Po pierwszym etapie naszej wyprawy zawędrowaliśmy do Węgierskiej Górki, czyli miejscowości, w której kończy się tłoczny Beskid Śląski, a zaczyna Beskid Żywiecki. Nadeszła więc chwila, aby zmierzyć się z najwyższym pasmem górskim na Głównym Szlaku Beskidzkim.

Beskid Żywiecki stanowi najwyższą część polskich Beskidów i jest równocześnie drugą po Tatrach najwyższą grupą górską w naszym kraju. Głównym grzbietem tego pasma - od Przełęczy Zwardońskiej na styku z Beskidem Śląskim po Przełęcz Sieniawską na granicy Gorców – biegnie Wielki Europejski Dział Wodny, oddzielający od siebie zlewiska Morza Czarnego i Bałtyckiego. Wokół słynnej „Królowej Beskidów”, czyli Babiej Góry znajduje się też zaliczany do światowej sieci rezerwatów biosfery UNESCO park narodowy.

Dla nas bramą do Beskidu Żywieckiego jest wspomniana już Węgierska Górka, bo to właśnie tędy prowadzi GSB. Ostatnim razem wspominałem, że miejscowość ta podczas kampanii wrześniowej zyskała miano „Westerplatte Południa”. Czym sobie na to zasłużyła? Zacznijmy od początku.

Górska forteca
W obliczu nadciągającej wojny, wiosną 1939 roku, postanowiono zbudować w Węgierskiej Górce system betonowych umocnień, których zadaniem miała być ochrona doliny Soły. Pierwotnie zakładano, że powstanie szesnaście bunkrów, lecz do 1 września udało się zbudować tylko cztery („Waligóra”, „Włóczęga”, „Wąwóz” i „Wędrowiec”), a także rozpocząć prace nad piątym, noszącym nazwę „Wyrwidąb”. Większość bunkrów nie posiadała jednak pełnego wyposażenia bojowego - brakowało m.in. wież pancernych, wentylacji oraz łączności. Winny był brak czasu, ponieważ prace fortyfikacyjne w Beskidzie Żywieckim rozpoczęto zbyt późno. Polski plan wojny z Niemcami, noszący kryptonim „Zachód”, początkowo w ogóle nie przewidywał zagrożenia od południa, lecz założenia te wzięły w łeb w marcu 1939 roku, kiedy to III Rzesza anektowała Czechosłowację i utworzyła w jej miejscu Protektorat Czech i Moraw oraz wasalne państewko słowackie. Oznaczało to, że w momencie wybuchu wojny niemieckie armie uderzą na Polskę także przez Karpaty. W dużym pośpiechu zaczęto więc przygotowywać obronę frontu południowego, ale w ciągu pół roku nie można było wiele zdziałać. Mimo to opór polskich wojsk w tym rejonie okazał się nadzwyczaj skuteczny.

 

Fort-Wedrowiec-w-Wegierskiej-Gorce-m

 

1 września 1939 roku umocnienia w Węgierskiej Górce obsadzała 151 Kompania Forteczna, dowodzona przez kpt. Tadeusza Semika. Należała ona do Armii „Kraków” gen. Antoniego Szylinga i miała za zadanie osłanianie jej południowego skrzydła. Przeciwko 1200 polskim żołnierzom Niemcy skierowali 7 Bawarską Dywizję Piechoty gen. Eugena Otta w sile ok. 17 tys. ludzi. Walki o przełamanie umocnień w Węgierskiej Górce toczyły się w dniach 2 - 3 września. Mimo miażdżącej przewagi wroga, polskie bunkry broniły się przez ok. 40 godzin i skapitulowały dopiero wtedy, gdy skończyła się amunicja – 3 września ok. godziny 17.00. Straty polskie wyniosły 11 zabitych i ok. 20 rannych. Niemcy stracili natomiast 200 zabitych i ok. 300 rannych.

Pamiątką po tych wydarzeniach są pozostałości bunkrów. Wchodząc Głównym Szlakiem Beskidzkim do Węgierskiej Górki najpierw miniemy pozostałości po forcie „Włóczęga”, a następnie trafimy do fortu „Wędrowiec”, w którym urządzono muzeum i izbę pamięci. Gdy zostawimy za sobą także widoczny ze szlaku fort „Wąwóz”, przed nami będą już tylko góry.


