Znajdująca się w południowej Hiszpanii Caminito del Rey to obecnie jedna z ciekawszych atrakcji turystycznych Andaluzji. Okryta złą sławą, przez bardzo długi czas określana była jako najniebezpieczniejsza Via Ferrata na świecie. Droga Króla – bo tak tłumaczy się jej nazwę, biegnie wśród stumetrowych ścian wąwozu rzeki Guadalhorce. W przeszłości niejeden śmiałek stracił życie podczas jej pokonywania. Zobaczmy jak to miejsce prezentuje się dziś.

Początki królewskiej drogi

Budowę Camino rozpoczęto w 1901 roku, podczas budowy elektrowni wodnej. Miało to na celu połączenie dwóch miejscowości Ardales i El Chorro, które znajdowały się po przeciwnych stronach wąwozu. Takie rozwiązanie ułatwiało transport ludzi i materiałów podczas wznoszenia zapory wodnej. Pierwotnie były to wąskie, cementowo-piaskowe chodniki oparte na metalowych wspornikach, biegnące przy pionowych ścianach wąwozu.

Caminito została ukończona i oddana do użytku w roku 1921. Jej uroczystego otwarcia dokonał sam król Alfonso XIII, który przeszedł fragment trasy a na pamiątkę tego wydarzenia drogę nazwano El Caminito del Rey (ścieżka, droga króla).

Po ukończeniu elektrowni, przez wiele następnych lat droga służyła jedynie okolicznym mieszkańcom jako skrót. Poprzez brak prac konserwacyjnych trasa popadła w ruinę i zaczęła zagrażać bezpieczeństwu ludzi z niej korzystających.

fot. wikipediafot. wikipedia

Miejsce to zaczęło przyciągać miłośników wspinaczki i przede wszystkim adrenaliny. Pod koniec XX wieku stan chodników był tak zły, że konieczne stało się używanie zabezpieczenia do ich pokonania, a Caminito przybrało formę Via Ferraty.

Na przestrzeni lat życie straciło tu wiele osób, jednak ostatni śmiertelny wypadek aż trzech osób w roku 2000, przyczynił się do podjęcia przez władze decyzji o zamknięciu Caminito del Rey.

Od roku 2001 wprowadzono oficjalny zakaz wstępu. Władze groziły wysokimi karami pieniężnymi, a nawet zdecydowano się rozebrać początkowe fragmenty trasy, aby uniemożliwić wspinaczom wejście na ścieżkę. To wszystko, zamiast amatorów wspinaczki odstraszyć, zadziałało odwrotnie. Jedynie dodawało atrakcyjności i podnosiło poziom adrenaliny i trudności.

Po wielu latach władze Andaluzji podjęły decyzję o remoncie trasy. Tak oto po długim czasie i siedmiu milionach euro wydanych na renowację, w marcu 2015 roku oddano dla turystów Caminito del Rey w zupełnie nowej odsłonie.

Nowe Caminito del Rey – już nie dla wspinaczy

Wielbiciele pionowych skalnych dróg i adrenaliny chyba nie tego się spodziewali. Nowa forma Drogi Króla nie ma nic wspólnego ani ze wspinaniem, ani z dawną Via Ferratą. Władze podczas remontu postawiły przede wszystkim na turystów oraz bezpieczeństwo.

Całość drogi została odbudowana przy pomocy drewnianych podestów, dobrze zabezpieczonych od strony wąwozu barierami oraz siatką. Ilość osób jednocześnie przebywających na trasie jest limitowana. Przez cały czas mamy obowiązek noszenia kasku. Personel przed wejściem instruuje nawet, jak robić zdjęcia podczas pokonywania królewskiej ścieżki. Wszystko to sprawia, że turyści mogą czuć się bezpiecznie i przede wszystkim wędrować komfortowo. Ale czy można tu jeszcze poczuć dreszczyk emocji i szybsze bicie serca?

