Dziś rocznica pierwszego zimowego wejścia na trzecią górę świata, Kanczendzongę (8586 m n.p.m.). Stało się to za sprawą wejścia dwóch legendarnych polskich wspinaczy, mianowicie Krzysztofa Wielickiego i Jerzego Kukuczki. Poza tym, że wyprawa przyniosła sukces, wydarzyła się również tragedia związana ze śmiercią innego polskiego wspinacza Andrzeja Czoka. Czok zasłabł po dotarciu do obozu IV, następnie znalazł się z pomocą członków wyprawy w obozie III, tam zmarł na obrzęk płuc. Jego ciało spoczęło w szczelinie na zboczach Kanczendzongi.

Dla Jerzego Kukuczki był to 10 szczyt w drodze po Koronę Himalajów i Karakorum.  Dla Krzysztofa Wielickiego Kanczendzonga była 4 szczytem zdobytym w tej klasyfikacji. Andrzej Czok przed feralną dla niego wyprawą stanął wcześniej na takich ośmiotysięcznikach jak Lhotse, Mount Everest (nową drogą), Makalu (samotne wejście) i na Dhaulagiri (pierwsze zimowe wejście wraz z Jerzym Kukuczką)

Kangchenjunga, źródło:wikipedia.org

Kangchenjunga, źródło:wikipedia.org


O wydarzeniach z tamtego dnia Kukuczka pisał w książce „Mój pionowy świat”.

O zdobyciu góry:

„Niewiele z niej pamiętam, głównie, towarzyszące każdemu kolejnemu stąpnięciu, pragnienie, by wreszcie się to wszystko skończyło. To upiorne, niemal bez sensu, tuptanie noga za nogą. Idziemy drogą normalną, więc czasem spod śniegu przedziera jakiś kawałek liny. Nie asekurujemy się, nie idziemy związani, każdy posuwa się własnym tempem. Krzysiek mija mnie, nie jestem w stanie dotrzymać mu kroku. Mój rytm jest wolniejszy. Na szczyt Krzysiek wchodzi pierwszy. Ze zdziwieniem widzę, że nie czeka na mnie. Schodzi. Mijamy się bez słowa kilka metrów pod wierzchołkiem.
Teraz ja wchodzę, zostawiam zabrane synom z domu dwie zabaweczki, małe plastykowe misie, robię jakieś zdjęcie…

O sytuacji związanej z Andrzejem Czokiem:

„Zaczęli z Przemkiem schodzić, ale Andrzej tylko do połowy drogi był w stanie poruszać się o własnych siłach. Nadszedł moment, w którym tak osłabł, że nie był w stanie iść dalej. Przemek zszedł sam do obozu III, gdzie do wyjścia w górę szykował się kolejny zespół, między innymi Artur Hajzer, Krzysiek Pankiewicz i Ludwik Wilczyński. Teraz poszli tylko po to, by sprowadzić Andrzeja, który stracił resztkę sił.”
„Andrzej poczuł się nieco lepiej. Przemek, trochę uspokojony, zabrał się znowu za gotowanie i koło dziesiątej, kiedy odwrócił się, żeby podać kolejną herbatkę, Andrzej nie dawał już znaku życia.”


Bartek Andrzejewski