Gerlach 2655 m n.p.m. - Słowacja. Wyjazd w Słowackie Tatry Wysokie planowaliśmy jeszcze w roku 2012. Niestety plan nie powiódł się z uwagi na inne okoliczności. Wtedy już w mojej głowie pojawił się kolejny termin 15 czerwca 2013 roku. Wyjazd ten został poprzedzony rozgrzewką w postaci wypadów w Beskid Niski, Bieszczady oraz Małą Fatrę. Z uwagi, że na Gerlach nie ma szlaku, musiałem też wcześniej zarezerwować sobie przewodnika z odpowiednimi uprawnieniami.

Zadania wprowadzenia nas na szczyt podjął się słowacki przewodnik Roman Jelensky. Po wstępnych ustaleniach umówiliśmy się na godzinę 4.50 w Tatranskiej Poliance. Pobudkę mieliśmy dość wcześnie rano o godzinie 3, gdyż z naszej kwatery w Poroninie do punktu umówionego spotkania czekała nas jeszcze godzinna podróż samochodem. Na miejsce przybyliśmy przed czasem, gdzie w oczekiwaniu na przewodnika spacerowaliśmy w okolicy centrum przy drodze do Domu Śląskiego. Roman przybył planowo. Wspólnie podjechaliśmy na znajdujący się opodal parking przy wejściu na teren Parku Tatrzańskiego. Tam zostawiliśmy samochody, otrzymaliśmy sprzęt w postaci kasków, uprzęży oraz karabinków i oczekiwaliśmy na przyjazd samochodu terenowego, który przetransportował nas pod Dom Śląski za 5 euro od osoby.

W drodze po Koronę Europy - Gerlach

W drodze po Koronę Europy - Gerlach

Parę minut po 5 tej byliśmy pod hotelem. Tam krótkie przygotowania i około 5.30 wystartowaliśmy szlakiem obok Stawu Wielickiego. Pogoda była taka sobie, gdyż z pokrytego szczelnie chmurami nieba spadały na nas pojedyncze krople deszczu. Im wyżej kropel pojawiało się więcej. Roman sprawdzał prognozy, gdzie wynikało, że do południa w tym dniu opad deszczu nie był przewidziany. Szliśmy dalej szlakiem, aż do ścieżki prowadzącej w kierunku dość dużego płatu śniegu leżącego na stromej ścianie gór. Tam skręciliśmy w lewo i po zatrzymaniu założyliśmy przekazany nam przez przewodnika sprzęt. Muszę dodać, że nasza grupa składała się z dwóch pań tj. Marzeny i Elżbiety, mnie oraz przewodnika. Początkowo wspinaliśmy się po skałach do dość ostrej ścianki. Zobaczyliśmy na niej kilka metalowych klamer wystających na zewnątrz. Przyznam, że klamry te były powyginane w różnych kierunkach.
Do opisanych klamer można się było dostać po uprzednim przejściu po skalnej półce. Dojście nie należało do ciekawych, ponieważ nie było możliwości przytrzymania się. Jedynym punktem oparcia były małe występy skalne oraz zagłębienia. Gdy już byliśmy na klamrach, powyżej zobaczyliśmy kolejną ściankę, z której też coś wystawało. Znów wspinanie i jesteśmy na miarę bezpiecznym gruncie. Niestety cały czas przy podejściu praktycznie więcej było wspinaczki niż marszu. Tak szliśmy aż do Gerlachowskiego Kotła, gdzie zrobiliśmy przerwę. Niebo w tym czasie przejaśniło się i chwilami widać było przebłyski słońca. Widząc promienie słoneczne, czuliśmy się już pewniej i mieliśmy nadzieję, że dotrzemy na szczyt. Po przerwie ruszamy dalej, wspinając się do góry i schodząc w dół.
W Batyżowieckim żlebie widzimy już nasz cel.

Kilkanaście minut po 9 tej meldujemy się na najwyższej górze Słowacji. Gerlach przywitał nas pięknym słońcem oraz niesamowitymi widokami. Na szczycie sesja fotograficzna, posiłek oraz wpis do książki pamiątkowej.

W drodze po Koronę Europy - Gerlach

W drodze po Koronę Europy - Gerlach

W drodze po Koronę Europy - Gerlach

W drodze po Koronę Europy - Gerlach

Czas wracać na dół. Podejście było dość strome to zejście będzie nieciekawe. Droga miejscami wydłużała się z uwagi na napotkane płaty śniegu, które musimy omijać. Idziemy troszkę inną drogą. W pewnym momencie na skale zauważamy kozicę. Słońce coraz bardziej przygrzewa, a sił coraz mniej. Odczuwamy już trudy wyprawy. Mięśnie oraz kolana nie są już tak sprawne, jak przy podejściu. W końcu docieramy do klamer, po których wchodziliśmy do góry. Ten pionowy odcinek pokonujemy dość uważnie, asekurując się wzajemnie. Tu już nie ma żartów, ponieważ trudy wyprawy i dość eksponowany odcinek wymaga dużej koncentracji. Błąd może skończyć się nie ciekawie. Szczęśliwie udało się przejść ten odcinek i wejść na mniej stromą skałę. W dole widzimy już szlak. Choć odległość wydaje się mała, czas schodzenia jest dość długi. W końcu wchodzimy na szlak. Przed nami do pokonania już tylko w miarę równy odcinek wzdłuż stawu do hotelu. Na miejsce docieramy około 14.30. Wygląda na to, że nasz czas zejścia był sporo dłuższy od czasu wyjścia na szczyt. W hotelu serwujemy sobie kawę i o 15.00 zjeżdżamy za kolejne 5 euro na parking. Roman otrzymuje swoje 220 euro za wyprowadzenie nas na szczyt oraz wypożyczony nam sprzęt. Żegnamy się i wsiadamy do samochodów. Po godzinie podróży dojeżdżamy na kwaterę do Poronina. Dumni z osiągnięcia celu udajemy się na obiad. Gerlach jest czwartym naszym szczytem należącym do Korony Gór Europy.

zobacz film z wyprawy na Gerlach