Jest taka historia, która zdarzyła się i którą opisywał znakomity wspinacz oraz ogromny miłośnik gór- Wawrzyniec Żuławski. Wawrzyniec Żuławski (właśc. Jerzy Wawrzyniec Żuławsk) urodził się 14 lutego 1916 w Zakopanem, zm. 18 sierpnia 1957 w masywie Mont Blanc. Był polskim taternikiem, ratownikiem górskim i pisarzem.

Był również kompozytorem, a jako żołnierz Armii Krajowej uczestniczył w powstaniu warszawskim.

Początek sławy taternickiej przyniosły mu lata 30-ste XX w., kiedy to dokonał pierwszego wejścia północno-zachodnią ścianą Żabiego Mnicha, wówczas uważaną za niemal nie do zdobycia. Dzięki temu został zauważony przez najlepszych ówczesnych taterników i wkrótce znalazł się wśród nich.

Kacza Dolina, fot: portalgorski.pl

portalgorski.pl

Od tego czasu, wspinał się z Janem Staszlem, Zbigniewem Korosadowiczem, braćmi Stefanem i Tadeuszem

Bernadzikiewiczami oraz wieloma innymi. Do najciekawszych jego przejść można zaliczyć:
-drogę na Mięguszowiecki Szczyt Wielki północno-wschodnim filarem;
-wejście północną ścianą na Małego Młynarza;
-zimowe i pierwsze wejście na północno-wschodnią ścianą Cubryny;
-zimowe wejście na Lodowy Szczyt z Doliny Czarnej Jaworowej;
i wiele innych.

Po wybuchu II wojny światowej uprawiał taternictwo na bardzo ograniczoną skalę. Po zakończeniu wojny dokonał wówczas pierwszych wejść nowymi drogami takimi jak:
-Żabi Szczyt Wyżni lewą częścią północnej ściany;
-Mięguszowiecki Szczyt Pośredni środkowym filarem północno-wschodniej ściany;
-Spadowa Kopa zachodnim filarem;
-Lodowy Szczyt środkiem wschodniej ściany;
i wiele innych.

Równolegle z taternictwem Żuławski, z sukcesami i z oddaniem uprawiał alpinizm.
Żuławski był także pisarzem. O swoich przygodach w górach napisał szereg artykułów i opowiadań, publikowanych w różnych czasopismach, nie tylko fachowych. Wiele z jego dzieł zostało po jego śmierci połączone i opublikowane jako większe zbiory. Wydał również kilka książek, związanych z niebezpieczeństwami gór i ratownictwem, zaliczanych do klasyki literatury górskiej.

Tablica na pamiątkę Żuławskiego, fot: portalgorski.pl

Tablica na pamiątkę Żuławskiego, fot: portalgorski.pl

W twórczości kompozytorskiej Żuławskiego także przewija się tematyka tatrzańska.

Na podkreślenie zasługuje wkład Żuławskiego w rozwój polskiego taternictwa i alpinizmu (zasiadał we władzach Koła Wysokogórskiego przy Oddziale Warszawskim Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego). Na pół roku przed wybuchem II wojny światowej wybrany został na przewodniczącego Koła Warszawskiego Klubu Wysokogórskiego PTT. W latach 1954–1956 piastował funkcję przewodniczącego Sekcji Alpinizmu Zarządu Głównego Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego oraz Głównego Komitetu Kultury Fizycznej.
Zaliczano go do najofiarniejszych ratowników górskich, pomimo że nigdy nie był członkiem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Podczas wyprawy w Alpy w roku 1957 wziął udział w poszukiwaniach zaginionych dwóch alpinistów jugosłowiańskich i towarzyszącego im Stanisława Grońskiego. Podczas tej akcji został przysypany lawiną lodową i na zawsze pozostał w Alpach.

***

W którymś kolejnym swoim opowiadaniu i wspominkach z tatrzańskich wspinaczek, opisuje dosyć zabawną, a jednocześnie ponurą historię jaka przytrafilo mu się w Dolinie Kaczej.
Otóż podczas kolejnej już eksploracji okolicy, Żuławski nie zauważył, że piękna od wielu dni pogoda zaczęła się psuć. Zerwał się wiatr i spadł rzęsisty deszcz, a wkrótce rozpętała się burza.
Szybko jednak znalazł dogodną, suchą i w miarę ciepłą kolebę. I wtem, w przerwie między piorunami, wyraźnie usłyszał jakieś kroki.

O kilkanaście metrów od koleby biegła na oślep jakaś zmoknięta kobieca postać.
- Tutaj! – zawołał Żuławski.
Postać okazała się być zbłąkaną kobietą, która wyjaśniła, że wyszła rano na spacer z Roztoki, a że „lubi dużo chodzić”, więc szła, szła i szła, a kiedy rozpoczęła się burza, straciła nieco poczucie kierunku i pobiegła w głąb doliny.

Nasz bohater napoił zbłąkaną turystkę, ale nie wyjaśnił, skąd się tu wziął, co robi, po co tu się nagle zjawił itd.
I jak pisze: "A teraz ten zagadkowy, nieogolony facet, który się tu znalazł ni stąd, ni zowąd, w środku burzy, suchy, popijający spokojnie herbatę, milczący, trochę jakby niechętny. Zbieg polityczny? Uciekinier z więzienia? Bandyta? A może… Kilkakrotnie przyłapuję skośne, niespokojne spojrzenie, patrzące na mnie ukradkowo z zabobonnym lękiem."
Ostatecznie, młoda dziewczyna, chcąc nawiązać jakąś rozmowę zapytała:
- Co to właściwie są za szczyty przed nami?
Żuławski bez wachania opisywał jej kolejne szczyty i objaśniał górskie panoramy, przechodząc od ogółów do szczegółów przytaczał rozmaite historie, pokazywał liczne drogi i warianty przejść.
Z początku kobieta słuchała z zainteresowaniem, ale w miarę opowiadania zauważył, że wywiera ono efekt zgoła nieoczekiwany. Otóż dla kogoś „niewtajemniczonego” i przybysza z nizin, góry kształtują się początkowo jako jakieś niewyraźne, trudne do odróżnienia, postrzępione kontury grani i jednolite, odstraszające urwiska. Dziewczyna zapytała więc:
- A właściwie, to skąd pan zna tak doskonale każdy kamień w tej okolicy?
Spojrzał wtedy na nieszczęsną turystkę z bladym uśmiechem, a ręką wskazał na widoczną stąd w dali południową ścianę Hrubej Turni…
- Bo widzi pani – powiedział z wahaniem – od kiedy spadłem na tej oto ścianie – strasznie lubię te strony i ciągle się tu włóczę…

Bartosz Michalak