Pozostaje jeszcze Prisztina, stolica Kosowa i jak to się mówi jest to truskawka na torcie całego wyjazdu. Może nie samo miasto, ale z pewnością nasz przewodnik Alban. Ale nie chcę wyprzedzać faktów...

Prishtina – American Dream

Do stolicy wjeżdżamy szerokim bulwarem Billa Clintona i stajemy pod pomnikiem uśmiechniętego byłego prezydenta USA. Bill uśmiecha się do nas również z billboardu zawieszonego wysoko na ścianie bloku ponad pomnikiem. Obok niego wisi reklama chipsów Chio.

Tutaj stery przejmuje nasz przewodnik. Alban mówi po angielsku z perfekcyjnym amerykańskim akcentem i ma lekkie zmarszczki koło oczu od ciągłego uśmiechania się od ucha do ucha.

Mijamy butik Hillary, w którym kosowskie businesswomen mogą zakupić identyczne kostiumy, żakiety i inne ciuszki, w których pojawia się publicznie była pierwsza dama i sekretarz stanu. Każda może być kosowską Hillary Clinton. Do pełnego uhonorowania Billa brakuje już tylko butiku Monica po drugiej stronie ulicy, sprzedającego niebieskie sukienki i cygara... Wkrótce parkujemy na terenie uniwersyteckiego kampusu ze słynnym gmachem biblioteki narodowej.

Prishtina – American Dream

Alban opowiada o tym jak szybko i gwałtownie zmienia się i rozwija Prisztina. Faktycznie, ostatni raz byłem tutaj sześć lat temu i miasto wyglądało zupełnie inaczej. Wtedy ulice tonęły w wodzie, a główny deptak miasta z pomnikami Skanderbega i Matki Teresy przypominał plac budowy. Teraz Prisztina to prawdziwa metropolia. Buduje się tutaj na potęgę, przybywają niezliczeni inwestorzy, międzynarodowe organizacje, wielki biznes.

Tylko część uniwersytecka się wiele nie zmieniła. Cerkiew prawosławna jak była opuszczona i otoczona drutem kolczastym, tak dalej jest, pod kosmicznym budynkiem biblioteki dalej leżą urwane elementy elewacji. Alban śmieje się, że musi wreszcie zaprojektować autorską trasę wycieczkową po Prisztinie: "zobacz, jak nie należy budować".

Prisztina z punktu widzenia turysty nie jest najciekawszym miastem na Bałkanach. Robimy rundkę dookoła miasta, oglądamy starówkę i zabytki z czasów jugosłowiańskich, zaglądamy na bazar i pod symbol Kosowa – pomnik Newborn, aktualnie pomalowany jak mur i z wywróconymi dwoma literami, symbolizującymi, że wszystkie mury muszą runąć.

Nie można jednak zwiedzić Prisztiny bez wizyty w kawiarni. Poranne i popołudniowe przesiadywanie w kawiarniach jest przecież najważniejszym punktem w planie dnia każdego szanującego się Prisztińczyka, a my jesteśmy nastawieni na poznawanie miejscowej kultury. Alban zabiera nas do swojej ulubionej kawiarni.

Alban opowiada o typowym dniu mieszkańca stolicy Kosowa na własnym przykładzie. Rano wstaje i idzie do kawiarni. Czeka aż żona wyszykuje się do pracy. Potem odwozi córki do szkoły i znowu zagląda do kawiarni. Następnie pracuje kilka godzin przy komputerze. Jedzie po żonę i córki, a wieczory spędzają w gronie rodzinnym. Czasem musi jeszcze przed snem troszkę popracować, z racji różnic czasowych, gdyż niektórzy jego kontrahenci mieszkają w USA.

– Czym się zajmujesz poza przewodnictwem? – pyta Marek, nieświadomy jeszcze, że właśnie spowodował zejście lawiny.

Alban uśmiecha się tajemniczo i bierze głęboki wdech. Otóż zajmuje się produkcją ekologicznej oliwy z oliwek. Takiej extra virgin. Jest na takie produkty duże zapotrzebowanie w Stanach Zjednoczonych. Podobno buteleczka kosztuje tam nawet 60$. Kiwamy z uznaniem głowami, ale po minie przewodnika widać, że to tylko wierzchołek góry lodowej.