Łańcuchy i niemieccy szpiedzy
Z Węgierskiej Górki GSB wspina się grzbietem Abrahamowa w kierunku pierwszego na tym odcinku schroniska górskiego na Hali Słowianka. Dalej czekać nas będzie trawers masywu Romanki, podczas którego natkniemy się na prawdopodobnie jedyne na całym Głównym Szlaku Beskidzkim łańcuchy. Zabezpieczają one przejście po głazach, które podczas deszczu lub zimą mogą okazać się śliskie. Osoby uczulone na ekspozycje nie muszą się jednak niczego obawiać, ponieważ przejście przez Romankę jest możliwe (i bardzo łatwe) także bez łańcuchów, zamontowanych tu chyba trochę na wyrost.

 

Wezel-szlakow-na-Hali-Slowianka-m

 

Kolejnym punktem na trasie naszej wyprawy będzie schronisko na Hali Rysianka. I w tym miejscu mogę po raz pierwszy dać wreszcie upust mojemu uwielbieniu dla schronisk górskich, ponieważ obiekt na Rysiance jest miejscem, które darzę szczególnym sentymentem. Schronisko łagodnie wtapia się w górską scenerię i wygląda dokładnie tak, jak schronisko wyglądać powinno. Ma ono w sobie również to nieuchwytne, magnetyczne „coś”, co sprawia, że chce się w to miejsce wracać. No i jeszcze te widoki. Z odkrytej Hali Rysianka widoczna jest rozległa panorama na m.in. Pilsko, Tatry i Małą Fatrę. Mało jest również miejsc, z których podziwiać można tak spektakularne wschody i zachody Słońca. Na sielankowym wizerunku schroniska cieniem kładzie się tylko historia twórcy obiektu, niejakiego Gustawa Pustelnika, ale o nim opowiem za moment.

Póki jeszcze jesteśmy na Ryniance, warto bowiem zboczyć z czerwonego szlaku i udać się do… innego schroniska. Położonego na Hali Lipowskiej i oddalonego od Rysianki o jakieś dziesięć minut marszu. Nie jest ono może tak niezwykłe, jak sąsiad, ale też ma swój klimat. Pytanie tylko, skąd dwa schroniska znalazły się tak blisko siebie?

 

Wezel-szlakow-na-Hali-Rysianka-m

 

Zacznijmy od tego, że schronisko na Hali Lipowskiej było pierwsze i powstało już w roku 1931. Sęk w tym, że zbudowane zostało przez niemieckie towarzystwo górskie Beskidenverein, co nie podobało się zbytnio Polakom, marzącym o własnym obiekcie. I tu kłania się postać znanego nam już Gustawa Pustelnika, który w roku 1935 zaczął budować na Rysiance okazały dom. Problem w tym, że Pustelnik nie miał pełnych praw do ziemi, ani nie posiadał pozwolenia na budowę. Żeby było jeszcze śmieszniej, był on tym czasie także gospodarzem schroniska… na Hali Lipowskiej. Lokalnym władzom nie spodobała się ta samowola i nakazały one rozbiórkę budynku, lecz w tym momencie do sprawy włączyło się Tatrzańskie Towarzystwo Narciarzy z Krakowa. Pomogło ono dokończyć budowę i w 1937 roku schronisko na Rysiance zaczęło przyjmować gości. Właścicielem i gospodarzem został – a jakże – Gustaw Pustelnik. Od tego momentu pomiędzy oboma schroniskami rozgorzał ponoć zacięty konflikt. Wiele wskazuje jednak na to, że była to tylko zasłona dymna, mająca ukryć działalność niemieckiego wywiadu. Tak Pustelnik, jak i gospodarz schroniska na Hali Lipowskiej – Alojzy Wagner – byli bowiem agentami Abwehry i w pierwszych dniach września 1939 roku obaj przeprowadzili przez góry niemieckie oddziały uderzające na Polskę. Ot, taka mała szpiegowska afera w Beskidzie Żywieckim.

