są trzej Niemcy? – Cisza…

Następnego ranka mimo braku poprawy pogody, wszyscy próbują zorganizować pomoc dla Merkla i Welzenbacha. Chcą ponownie wyruszyć do góry! Na próżno! Po wszystkich próbach niesienia pomocy następuje apatia. Mijają kolejne dni. W obozie IV już chyba nikt nie wierzy w ratunek, przez co noc z 13 na 14 czerwca upływa Aschenbrennerowi, Bernardowi i Schneiderowi boleśnie powoli. Nadal czekają. Pytanie tylko na co? Na cud! Ich modlitwy zostały wysłuchane! Niczym z zaświatów pojawia się jeden z zaginionych. To Angtsering, drugi Szerpa Merkla. Całkowicie wyczerpany, z poważnymi odmrożeniami przedostał się na stronę żyjących.
Czy Merkl i Gay Lay jeszcze żyją? – pada pytanie.

Przebieg tragedii z 1934 roku, fot: www.affimer.org

Przebieg tragedii z 1934 roku, fot: www.affimer.org

Angtsering tego nie wie…

Ponieważ nie mieliśmy jedzenia, byłem za tym, żeby możliwie szybko zejść, jednak Merkl, Bara Sahib, wołał czekać, aż ludzie, których zobaczyliśmy raz między obozem IV, a V, wejdą do góry i przyniosą prowiant. W nocy na 13 czerwca umarł Welzenbach. Zostawiliśmy więc martwego Sahiba Welzenbacha w namiocie i tego samego ranka wyszliśmy do obozu V. Merkl wlókł się dalej sam, z trudem, wsparty na dwóch czekanach, ponieważ nie udało nam się pokonać podejścia przy Głowie Murzyna, wygrzebaliśmy w śniegu na płaskim siodle jamę. Bara Sahib i Gay Lay spali razem w śpiworze tragarzy. Ja sam miałem koc, ale nie miałem podściółki. 14 czerwca wyszedłem rano przed jamę i głośno wzywałem pomocy. W obozie IV nie było jednak widać nikogo, dlatego zaproponowałem Merklowi, żebyśmy zeszli. Zgodził się… […] Położenie nasze było beznadziejne. Nie mieliśmy już nic do jedzenia. Merkl wciąż liczył jednak na to, że towarzysze przyniosą im prowiant z dolnych obozów. Daremnie. Wszystkie próby pomocy z dołu utknęły w niesamowitych masach nowego śniegu. Po śmierci Drexela życie stracili Wieland, Welzenbach i sześciu Szerpów. Tragarz Gay Lay został mimo to przy Merklu. Chociaż mógł się uratować…9

Ci, którzy przeżyli, wciąż na nowo spoglądali w górę na grań. Z racji tego, że nie mogli pomóc, woleli nie dopuszczać do siebie myśli, że ich towarzysze wciąż żyją… Wyprawa dobiega końca. Wraz z wiadomością o tragedii, ocaleni przynoszą też emocje, które raz na zawsze zapiszą na kartach historii Nangę Parbat jako: górę tragicznych śmierci i wspaniałych zwycięstw.

Bibliografia:
1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8 – cytaty z książek:
Reinhold Messner: Naga Góra,
Reinhold Messner: Moje życie na krawędzi.
9 – zebrana relacja Angtseringa i spisana przez Fritz’a Bechtolda.

Sabina Kogut