Uśmiechnięty chłopak, który wcale nie wygląda na mężczyznę po 40-tce, w kraciastej, niepozornej koszuli. Jego outdoorową duszę zdradza markowe ubranie znanej amerykańskiej firmy. Posturą nie przypomina najlepszego wspinacza świata, jakim został okrzyknięty po przejściu Dawn Wall na El Capitanie w kalifornijskich Yosemitach. W Lądku Zdroju przy okazji XXIII Festiwalu Górskiego w Lądku Zdroju spotykam się z czołowym amerykańskim wspinaczem - Tommy’m Caldwell’em.

wywiad2510 1
Fot. Tommy Caldwell gościem XXIII Festiwalu Górskiego w Lądku Zdroju fot. Małgorzata Telega

Jesteś po premierze swojego filmu „Dawn Wall”, która na ekrany kin w Polsce wejdzie 25 października. Goście Festiwalu Górskiego w Lądku Zdroju witają Cię gorąco, proszą o autografy, zdjęcia. Jakie to uczucie dla wspinacza, który przecież zdecydowaną część czasu spędza sam na sam ze skałą, stroniąc wręcz od tłumów?
Czuję się dziwnie. Nie jestem do tego przyzwyczajony, choć ostatnio zdarza mi się to coraz częściej. Oczywiście jest to dla mnie miłe, gdy zaczepiają mnie przechodzący obok ludzie wymieniając ze mną kilka zdań, prosząc o zdjęcie. Widzę uśmiech na ich twarzach, widzę że jest to dla nich jakiejś miary przeżycie. Tak niewiele trzeba z mojej strony, by wywołać u nich radość.

Rozpoznawalność, a także istnienie w social mediach jest znakiem naszych czasów. Czy również dla zawodowych sportowców jak Ty?
Tak, internet to zdecydowanie atrybut naszych czasów. Istnienia w tej e-sferze wymagają od nas również sponsorzy. Taka kolej rzeczy.

A jak czułeś się w Yosemitach, które od lat są dla Ciebie ostoją spokoju, przemyśleń, pewnego rodzaju ucieczki. Robisz projekt wspinaczkowy swojego życia, a na linach nad Tobą wisi ekipa filmowa?
Kiedy z Kevinem Jorgesonem zaczęliśmy robić Dawn Wall naraz pojawiło się wielkie zainteresowanie tematem ze strony mediów. W pewnym momencie wspinaczka odbywała się na oczach wielu dziennikarzy i tysiąca widzów, począwszy od New York Times'a kończąc na lokalnych środkach masowego przekazu. Natomiast ekipa, która towarzyszyła nam w ścianie uwieczniając materiał do filmu „Dawn Wall” to zaprzyjaźnieni filmowcy, którzy na dobrą sprawę podczas wspinaczki byli mi zupełnie obojętni. W trakcie wspinania skupiam się tylko na tym co jest tu i teraz. Nic więcej się nie liczy. W trakcie biwaku w ścianie natomiast razem żartowaliśmy, śmialiśmy się – jak to z przyjaciółmi.

wywiad2510 2
Fot. Polska premiera filmu „Dawn Wall” - fot. Anna Migda

Porozmawiajmy o Dawn Wall. Kiedy w Twojej głowie zrodził się pomysł przejścia tej mitycznej ściany? Czy do działania nie zniechęciły Cię głosy, że jesteś szaleńcem, że chcesz się na nią porwać?
Dawn Wall to Ściana Brzasku. To pierwsza ze ścian El Capitana, którą oświetlają promienie wschodzącego słońca. Przed nami zdobyli ją Warren Harding i Dean Caldwell w 1970 roku używając nitów, poręczując całą ścianę. Ja zapragnąłem ją zrobić klasycznie. Pierwsze próby podjąłem w 2007 roku.

Mówi się, że Dawn Wall było swoistą terapią dla Ciebie po rozstaniu z Twoją żoną Beth Rodden, z którą zrobiliście wspólnie wiele świetnych przejść.
Po niespodziewanym i nagłym odejściu nie mogłem dojść do siebie. Zamknąłem się w sobie. W Yosemitach, w których wówczas mieszkaliśmy znajdowałem ukojenie. Wtedy narodził się plan na Dawn Wall. Jedynym problemem było, to że mój wspinaczkowy partner Beth właśnie mnie opuścił. Musiałem znaleźć do tego ambitnego celu kogoś nowego.

I tak zawierzyłeś Kevinowi Jorgesonowi, którego nawet osobiście nie znałeś?
To racja, czytałem o nim i znałem go z opowieści. Był doskonałym boulderowcem. Nie wspinał się do tej pory big-wall’owo. Natomiast przekonała mnie jego determinacja.

Ostatecznie zdobyliście swoją wymarzoną linię w 2015 roku. Przypuszczałeś wtedy, że na tyle lat połączysz się z nim liną?
Wiedziałem, że nie będzie łatwo. Nie miałem nawet do końca pewności czy w końcu to zrobimy. Gdy któryś rok z rzędu dalej próbowaliśmy, tysięczny raz patentowaliśmy jeden i ten sam przechwyt każdy z nas chyba powątpiewał. Myślę, że to co nas połączyło to swoisty związek ze wszystkimi atrybutami - była i zazdrość o wspinaczkę z innym partnerem, było oddanie i bezgraniczne zaufanie. Takie głębokie uczucia jest w stanie zawiązać między wspinaczkowymi partnerami tylko jedna lina.