Góra pijanych zbójników
Z Rysianki po niecałych trzech godzinach zawędrujemy na kolejną halę. Jest to wysoko położona (1270 m n.p.m.) i licznie odwiedzana przez turystów Hala Miziowa. Tutaj również znajduje się schronisko górskie, ale pod względem klimatu daleko mu do sąsiadów z Rysianki czy nawet Hali Lipowskiej. Jest to raczej nowoczesny hotel (obiekt oddano do użytku w roku 2003), oferujący m.in. dostęp do internetu, telewizję czy automaty do gier. Inaczej mówiąc - piknik rodzinny z elementami festynu.

Nad Halą Miziową góruje monumentalny szczyt Pilska, czyli drugiej pod względem wysokości góry w Beskidzie Żywieckim. Wznosi się ona na 1557 m n.p.m., a jej nazwa – jak głoszą ludowe podania – wzięła się od zbójeckich pijaństw, jakie miały się tutaj rzekomo odbywać. Teoria to niewątpliwie ciekawa, ale może lepiej skoncentrujmy się na twardych faktach. A te są np. takie, że Pilsko jest drugim oprócz Babiej Góry szczytem w Beskidach, na którym powyżej regla górnego występuje także piętro kosodrzewiny. Znajdują się tu także jedne z najwyżej położonych w Beskidach źródeł. Z ciekawostek pozaprzyrodniczych wspomnieć warto natomiast o znajdującym się pod szczytem symbolicznym grobie kaprala Franciszka Bacika z KOP. Poległ on na Pilsku w walce z Niemcami 1 września 1939 roku i był jedną z pierwszych ofiar II Wojny Światowej. Z rozległego wierzchołka Pilska roztacza się także imponująca panorama. Ma ona niemal idealne 360 stopni i obejmuje, oprócz dominującej sąsiadki - Babiej Góry, także Gorce, Jezioro Orawskie i Tatry, Małą Fatrę, Beskid Śląski, Jezioro Żywieckie i Beskid Mały, a nawet odległy Beskid Makowski.

 

Wschod-Slonca-na-Hali-Rysianka-m

 

Główny Szlak Beskidzki z niejasnych względów nie biegnie przez Pilsko, lecz ominięcie tego szczytu byłoby niewybaczalnym błędem. Będąc na Hali Miziowej mamy do wyboru dwa, krótkie odbicia (szlakiem czarnym lub żółtym) i wejście na drugi szczyt Beskidu Żywieckiego, choć strome, zajmie nam tylko kilka chwil. Później zawsze można zawrócić i ruszyć z powrotem GSB lub dołączyć do niego kawałek dalej, trzymając się przez chwilę szlaku niebieskiego. Trasa jest stosunkowo łatwa, raczej nigdy nie zostaniemy też na niej sami, ale warto zachować ostrożność, bo 1557 metrów robi swoje i przy złej pogodzie Pilsko potrafi pokazać swoje groźne, nieprzewidywalne oblicze.

Za Pilskiem szlak sprowadzi nas lasem ku Przełęczy Glinne. Przecina ją międzynarodowa droga ze Słowacji, znajduje się tu również budynek dawnego przejścia granicznego. Nic szczególnego, ale warto tu trochę odpocząć, bo później czekać nas będzie długa, mozolna wspinaczka na kolejne szczyty Beskidu Żywieckiego – m.in. Studenta, Beskid Korbielowski, Beskid Krzyżowski, Jaworzynę i Mędralową. Po drodze trafią się również przełęcze, a jeśli zawitamy w te strony latem, to na jednej z nich - na Głuchaczkach – natkniemy się nawet na studencką bazę namiotową. Z kolei na Przełęczy Jałowieckiej Południowej (tak mniej więcej) wkroczymy w granice Babiogórskiego Parku Narodowego. Jest to miejsce niezwykłe, fascynujące potęgą przyrody i… na dziś wystarczy wrażeń. W dalszą drogę ruszymy następnym razem, bo Babia Góra zasługuje na specjalne względy. Wszak Królowa Beskidów jest tylko jedna.

Adam Nietresta