Od dwóch dni jesteśmy w Bazie, po powrocie z Lobuche odpoczywamy. Dziś po raz pierwszy mamy wiosenną pogodę, jest ciepło i pogodnie. Spodziewamy się opadów śniegu, które mają nastąpić jutro. Potem rozpoczniemy walkę w Khumbu i Kotle Zachodnim i planem wyjścia będzie noc w C3 w ścianie Lhotse na 7400.

Dziś na naszej lagunie (po odmarznięciu, choć jak widać częściowym) odbyły się pierwsze zawody wędkarskie pod patronatem Polish Exp. 2017. Jeden z zawodników został wciągnięty pod lód. Najlepsi złowili Produkty rybne Johna Westa, dla ułatwienia od razu w sosie pomidorowym.

Obóz

Zawody wędkarskie

Gruba ryba wciągnęła wędkarza pod lód

Dzień drugi

Dziś ważny dzień, z monastyru w Tiangboche dotarł do nas lama buddyjski. Odbyła się puja. Od kilku dni przy mesie powstawał chorten, dziś udekorowany flagami, kadzidłami i olejkami był miejscem uroczystości, która otwiera nam górę. Godzinna celebracja z poświęceniem sprzętu wspinaczkowego, coli, piwa i jedzenia była jedyna w swoim rodzaju. Obok lamy przy chortenie usiedli argentyńscy żydzi, polscy chrześcijanie, nepalscy buddyści i hindu, ale także irańscy szyici. Wszystkich połączyła chęć ubłagania duchów Góry o łaskawość i szczęśliwy powrót.
Jutro ruszamy w Khumbu Icefall.

Khumbu Icefall.
Magiczna nazwa, marzenie każdego zdobywcy. Mur lodu co odgradza od Elizjum i Styks za którym już tylko to, co najwyższe. A to zawsze budziło emocje i rozpalało zmysły. Miliony ton śniegu i lodu zsypywane lawinami ze zboczy i uwięzione w Kotle Zachodnim, które wypełniają potężną misę o krawędzi z grani Everestu, Lhotse i Nuptse, które miażdżone ciśnieniem, napierają suną ku jedynemu z niej ujściu. Na zachód. Do krawędzi Kotła gdzie wylewają się skrystalizowaną, zamarzniętą Niagarą w 600 metrową otchłań. Piękno błękitnych okruchów wielkości domów błyszczących w zachodzącym słońcu. Lodowe bloki tworzące labirynty szczelin, seraków i pęknięć, niepowtarzalnych i groźnych. Lodospad, jedyny przesmyk do Olbrzymów strzegł go wytwale przez lata pochłaniając ludzkie życia. Przez lata. Zmiany dotarły jednak również do Khumbu. Dziś Icefall Doktorzy kładą setki metrów lin i drabin wyznaczając krętą nić Ariadny. Wystarczy jumar... i z zamkniętymi oczami brnie się wśród lodowych turni wprost do Kotła.

Ale czy to umniejsza piękna, ogromu i potęgi samemu Khumbu? Dalej walące się lodowe zbocza grożą wielkim niebezpieczeństwem. Dziś też nie wolno lekceważyć praw natury i grawitacji.
Ruszamy w górę, przez Icefall. Jutro do c2. Pojutrze do c3 na 7400.
Trzymajcie kciuki.

Dzień trzeci

Khumbu, wyobrażenia a rzeczywistość.
Pełni werwy i animuszu ruszyliśmy o 6:30. Co to dla nas. Po pół godzinie wbiliśmy się w lód. Zbocze powoli zaczęło stawać dęba i pojawiły się lodowe bloki. Poręcze, drabiny. Kolejne drabiny, nad szczelinami i pionowo w górę. Godzina, dwie, trzy i każde przełamanie to myślimy, że koniec, ale pojawia się nowa fałda lodu wysoka na kilkadziesiąt metrów i tak poszatkowana przez runięcie w dół, że gdyby nie lina i ślady nigdy byśmy nie odnaleźli drogi. Jedno wiemy, praca kominiarza łażącego po dziesiątkach drabin nie dla nas.

Po 5 godzinach obładowani 20 kg plecakami dotarliśmy do c1, zaszło mordercze słońce i zaczął padać śnieg. Szliśmy dalej. Kolejne poprzeczne fałdy lodowca, pionowe uskoki, w dół 10 m i w górę 20, kolejne drabiny i przesmyk wijący się wśród szczelin jak górska serpentyna. Śnieg walił tak, że widzieliśmy zaledwie kolejny traser. I kolejne metry w górę. Skonani i już nie tacy kozakujący po 9,5 godz dotarliśmy do c2. Ciężki dzień za nami.