
Schronienie w krainie diabłów i biesów

Gazda Jaworzca przypomina, że w Bieszczadach jesteśmy tylko gośćmi.
Niegdyś po Bieszczadach harcowały różnej maści stworzy rodem z piekieł. Dziś turyści, ale przede wszystkim zwierzęta.
Życie, praca w schronisku górskim to nie tylko możliwość obcowania z niepowtarzalną naturą, ale przede wszystkim spore wyzwanie, obfitujące w codzienne i niecodzienne sytuacje. Kontynuujemy prezentację cyklu artykułów poświęconych właśnie działalności polskich schronisk górskich i ludziom, którzy tworzą ich niezaprzeczalny klimat. Tym razem zapraszamy do Schroniska PTTK Jaworzec.
Historia Jaworzca związana jest z ideą Edwarda Moskały – budowy schronień, schronisk w polskich górach. Bacówka Jaworzec jest jedną z 12 bacówek, które powstały według tej idei. Powstała w 1976 roku jako pierwsza bacówka w Bieszczadach, a trzecia w Polsce.
Aby przejść dalej, warto wyjaśnić, dlaczego takie schronienia były potrzebne. Otóż niegdyś Bieszczady nie cieszyły się popularnością – wręcz przeciwnie. Ludzie nie chcieli się tu osiedlać, gdyż uważali, że to kraina zamieszkana przez diabły. Najsłynniejsza legenda wyjaśniająca początki Bieszczadów, stworzona została przez Mariana Hessa. Legenda głosi, że podczas gdy kraina, o której mowa, nie miała nazwy, w piekle trwały różne eksperymenty, w wyniku których wyhodowano dwie nowe odmiany diabłów – biesy i czady. Umieszczono je w tej czarciej krainie, a z połączenia nazw owych diabłów powstał nowy termin, określający ów region – Bieszczady.
Jeszcze w latach 40. XX w. ciągnące się dziś kilometrami bezludne i zarośnięte przestrzenie tętniły życiem. W każdej dolinie była wieś, w której stały drewniane domy. Tę czarcią krainę najprawdopodobniej zasiedlili Rusini, wędrujący łukiem Karpat na przełomie XV/XVI w., o czym świadczą ich imiona utrwalone w dokumentach z tamtych czasów. Wsie zasiedlane były na prawie wołoskim, a w każdej z nich była cerkiew (w tamtym czasie jeszcze prawosławna). Z tego ruskiego żywiołu zasiedlającego Karpaty na wschód od Popradu, wyłoniły się dwie grupy etnograficzne: Łemkowie (na zachód od rzeki Osławy) i Bojkowie (teren dzisiejszych Bieszczadów).
źródło zdjęcia - Schronisko PTTK Jaworzec
XX w. przyniósł kres wielowiekowej kultury bieszczadzkich górali. Bojkowszczyzna po II Wojnie Światowej została podzielona granicą polsko-radziecką. Pozostała część Bieszczadów została opustoszała w wyniku wysiedleń. Najpierw w latach 1944-1946 z inicjatywy Związku Sowieckiego przeprowadzono częściową wymianę ludności polskiej i ukraińskiej (dobrowolną tylko z nazwy), a następnie w 1947 r., w ramach Akcji „Wisła” pozostali mieszkańcy zostali wysiedleni przymusowo. Po kilkuset latach kształtowania i współżycia różnych narodowości doszło do wyludnienia Bieszczadów.
Jedną ze wsi, którą zamieszkiwali tutejsi górale, był Jaworzec. Dziś po osadzie nie ma śladu. Z kolei w ramach rozwoju turystyki i działań wspomnianego Edwarda Moskały, na wysokości 605 metrów n.p.m., przy czarnym szlaku na przełęcz Orłowicza przez Krysową, Wysokie Berdo nad nieistniejącą już wsią, w latach 1975-1976, wybudowano schronisko w Jaworzcu.
Obecnie to bacówka Jaworzec.
