Dziś gromadka zaliczyła rest day. Zapakowaliśmy kawę, kawiarkę i inne niezbędne rzeczy i ruszyliśmy, najpierw trawiastym a potem skalnym żebrem pod górę.
W 3 godziny urobiliśmy zaplanowane 1000 metrów. Pogoda się zdupczyła, wessały nas chmury przewalające się przez ostrą grań jak dym z armatki.
Zagrzebani w nyży pichciliśmy kawę i łapaliśmy klimę. Powrót to już tylko błądzenie po omacku we mgle i wietrze.
Jutro ruszamy w boczną dolinę ku Gokio i przez kilka dni może nie być od nas wieści.
Rafał Fronia