Przejechaliśmy, razem z Piotrkiem Kłosowiczem Bieszczady Wschodnie, z wjazdem na najwyższy szczyt Pikuj (1408 m npm), Połoninę Borżawę, Góry Świdowiec i Czarnohorę (z wejściem na najwyższy szczyt Ukrainy Hoverlę - 2008 m. npm - Ostatnie 200 metrów przewyższenia musieliśmy wnieść rower na plecach).

Blond i Czarna

To co mnie urzekło to niesamowita przestrzeń i górskie widoki, które ciągną się.. aż za horyzont, wszędzie dookoła. Ma się wrażenie, że jest się w samym sercu Karpat. We wszystkich tych pasmach rozciągają się dziesiątki kilometrów połonin. Przepięknych, zielonych, mających w sobie spokój i harmonię. Po których jazda wprawia człowieka w stan radości i wolności, które ciężko opisać. Niby każde pasmo jest podobne, a jednak zupełnie inne, nawet zieleń się od siebie różni. Polskie Bieszczady mają łącznie kilkanaście kilometrów połonin i fakt są przepiękne, ale teraz wyobraźcie sobie, że tam jest ich nie wiem nawet ile razy więcej i rozciągają się z różnych stron. To po prostu trzeba zobaczyć i poczuć na własnej skórze. W chwilach zatrzymania i łapania w pamięci pojedynczych obrazów chyba trochę nie mogłam uwierzyć w to, że tam jestem, że właśnie spełnia się moje marzenie i właśnie tu i teraz jestem na szlaku, o którym myślałam i który wizualizowałam sobie przez wiele miesięcy. To tylko dodawało magii i mimo zmęczenia pozwalało się cieszyć z każdego kilometra.

Blond i Czarna

Na Ukrainie urzekło mnie podejście lokalsów do gór. To były, jak sami mówili „ich hory”. One dawały im miejsce do wypasu owiec i niezliczone ilości jagód. Zbieracze najczęściej chodzili w grupkach, z wielkimi starymi, brązowymi plecakami i torbami. Mężczyźni, młodzież, starsze babcie i młode kobiety, wszyscy umorusani w fiolecie. Czasem na górę zawoziły ich wielkie ukraińskie ciężarówki, które o dziwo można było spotkać nawet na wysokości 1600-1700 metrów. Niektórzy zbierali, niektórzy długo leżeli na trawie i odpoczywali, patrząc na widoki, które pewnie były dla nich codziennością, a chyba nadal uwielbiali na nie patrzeć. Nigdy nie widziałam, żeby w polskich górach ludzie z wiosek spędzali tyle czasu na szlakach. Zazwyczaj rozmowy kończą się tak:

„- a po co tam leziesz, jak tam nic nie ma?„ albo „- na Babią Górę to którym szlakiem najszybciej? - a to ja nie wiem..”

Blond i Czarna

Zaskakujące było to, że 90 % szlaków było przejezdnych dla roweru, dosłownie kilka razy w każdym paśmie musieliśmy podprowadzać rower (głównie na stromych podjazdach). Niektóre podjazdy były mozolne, serpentyny ciągnęły się w nieskończoność ale kiedy już było się na grzbiecie można było czerpać czystą przyjemność z jazdy, cieszyć się widokami i długimi, szybkimi zjazdami.

Blond i Czarna

Często zastanawiałam się jak to jest możliwe, że człowiek na tych podjazdach tak bardzo się męczy, wylewa siódme poty, czasem przeklina pod nosem, czasem puści nawet jakąś łezkę ze zmęczenia, a jak już jest na szycie nagle o wszystkim zapomina. Jak ręką odjął. Jeszcze 10 sekund wcześniej mógłby ducha wyzionąć, a teraz jaki chojrak i jak się cieszy! Zero zmęczenia, tylko uśmiech i widoki dookoła. Jak bogakocham nigdy nie przestanie mnie to dziwić, choć przerabiałam to już na sobie dziesiątki razy.

Jeśli chcesz przeczytać część I - kliknij tutaj

Kolejna III część - 15.09.17

Blond i Czarna