- Bacówka to obiekt nie podlegający kategoryzacji. Przyjęło się nazywać bacówki schroniskami. Jednak znacznie odbiegają od schronisk. Są to małe obiekty świadczące usługi turystyczne. Z racji wielkości oraz rozmieszczenia nie przy głównych szlakach, choć nie jest to reguła, charakteryzują się inną specyfiką pracy. Często mówię, że mamy dwa płuca i dwa biegi, tylko rąk do pracy tyle samo. Oczywiście z racji naszego położenia, nasz obiekt największe obłożenie ma w okresie letnim i jesiennym, natomiast w okresie zimowo wiosennym raczej weekendowe. Wielkość budynku nie pozwala mieć dużego personelu. Pracujemy w systemie pracy 16 dni pracy 14 dni wolne, ale na pełnych obrotach. Lubimy każdy okres, każdy ma plusy i minusy też – opisuje Waldek gazda Jaworzca.
I podkreśla, że życie w dawnej krainie biesów, diabłów czy czadów do łatwych nie należy. Pan Waldek przyznaje, że wymaga zdolności logistycznych, dobrego zaplecza dostawców, zaufania, oraz sporo gotówki. Musi być jednak żelazny zapas. Zdarza się, że trzeba improwizować, bo towar nie dojechał, brak możliwości dojazdu itp. Dlatego praca w górskim schronisku nie jest dla każdego...
- Praca w bacówce jest specyficzne, gdyż nie ma standardowych godzin pracy. Musi być wiele zaangażowania, empatii. Ponadto trzeba mieć pomysł na siebie jak się ma 14 dni wolnego, które zgodnie z zasadą trzeba spędzić po za bacówką. Czy warto, ciekawe doświadczenie w życiu. Ale warto – zaznacza gazda.
Tymczasem bacówkę odwiedzają przeróżni turyści.
- Obecnie turyści to przekrój społeczeństwa, a turystyka została wypaczona przez COVID. Staram się prowadzić obiekt dla turystów świadomych miejsca i możliwości, ale także ograniczeń. Jednak jak wszędzie, zawsze znajdują się ludzie z przypadku, taniości itp. Jedni świetnie się adoptują i zostają już z nami na zawsze, odwiedzając nas, choć raz w roku, a inni są pierwszy i ostatni raz. Otwarci jesteśmy dla każdego turysty, ale umiem powiedzieć, że to miejsce nie jest dla niego. Zdarza się to, choć co raz już rzadziej. O historiach z turystami wydam kiedyś książkę z przymrużeniem oka, którą spisuję – śmieje się gospodarz Jaworzca. - Mógłbym przytoczyć tuziny takich opowieści mniej czy bardziej śmiesznych. Jednak często powtarzającym są wielkie oczy, kiedy ludzie słyszą, że łazienka jest koedukacyjna a prysznice na żetony.
Schronienie położone jest w dolinie, do najbliższego zabudowania jest 3,5 kilometra.
- Nie mamy stałego prądu, Z racji położenia mamy styczność, na co dzień ze zwierzyną: wilkami, lisami, rysiem, jeleniami czy niedźwiedziami. Staramy się uświadamiać turystów, że to my jesteśmy gośćmi w tej krainie, a nie odwrotnie. Staramy żyć się z szacunkiem do przyrody i zachwycać się tym, co nas otacza. Organizujemy spotkania z leśnikami, przyrodnikami, którzy swoją pasją dzielą się z turystami, pokazując, że to żywe istoty, które żyją tu na co dzień i w momencie stworzenia zagrożenia mogą nas zaatakować – opisuje pan Waldek.
źródło zdjęcia - Schronisko PTTK Jaworzec
I przypomina, że schronisko to nie pensjonat, to też nie hotel.
- Schronisko, bacówka to miejsce ludzi, których ciągnie do przyrody. To miejsce, w którym często zasady nie są dla zasad, ale dla podstawowego funkcjonowania tego obiektu. Dlatego decydując się na nocleg, wypoczynek trzeba wyjść trochę ze swojej strefy komfortu, otworzyć się na ludzi, a będzie piękny wyjazd. Ponadto każde schronisko, bacówka mają wspólną jadalnie, która wieczorami staje integracyjną salą, gdzie można spotkać ciekawych ludzi i posłuchać fantastycznych opowieści, gdzie dalej rodzą się znajomości na lata. Do zobaczenia w zapomnianej bacówce o niezapomnianym klimacie – zaprasza Waldek gazda Jaworzca.
Łukasz Razowski