– Poza tym mam jeszcze drugą firmę. Organizuję dla wojska logistykę przy szkoleniach z zakresu broni nuklearnej i chemicznej. Wiecie, raz ekologiczna oliwa, a raz wąglik i wzbogacony uran. Organizuję również szkolenia dotyczące wykrywania przemytu narkotyków na granicach. Pracowałem od kiedy mam sześć lat. Zaczynałem od sprzedawania na ulicach Prisztiny gumy do żucia, papierosów i różnych drobiazgów. Następnie zostałem kelnerem w hotelu. Moim mottem zawsze było, żeby nie myśleć o dniu jutrzejszym, ale o pojutrze. O stwarzaniu sobie możliwości, które można wykorzystać w przyszłości. A przyszłością była nauka języka. Odłożyłem potrzebną sumę i poszedłem do szkoły języka angielskiego prowadzonej przez instytut amerykański. Wiedziałem, że mogę nie być w stanie utrzymać się każdego miesiąca i nie móc na bieżąco regulować rachunków. Położyłem pieniądze na stole i zapłaciłem za trzyletni kurs z góry. Amerykanie docenili moje nastawienie i stwierdzili, że skoro tak stawiam sprawę to mogę uczestniczyć w lekcjach do końca życia za darmo. Póki się nie nauczę. Ale uczyłem się pilnie i wystarczyły mi trzy lata, by opanować angielski. Jako kelner bardzo zależało mi, żeby każdy klient był zadowolony. Raz pewien amerykański profesor przyszedł na śniadanie spóźniony. Stwierdziłem, że to sprawa honoru, żeby podać mu jedzenie, za które zapłacił, nawet po godzinach serwowania posiłków. Zorganizowałem mu to śniadanie. Chciał dać mi napiwek, ale ja powiedziałem, że to mój obowiązek i nie chciałem pieniędzy. Powiedział, że w takim razie zrewanżuje mi się zapraszając mnie na obiad. Przyjąłem zaproszenie. W restauracji powiedział, że zrobiłem na nim duże wrażenie i powinienem zapisać się do amerykańskiego college'u w Prisztinie. Targały mną wątpliwości, gdyż wiedziałem jak droga jest amerykańska edukacja. On dostrzegł moje wahanie i powiedział, żebym niczym się nie przejmował i myślał o trudnościach jako o wyzwaniach, a o wyzwaniach jako możliwościach. Poszedłem złożyć papiery i okazało się, że profesor opłacił całą moją naukę. Przeszło 30 000 euro. Podczas studiów myślałem o nowych możliwościach i zacząłem prowadzić kursy motywacyjne dla kosowskich dzieciaków. Jednocześnie chciałem promować nie tylko siebie, ale również moje miasto, mój kraj, moją kulturę. Zostałem zatem przewodnikiem po Prisztinie i czymś w rodzaju ambasadora naszej kultury. Pokazywali mnie w BBC, CNN, NBC pisali w Washington Post. Następnie rozpocząłem pracę w Banku Światowym i...

Prishtina – American Dream

Nie będę tutaj opisywał wszystkich kolei losu Albana. Wszyscy byliśmy pod wielkim wrażeniem ile potrafi zrobić człowiek, który to głównie lubi posiedzieć sobie w kawiarni. Powiem tylko, że tłumaczenie naszego uśmiechniętego przewodnika, który z każdym zdaniem rozkręcał się coraz bardziej było jedną z najzabawniejszych chwil w moim życiu, a już z pewnością najlepszą w całej, krótkiej karierze tłumacza.

Pora opuścić Prisztinę. Alban wywiózł nas na rogatki miasta. Mimochodem dodał jeszcze, że nie miał problemu z prowadzeniem busika, bo w pracy musi testować dużo różnych aut, gdyż prowadzi małą wypożyczalnię samochodów. Prawdziwy American Dream!

Gdy wysiadał, byłem absolutnie pewny, że za chwilę chwyci go w szpony orzeł bielik i razem odlecą do domu przy dźwiękach Gwieździstego sztandaru...

Wieczorem byliśmy w Belgradzie, a Kosowo, nasi przemili przewodnicy i przepiękne góry zmieniły się we wspomnienie.

Pozwolę sobie na zakończenie na małą "krypciochę". Dla wszystkich były to wyjątkowe chwile, a przede wszystkim dla mnie i Kasi. Byliśmy wzruszeni, że górskie biuro podróży o którym sobie nieśmiało marzyliśmy podróżując przez ostatnie kilka lat faktycznie istnieje. To nasza pierwsza oficjalna wycieczka pod szyldem High Away i według naszego własnego programu, przez nas stworzonego. Programu, którym otwieramy oczy niedowiarkom i nie jest to nasze ostatnie słowo i tak dalej. A najbardziej, że wszystkim spodobało się Kosowo i przeżyli z nami miły górski tydzień w najpiękniejszych zakątkach Europy. Dziękujemy Bożence, Markowi, Ewie, Grześkowi, Ewie i Agnieszce za świetny tydzień oraz Jarkowi Figlowi z zaprzyjaźnionego biura exploruj.pl za wielką pomoc.

Górski Sylwester w Kosowie na stale wchodzi do naszego programu i każdy, kogo zaciekawiły te strony może napisać do nas i szykować się do wyprawy w grudniu 2018. Do tego czasu odwiedzimy góry Kosowa jeszcze na majówkę i na Boże Ciało, w lipcu i wrześniu wyruszamy na dłuższe trekkingi po Górach Przeklętych szlakiem Peaks of the Balkans, a w sierpniu zdobywamy całą Koronę Bałkanów - najwyższe szczyty Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, Czarnogóry, Kosowa, Albanii, Macedonii, Grecji i Bułgarii podczas jednej wycieczki. Zapraszamy do zaglądania na naszą stronę www.highaway.pl, gdzie znajduje się kalendarz wypraw i wiele innych ciekawych programów po mniej znanych, a najciekawszych zakątkach Europy.

Hubert Jarzębowski
www.highaway.pl
www.facebook.com/highawaytravel

Jeśli chcesz powrócić do części I - kliknij tutaj
Jeśli chcesz powrócić do części II - kliknij tutaj
Jeśli chcesz powrócić do części III - kliknij tutaj