Co powiecie na zdobycie Everestu w 26 godzin z bazy na 5100 m, bez wspomagania się tlenem i bez korzystania z lin poręczowych? A gdyby powtórzyć wejście w ciągu pięciu dni od poprzedniego, w tym samym stylu, z bazy wysuniętej na 6500 m, w 17 godzin? Tego nie lada wyczynu dokonał kataloński biegacz górski Kilian Jornet.

Kilian Jornet, źr. facebookKilian Jornet, źr. facebook

Ale od początku. Bieg na dach świata odbył się w ramach projektu „Summits of My Life”. Jornet wyruszył 20 maja o godzinie 22:00 czasu lokalnego z ostatniego zamieszkałego miejsca po tybetańskiej stronie – okolicy starożytnego klasztoru Rombuk (5100 m). Nim dotarł do bazy wysuniętej (6400 m), musiał pokonać przeszło 15-kilometrową morenę lodową, co zajęło mu 4 godziny i 35 minut. Po dwugodzinnym odpoczynku ruszył do góry. Na szczyt dotarł drogą normalną o północy z 21 na 22 maja.

Wspinaczka zajęła mu 26 godzin i jest najszybszym znanym wejściem na tej trasie. Gdyby nie problemy żołądkowe biegacza, być może czas ten byłby jeszcze krótszy. Jak sam mówi, do wysokości 7700 m czuł się dobrze i wszystko przebiegało zgodnie z planem. Później jednak, najprawdopodobniej z powodu infekcji wirusowej poczuł się źle, co go spowolniło i wymusiło postoje. W związku z tą niedyspozycją zrezygnował z pierwotnego planu, który zakładał osiągnięcie szczytu i powrót do miejsca startu „za jednym zamachem”.

W trakcie przedsięwzięcia Jornetowi towarzyszył przewodnik górski i operator kamery Sébastien Montaz-Rosset.

źr. www.kilianjornet.catźr. www.kilianjornet.cat

Warto wspomnieć, że Katalończyk chciał osiągnąć wierzchołek północną ścianą, jednak po przeanalizowaniu prognozowanych warunków dla różnych dróg, zdecydował się na normalną.

Ale to nie koniec tej historii. Ponieważ za pierwszym razem, z powodu problemów z żołądkiem, nie udało mu się w 100% zrealizować planu, postanowił wspiąć się na Everest po raz drugi i to w przeciągu jednego tygodnia.

Wejście odbyło się północną ścianą na normalnej drodze, oczywiście bez korzystania z tlenu z butli i lin poręczowych. Wyruszył z bazy wysuniętej (6500 m) i na wierzchołku stanął 27 maja o godzinie 21:00, po 17 godzinach wspinaczki. Główną przeszkodą, z którą musiał się zmagać w drodze na najwyższą górę świata, był porywisty wiatr.

Warto podkreślić, że na takich wysokościach regeneracja organizmu jest znacznie utrudniona, co sprawia, że wyczyn Kiliana Jorneta jest wyjątkowy.

Anna Makowska

Źródła:
- www.kilianjornet.cat/en