Mała Wysoka ( 2429m n.p.m.) to szczyt, który w całości mieści się w Tatrach Wysokich po stronie słowackiej. Panorama z jej szczytu należy do jednych z piękniejszych w całych Tatrach. Pokonałam wiele tras, ale właśnie trasę na Małą Wysoką przez Dolinę Białej Wody, w dwie strony, uważam za najbardziej wymagającą pod względem wytrzymałościowym. Suma przewyższeń, ilość kilometrów i suma podejść- kiedy wszystko dokładnie się policzy, wychodzi z tego konkretna całość, w którą trzeba włożyć sporo wysiłku.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Dolina Białej Wody to dolina, która biegnie po drugiej stronie Rybiego Potoku, sąsiaduje z drogą do Morskiego Oka. Zauważalna jest różnica gołym okiem. W ciągu trzygodzinnej wędrówki napotkane zostały tylko dwie osoby, parking przy wylocie doliny praktycznie pusty. Porównując to z Palenicą Białczańską o tej samej porze, z miejscami parkingowymi byłby już problem, a tabuny ludzi wędrowałyby słynnym asfaltem. Obok pusta, przepiękna dolina, ale wszyscy idą do Moka. Co odgrywa największą rolę? Wygodny asfalt, liczba ludzi, popularność, schronisko? Temu tematowi trzeba by poświęcić osobny artykuł. Jeśli szukacie pięknych dolin, nie idźcie do Morskiego Oka, idźcie do Białej Wody. Nie pożałujecie.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Samochód zostaje na parkingu, a my mijamy pierwszy szlaban i wchodzimy w inny świat. Przed nami ponad 10 kilometrowa przeprawa przez jedną z piękniejszych i najdłuższych dolin po tej stronie Tatr. Przez pierwsze dwie godziny szlak przebiega szeroką ścieżką, coraz więcej szczytów się wyłania, widać m.in. Młynarza, Rysy, Ciężki Szczyt, czy Żabią Czubę, a nawet Mięguszowiecki Szczyt Czarny, który dosłownie mignął gdzieś w oddali. Mijamy także Ciężką Siklawę, czyli najwyżej położony wodospad w Tatrach, który sięga 100 metrów! Im głębiej wchodzimy w dolinę, tym droga robi się węższa i stopień nachylenia się zmienia. Zaczynają się pierwsze podejścia, całkiem podobne, jak do Wielkiej Siklawy idąc do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Po osiągnięciu progu doliny, człowiek czuje się, jak w innym wymiarze. Nie sądziłam, że tak potężne szczyty mogę mieć dosłownie na wyciągnięcie ręki. Górują dumnie nad nimi, niczym królowie. Nie do opisania, człowiek sobie sprawy do końca nie zdaje, jak to wszystko żyje własnym życiem, tworzy swój własny mikroklimat i jest tam przez cały czas, czeka, żeby je odkryć.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Celem jest Litworowy Staw, który znajduje się tuż pod Litworowym Szczytem. Wkroczyliśmy już w początek Doliny Kaczej, czyli jednej z odgałęzień Doliny Białej Wody. Docieramy do niego po godzinie marszu skalną ścieżką, przy czym pokonaliśmy już około 1000m przewyższenia. Widok lazurowego stawu, który mieni się na tle Rysów robi ogromne wrażenie. Bujna i głęboko zielona roślinność, do tego ten wszechobecny błękit sprawiają razem wrażenie bycia w jakimś egzotycznym miejscu. Miejscu, jak z bajki. Napotkana kozica, która wypasała się tuż obok stawu nie przejmowała się naszą obecnością. W końcu jest u siebie. W domu.