Kasia Rusin ma 23 lata. Studiowała reklamę i branding w Barcelonie i dopiero ostatnio wróciła do rodzinnego Krakowa. Pracuje zdalnie jako grafik i marketingowiec. Zapraszamy do obszernego wywiadu z tą zawodniczką, która imponuje niesamowicie pozytywną energią. Rozmawia Maciej Mikołajczyk.

Maciej Mikołajczyk: Jak zaczęła się twoja przygoda ze snowboardem?

Kasia Rusin: Zaczynałam od nart. Kiedy miałam osiem albo dziewięć lat, dostałam pierwszą deskę pod choinkę i się zakochałam. Nie było mowy o powrocie do nart. Moje rodzeństwo już wtedy jeździło na snowboardzie i później dołączyło do kadry narodowej, także oni od początku byli dla mnie inspiracją i motywacją do jazdy.

Jak godzisz naukę ze sportem?

- Jestem jedną z osób, które nie radzą sobie ze zbyt dużą ilością wolnego czasu. Także im bardziej jestem zajęta, tym lepiej też planuję i organizuję swoje obowiązki. Dodatkowo w przypadku snowboardu, mam większą motywację, jeśli wiem, że jeśli wszystko zdam, to mogę pojechać w góry. Lata łączenia nauki ze snowboardowo-podróżniczym trybem życia nauczyły też mnie różnych metod nauki. Używam dużo Skype'a, lekcji online, notatek głosowych, fiszek. Przez to też nauka mnie nie nudzi, szczególnie jeśli robię to, co mi się podoba i mnie interesuje.

Kasia Rusin

Jak zachęciłabyś młodych ludzi, by zaczęli uprawiać twoją dyscyplinę?

- Snowboarding, szczególnie we freestylowej formie, jest stylem życia. Tworzą go ludzie i miejsca z nim związane. Dzięki desce poznałam moich najlepszych przyjaciół i chłopaka. Jazda na snowboardzie pozwala mi zwiedzać świat i poznawać miejsca, których inaczej bym nie odkryła. Polecam ten sport każdej bardziej kreatywnej duszy, która pragnie od sportu czegoś innego niż rywalizacji, czy spalonych kalorii.

W 2017 roku zdobyłaś złoty medal zimowej uniwersjady w slopestyle’u. Na czym polega ta konkurencja?

- Slope style polega na pokonaniu swego rodzaju toru przeszkód w najbardziej kreatywny, pewny i stylowy sposób. Liczą się trudność tricków i ich kombinacja, styl, różnorodność, długość lotu i tak zwany „flow”, czyli ogólna harmonia przejazdu. „Tor” zazwyczaj składa się z kilku skoczni i przeszkód jibbowych - raili, boxów, wallrideów itp. Czas przejazdu nie jest brany pod uwagę, ale zatrzymywanie się przed przeszkodami zabiera punkty.

Co uznajesz za swoje największe osiągnięcie?

- Oczywistą odpowiedzią byłoby - mistrzostwo świata juniorów w Slope Style’u albo wygrany Puchar Świata w Bardonecchi, ale dla mnie osobiście największym osiągnięciem był start w Arctic Challlenge, jednych z najbardziej prestiżowych zawodów snowboardowych i 13 miejsce w Mistrzostwach Świata TTR w Oslo. Były to jedne z największych skoczni, na jakich wtedy skakałam i jestem dumna, że udało mi się tam wystartować, konkurować ze światową czołówką i skończyć na miejscu w połowie drugiej „10”.

Na czym polegają zawody w konkurencji Big Air, w której zdobyłaś na uniwersjadzie brązowy medal?

- Big Air to konkurencja niesamowicie widowiskowa, która polega na oddaniu kilku pojedynczych skoków na skoczni. Liczą się podobnie jak w Slope Stylu - trudność tricku, amplituda, styl i różnorodność. Zazwyczaj brany jest pod uwagę jeden z dwóch skoków, bądź suma 2 z 3.

Czemu nie będzie Kasi Rusin na igrzyskach w Pjongczangu?

Na tegorocznych igrzyskach mnie nie ma, ponieważ w ostatnich latach priorytetem były dla mnie studia i wyleczenie wcześniejszych kontuzji kolan. Kwalifikacja na igrzyska byłaby zaszczytem, ale na pewno nie jest dla mnie szczytem marzeń. Wiem, że to może nie pasuje do klasycznego portretu sportowca, dla którego najwyższym celem jest właśnie start na IO, ale tak to wygląda. Moje ambicje obracają się bardziej wokół konkretnych tricków, stylu, podróży, a nie wokół konkretnych zawodów i punktów. Trzeba jednak podkreślić, że jedno drugiego często nie wyklucza - w ostatnim miesiącu stałam trzykrotnie na podium Pucharu Europy i to w trzech różnych konkurencjach. Także zobaczymy co kolejne sezony przyniosą!

Kasia Rusin

Ile kosztuje profesjonalna „deska”?

- Nie ma czegoś takiego jak „profesjonalna” deska. Są deski do różnego stylu jazdy - po stoku, do skoków, na raile, na puch. Za dobrą nową deskę, z aktualnego sezonu, trzeba wydać między 1200-2000zł. Jednak równie dobre deski z poprzednich sezonów w Polsce można otrzymać niesamowicie tanio, nawet za kilkaset złotych. Dobra deska snowboardowa, jeśli się o nią dba, będzie nam służyć ładnych kilka lat – ja swoją mam już czwarty sezon.

Jak oceniasz kondycję polskiego snowboardu?

- Bywało lepiej. Jest jeszcze kilka dobrych osób - bracia Wolak, Gniazdo, Rafał Sypień, Kamil Knop czy Olek Czuba - ale to już na palcach policzyć można. Jeden fajny event w Białce, ale niestety z nieznanych mi powodów tylko dla Panów. Kiedyś więcej się działo.

Ile czasu poświęcasz w tygodniu na treningi?

- Chociaż samej zdarza mi się używać tego słowa, to nie lubię określenia “trening”. Ja po prostu jeżdżę na desce jak najczęściej jest to możliwe. W sezonie minimum 2 tygodnie w miesiącu. Oprócz tego staram się dobrze przygotować na siłowni, ESM i uprawiając inne sporty.

Czy snowboard jest dość kontuzjogennym sportem?

- Myślę, że jak każdy profesjonalny sport. Szansa na kontuzję jest spora, ponieważ snowboard jest jednak ekstremalny. I jest to ryzyko kalectwa, a nie naciągnięcia mięśni jak w bardziej kondycyjnych sportach. Kontuzje kolan są bardzo częste ze względu na duże przeciążenia, szczególnie przy skokach. Jednak jeśli dba się o swoją formę, zarówno psychiczną jak i fizyczną, to wielu urazów da się uniknąć.

Wywiad z Kasią Rusin przeprowadził Maciej Mikołajczyk.