Kanadyjczyk Marc-Andre Leclerc i Amerykanin George Johnson niestety zostali uznani za zmarłych. Jak informowaliśmy w poprzednim newsie, Alpiniści zaginęli podczas wspinaczki na jednen ze szczytów w masywie Mendenhall Towers na Alasce. Najprawdopodobniej planowali wejść na wieżę główną, przez północną, jak się wydaje, dziewiczą ścianę, a następnie wrócić na nartach szlakiem West Mendenhall Glacier.

W poniedziałek (5 marca) wspięli się na wierzchołek i wtedy po raz ostatni kontaktowali się z bliskimi. Korzystając z rzadko występującego na tym obszarze zasięgu sieci telefonicznej. Leclerc przesłał zdjęcie na Instagram. Duet planował zakończenie akcji górskiej w środę (7 marca), kiedy to mieli dotrzeć do Juneau, stolicy Alaski.

W czwartek (8 marca) ratownicy górscy (Juneau Mountain Rescue) we współpracy z Amerykańską Strażą Przybrzeżną (United States Coast Guard) rozpoczęli poszukiwania. W rejon zaginięcia wysłano dwa helikoptery i jeszcze tego samego dnia odnaleziono depozyt sprzętu narciarskiego (narty, kijki i plecak), pozostawionego na powrót lodowcem. Leclerc i Johnson nie mieli ze sobą telefonu satelitarnego ani nadajnika GPS.

Fot. źr. juneauempire.comFot. źr. juneauempire.com

Według wpisu w mediach społecznościowych dokonanego przez ojca jednego z dwóch zaginionych, mężczyzn ogłoszono we wtorek za zmarłych.

"Wszystkim przyjaciołom, bliskim i tym dalszym, którzy nas wspierają i modlili się za Marca André, chciałem, abyście wszyscy usłyszeli to ode mnie, zanim wieści rozejdą się w mediach. Niestety straciliśmy dwóch naprawdę wspaniałych wspinaczy, a ja straciłem syna, z którego jestem bardzo dumny." – można przeczytać w zamieszczonym wpisie.

Bartek Andrzejewski

źr. http://juneauempire.com