Operacja Iran 2013

Łukasz Nowak po autostopowym wyzwaniu do Stambułu i solowym, zimowym zdobyciu najwyższego szczytu Afryki Północnej rusza w kolejną podróż. Samotna, prawie 3 tygodniowa wyprawa do jednego z najrzadziej odwiedzanych i owianych złą sławą krajów Świata – Iranu. Wyjazd podzielony został na 2 etapy. Pierwszym celem będzie zdobycie najwyższego szczytu Iranu i jednocześnie czynnego wulkanu – Mt. Demawend’a 5671 m. n.p.m..

We wcześniejszym poście wspominałem już, że w 70 milionowym kraju jakim jest Iran nie znajdziemy ani jednego legalnego miejsca gdzie można tańczyć, nie mówiąc już o tak oczywistej rzeczy jak napoje alkoholowe.

Drogę z wioski Aliego do Na'ein i dalej do Yazd pokonałem autostopem. W pierwszym przypadku od zagorzałego wyznawcy islamu dostałem płytę z nagranym koranem. W drugim aucie usiadłem na tylnym siedzeniu ponieważ przednie zajęte było przez kuchenkę gazową zamontowaną na dużej, przestarzałej butli.

Trasa wyjazdu – jest, lista must see – jest, sprzet kupiony, ale co z zakwaterowaniem? Hosteli brak, hoteli jak na lekarstwo i koszmarnie drogie. Kwatery prywatne bez łazienki zaczynają się od 15$ za noc. Szybka decyzja – namiot, ale co w dużym mieście? Przecież nie rozbije karawany na skwerku do wyprowadzania psów. Ostatnia sensowna opcja, do której przyznaje nie bylem nigdy przekonany był couchsurfing. Nasłuchałem się od znajomych trochę opowieści o dwuznacznych propozycjach, jednak postanowiłem spróbowac.

Z Teheranu wyruszyłem w głąb Iranu. Pomijając "mały Watykan”, czyli Qom dotarłem do małego miasteczka Kashan gdzie trafiłem na przemiłego taxi przewodnika. Za 15$ spędził ze mną cały dzień oprowadzając po najważniejszych miejscach i zabrał do położonego ok. 40 km dalej Ardestanu.

Po 31 godzinach od startu z domu dotarlem do Teheranu. Obylo sie bez wiekszych problemow, a stary ukrainski zolnierz napotkany we Lwowie nucacy Va Bank i z rozrzewnieniem wspominajacy 4 pancernych na dlugo pozostanie w pamieci.

Dluzsza przerwe miedzy lotami zaliczylem w Stambule. Miedzynarodowe lotnisko bez kafejki internetowej i sklepu gdzie oprocz alkoholu moznaby kupic wode, lub chociaz moc wyplacic gotowke z bankomatu. Nie dalem za wygrana starajac sie przekonac celnikow zeby wypuscili mnie z lotniska na 5 min do bankomatu na przeterminowana wize turecka . Niestety, jednak tym razem sie nie udalo, chociaz Pani z obslugi, ktora dostaje klucz do bocznych drzwi lotniska i towarzyszy mi w tripie chyba nie swiadczy dobrze o poziomie bezpieczenstwa.