Caminito del Rey

Lokalizacja

Caminito del Rey znajduje się jak już wspomniałem pomiędzy Ardales a El Chorro, około 60 km od Malagi. Dotrzeć tu możemy na kilka sposobów. Najwygodniej i najszybciej będzie oczywiście wynajętym samochodem, to niecała godzina drogi od Malagi lub pobliskich miejscowości turystycznych Costa del Sol. Drugim, dosyć łatwym sposobem będzie wykupienie wycieczki np. w lokalnych biurach, których nie brakuje, ale koszt to ok. 30 – 50 euro. Jest też trzecia możliwość, transport publiczny. Czas dojazdu to prawie 3 godziny (w jedna stronę!). Nie istnieje również połączenie bezpośrednie, także musimy liczyć się z przesiadkami.

Śladami Króla

Ja postanowiłem zorganizować „wyprawę” samodzielnie. Bilet wstępu trzeba zarezerwować na konkretną godzinę i opłacić na stronie internetowej Caminito. Ważnym faktem jest, że na trasę nie wejdziecie z dziećmi poniżej 8 roku życia! Można spróbować zakupić bilet w kasie na miejscu, ale przypominam, że ilość osób jest limitowana. Może się okazać, że jest komplet i nie wejdziecie. Koszt biletu zakupionego przez Internet, to 10 euro. Muszę wspomnieć również, że po dopłacie 1,55 euro, możecie w El Chorro wsiąść w autokar, który odwiezie Was z powrotem na początek trasy w Ardales. Jeśli przyjechaliście samochodem – super rozwiązanie.

Wyjechałem z okolic Malagi rano z wydrukowanym biletem, by po niecałej godzinie dojechać do Ardales. Samochód zostawiłem na parkingu płatnym. Jedyne 2 euro za cały dzień. Dobrym punktem orientacyjnym jeśli chodzi o dojazd czy parking jest Restauracja El Kiosko.

Na wprost parkingu znajdowało się wejście do tunelu oznaczonego drogowskazem „Caminito del Rey”. Po przejściu na drugą stronę tunelu, wyszedłem na szeroką żwirowo-piaszczystą drogę prowadzącą do północnego wejścia. Po około 10 minutach spaceru dotarłem do punktu biletowego. W tym miejscu znajdowały się też ostatnie toalety. Podczas przemierzania królewskiego szlaku nie spotkacie żadnej, warto o tym pamiętać!

Ustawiłem się w kolejce oczekującej na wejście. Trochę żałowałem że nie zabrałem bluzy lub kurtki, ponieważ wiał naprawdę chłodny wiatr. Bilet miałem na godzinę 11:00. Gdy nadeszła kolej naszej grupy, obsługa po sprawdzeniu biletów rozdała wszystkim kaski. Poinstruowano nas, że trzeba je nosić cały czas, a podczas robienia zdjęć musimy zostawić przejście dla reszty grupy. Po tym krótkim wstępie byliśmy gotowi by ujrzeć wąwóz rzeki Guadalhorce oczami króla Alfonso XIII.

Caminito del Rey

Caminito del Rey

Kontynuowałem wędrówkę żwirową drogą, która szybko zmieniła się w wąską ścieżkę. Widoki już na tamtą chwilę były ładne. Kaskady na rwącej rzece wprowadzały mnie do wąwozu. Po kilku minutach dotarłem do jego początku, a co za tym idzie do pierwszych drewnianych pomostów „przyklejonych” do ściany. Pierwsze kroki, kilkadziesiąt metrów ponad rwącą rzeką, zrobiły na mnie wrażenie. W miarę pokonywania szlaku przestawałem odczuwać dyskomfort związany z wysokością.

Caminito del Rey

Po około godzinie pokonywania kolejnych podestów, to w górę, to w dół, zszedłem do doliny. Wraz z podestami skończyła się wysokość i klaustrofobiczne ściany, których odległość od siebie w najwęższym miejscu wynosiła 10 metrów. Droga powróciła do pierwotnej wersji – żwir i piach.