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Przed nami skalne progi, podejścia wśród ogromnych głazów. Temperatura dawała się we znaki, wysokości nabieraliśmy szybko, więc można było się trochę zmęczyć, zwłaszcza, że wędrówka trwa już cztery godziny. Coraz większe głazy, więc momentami trzeba się na nie wspinać. Pojawił się też Król Tatr, czyli Gerlach, który zniknął przy pierwszym zakręcie. Kolejnym celem jest Polski Grzebień, czyli przełęcz, z której zaatakujemy Małą Wysoką. I po przejściu paru kilometrów docieramy pod Zmarzły Staw, a tym samym pod Małą Wysoką, a stąd już widać przełęcz, na której już jest parę osób. Jeśli o staw chodzi, jest on o tyle ciekawy, że po pierwsze nie ma podziemnych połączeń, a po drugie, nigdy do końca kra się na nim nie wytapia. Zawsze część kry pozostaje niestopiona nawet i gorącego lata. Przecinamy więc dalej drogę w kierunku Polskiego Grzebienia wzdłuż brzegu stawu, najpierw po kamieniach ciągnących się od progu Doliny Kaczej, następnie po wielkich płytach, gdzie pojawią się pierwsze łańcuchy. Po pokonaniu odcinka z łańcuchami, rozpoczyna się podejście pod Polski Grzebień po sypkich kamieniach. Remont szlaku już się odbył, bo drewniane bele wydawały się, jakby za moment miały osunąć się razem z toną kamieni. Miejsce bardzo zdradliwe, należy zachować szczególną ostrożność. Mijamy także rozgałęzienie szlaku, jedno prowadzi na Rohatkę, drugie na Polski Grzebień. Kierujemy się szlakiem zielonym. I tak po około trzydziestominutowym marszu osiągamy wysokość 2200m n.p.m. Szlakowskaz wskazuje na szczyt około godziny. Ale warto tutaj wspomnieć o tym, jakie szczyty znajdują się przed naszymi oczyma. Gerlach, cały masyw w pełnej okazałości, pod nim Dolina Wielicka ze Śląskim Domem, na prawo od niego ściany Wielickiego Szczytu, Litworowy Szczyt, Rysy, Wyżni Żabi Szczyt i pozostałe. Po krótkiej przerwie ruszyliśmy naprzód, by dotrzeć na szczyt.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Na Małą Wysoką wchodzi się troszkę szybciej niż na oznaczeniu, czterdzieści pięć minut to maksimum przy dobrym tempie. Są momenty gdzie należy się wspiąć, a ekspozycja jest nieco większa. W ostatnim etapie znajduje się strome, sypie podejście, więc uwaga zwiększona dwukrotnie.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Po dotarciu na szczyt nikt nie myślał o piciu, o jedzeniu, widoki karmią same w sobie. Panorama na największe tatrzańskie szczyty. Łomnica, Lodowy Szczyt, Durny Szczyt, Pośrednia Grań, Staroleśny i Sławkowski Szczyt, po drugiej stronie Gerlach, Rysy, Ganek i Wysoka, w oddali nawet Wołoszyn, Świnica, kawałek Orlej Perci, Tatry Zachodnie. Okalające doliny, czyli Dolina Kacza, Dolina Wielicka, czy Dolina Staroleśna. Tatry Bielskie w całej okazałości. Widać dosłownie wszystko. Najwięcej radości daje zgadywanie szczytów, a potem sprawdzanie poprawności z mapą. Upajając się widokami i focąc wszystko, co się da, spędzamy najwspanialsze chwile tego dnia (o ile nie roku), jakie do tej pory było dane nam spędzić. Jedno słowo, jakie przychodzi na myśl to: pięknie. Piękniej być nie mogło.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Nakarmieni widokami podejmujemy się pokonania kilkunastokilometrowej drogi powrotnej tak samo, jak szliśmy rankiem. Ale sił było coraz mniej. Była to najdłuższa tatrzańska wyrypa w życiu. 30 kilometrów w nogach, kilkanaście godzin na nogach, które odmawiały powoli posłuszeństwa. Mimo wszystko, było warto. Trasa warta polecenia każdemu z osobna, kto nie boi się wyzwań. Można rozplanować to także tak, by wejść od Śląskiego Domu na Polski Grzebień i wrócić Doliną Białej Wody, ale do tego dochodzą sprawy logistyczne, czyli transport, a my nie mieliśmy możliwości takiej organizacji.

Mała Wysoka, czyli tam i z powrotem przez Dolinę Białej Wody

Po takich wyprawach człowiek wie, że naprawdę żyje. Szlak marzeń, panoramy marzeń, wyjęte żywcem z bajki. Wszyscy czuli się spełnieni stuprocentowo i nikt nie spodziewał się, że na koniec dnia, już w drodze powrotnej, zobaczymy niesamowity babiogórski zachód słońca. Wtedy serce pękło już ze szczęścia.

Ada Kupczak