Caminito del Rey

Wzdłuż tej części Caminito znaleźć można było nawet ławkę dla strudzonego piechura. Ponieważ poszczególne grupy były wpuszczane na szlak w odpowiednich odstępach czasowych, nie panował tłok. Nie przeszkadzały tłumy turystów, nikt się nie spieszył i nie przepychał. Mogłem spokojnie wędrować w swoim tempie.

Caminito del Rey

Taką „spacerową” trasą spokojnie maszerowałem około 40 minut podziwiając piękno okolicy. Doszedłem do kolejnej części wąwozu, gdzie znów wróciłem „na ścianę”. Drewniana konstrukcja, została podczas remontu umieszczona zaraz nad pierwszą, oryginalną drogą, co możemy podziwiać podczas wędrówki. Mogłem sobie tylko wyobrazić, co musieli czuć ludzie pokonujący ją przed modernizacją.

Caminito del Rey

Po następnych 30, może 40 minutach dotarłem do najtrudniejszego momentu na całej trasie. Oznaczało to jednocześnie zbliżający się koniec wędrówki królewskim szlakiem. To charakterystyczny most o długości 30 metrów i wysokości ponad 100 metrów nad ziemią, który łączył dwie strony wąwozu. Z daleka obiekt nie wzbudzał we mnie strachu, wyglądał na stary ale solidny.

Caminito del Rey

Ale myliłem się. To, co wziąłem za most, było jego starą wersją. Nowe przejście zostało wykonane z kratownic i zawieszone było na stalowych linach. Widziałem całą przepaść pode mną, a jakby tego było mało dosyć porządnie bujało całą konstrukcją. Skłamałbym, gdybym powiedział, że przeszedłem sobie „na luzie”. Przeprawa na drugą stronę naprawdę wywołała u mnie spore emocje.

Caminito del Rey

Po przejściu najgorszego (lub najlepszego jak kto woli), pokonałem jeszcze strome zejście schodami prowadzącymi do wyjścia z wąwozu. Jeszcze tylko krótka prosta i jestem na końcu wielkiej Caminito del Rey.

Opuszczam wysokie ściany i drewniane chodniki. Wchodzę na żwirową, szeroką drogę która prowadzi mnie do wyjścia ze szlaku. W dalszym ciągu obowiązuje nakaz noszenia kasku. Po dobrych 15, może 20 minutach dotarłem do punktu zdawania kasków. Zastałem w tym miejscu mały sklepik, oraz toalety.

Caminito del Rey

Z tego miejsca zostało mi jeszcze dotrzeć do przystanku autobusowego, który według znaków miał się znajdować 200 m od wyjścia z Caminito. Wydawało mi się, że dotarcie tam trwało wieki. W praktyce trwało to dobre 15 minut. Nie możliwe zatem, żeby było to jedynie 200 m, ale udało się. Wsiadłem szczęśliwy do autobusu, który do Ardales jechał około 30 minut.

Wysiadłem przy wspomnianej na początku restauracji El Kiosko i udałem się wolnym krokiem w stronę parkingu. Moja przygoda z Drogą Króla dobiegła końca. Przejście całej, około 5-kilometrowej trasy zajęło mi 2 – 2,5 godziny. Warto pamiętać o zabraniu wygodnych butów. W moim przypadku doskonale sprawdziły się buty Kayland Gravity.

Odpowiedź na pytanie, czy w dalszym ciągu warto tu przyjechać może być tylko jedna – oczywiście że tak! Emocje i wspomnienia związane z tym miejscem pozostaną z Wami na zawsze. No i pokonaliście słynną Caminito del Rey, „najniebezpieczniejszą Via Ferratę świata”.

Piotr Lis

Źródła:
Wikipedia,
timeforspain.com