Czy Dawn Wall to twoja obsesja czy aż tak silna motywacja?
Ciężko powiedzieć. Myślę, że między jednym a drugim istnieje bardzo cienka linia. Po sześciu latach prób zaczęliśmy się zastanawiać z Kevinem, że może faktycznie jesteśmy świrami i chcemy zrobić coś, czego nie da się zrobić. Jednak gdy w końcu stanęliśmy na szczycie nasza obsesja została usprawiedliwiona. Myślę, że to można by śmiało nazwać obsesją. Tej linii poświęciłem naówczas zdecydowaną większość mojego życia. Podporządkowałem jej mój rytm dnia, treningów. Sposób myślenia… bezustannie Dawn Wall była w mojej głowie, zaprzątała wszystkie myśli. Dzięki specjalnej aplikacji wyliczyłem kąty, w których optymalnie powinienem ułożyć swoje ciało w kluczowym przechwycie. Sekwencję ruchów następnie przeniosłem na sztuczną ściankę wspinaczkową w moim garażu i trenowałem je nieskończoną ilość razy.

Jak pokrótce wygląda ta linia na El Capitanie?
Jest to system rys wiodący około 300 metrów od dołu i od góry. Pomiędzy nimi natomiast trawers, niezwykle trudny z mikroskopijnymi chwytami dosłownie na opuszki palców. Łącznie 930 metrów absolutnego pionu, 32 wyciągi i trudności powyżej 5.13 (8a+).

wywiad2510 3
fot. Śniadanie na trawie i kameralna rozmowa z Tommym Caldwellem fot. Małgorzata Telega

Masz także swój rekord w pokonaniu The Nose, w parze z Alexem Honnoldem 1 godzina 58 minut. Dla porównania skali dodam, iż pierwszy zespół polski, który w 1981 roku wspiął się na The Nose w składzie Ryszard Pawłowski, Janusz Majer, Tadeusz Karolczak zrobił to w 5 dni! Czy wspinaczka będzie ewoluowała teraz w stronę speed climbingu?
Coż… wspina się coraz więcej ludzi. Są niezwykle mocni, zmotywowani. Myślę, że ilość stylów i możliwości we wspinaczce jest tak nieograniczona jak pomysły tych ludzi. Mamy przecież bouldering, wspinanie sportowe, alpinizm, wspinaczka na czas, big wall. Speed climbing okazał się dla mnie lepszym, niż wydawało mi się na początku. To czysta forma wspinania, wchodzisz w ścianę dosłownie z niczym. Ten styl jest pierwotny. Skupiasz się tylko na zdobywaniu kolejnych metrów nad ziemią.

Czy od kiedy założyłeś rodzinę nie boisz się tak odważnych przedsięwzięć?
Na pewno zmieniło się wiele w moim podejściu do wspinania. Na przykład nie uprawiam alpinizmu. W Kolorado, skąd pochodzę większość wspinaczy skałkowych gdy przychodziła zima wybierało się w góry i wspinało zimowo. Dla mnie to jednak zbyt niebezpieczne. Nie czuję się mocny w tematach lawinowych. Zbyt dużo moich znajomych zginęło też w zimowych okolicznościach. Zmieniło się również moje podejście do wypraw wspinaczkowych. Kiedyś myślałem o Ziemi Baffina, Himalajach. Dziś mając dwójkę dzieci wolę ten czas poświęcić im. Obawiam się, że zbyt wiele może mnie ominąć, gdy będę poza domem. Wolę zatem zabrać rodzinę w Yosemity, czy do Patagonii, gdzie wszyscy razem możemy spędzić czas, a ja dodatkowo mogę się wspinać.

A jak wspinało Ci się w Patagonii? W historii zapisał się twój i Alexa Honnolda trawers wszystkich wierzchołków masywu Fitz Roy’a, będącego symbolem Patagonii.
Mieliśmy ze sobą tylko po jednym czekanie na głowę. Miejscami były odcinki mocno zalodzone, które wymagały od nas doświadczenia we wspinaniu w lodzie. Którego ani ja, ani Alex praktycznie nie mieliśmy. Udało nam się chyba tylko dzięki nadanemu od samego początku tempu. Kluczowe trudności praktycznie przebiegliśmy.

Kto jest dla Ciebie idolem?
Na początku był nim dla mnie mój tata. Mike jest przewodnikiem górskim. Zawsze ponad materialne sprawy stawiał dobrą zabawę i przygodę na świeżym powietrzu. To on wprowadził mnie w świat wspinania. Gdy miałem 6 lat już go asekurowałem. Rzucił mnie na głęboką wodę, a ja miałem sobie radzić.

Czy dla swoich dzieci też będziesz mentorem wspinaczkowym?
Chciałbym. Wspinanie jest czymś, co kocham. I myślę, że tą miłością będę w stanie ich zarazić. Oczywiście będę bardziej ostrożny i zachowawczy niż mój ojciec wobec mnie. Chciałbym by poznali tą kulturę i wniknęli w ten światek wspinaczkowy.

A propos wspinaczkowego świata. Jak zmieniła się dolina Yosemitów? W Europie mamy ukształtowany jej obraz dzięki filmowi Valley Uprising. Czy ten klimat nadal tam panuje?
Jedno jest stałe – Yosemity nadal są mekką amerykańskich wspinaczy. Są symbolem, miejscem kultu, spotkań, wspólnych projektów. Zmieniło się jednak, oczywiście na lepsze, podejście strażników parkowych do wspinaczy i vice versa. Teraz obie grupy ze sobą współpracują i wzajemnie się szanują. Nie powiem, bo w tym buncie wspinaczy lat 80 był pewien klimat. Rebelia unosząca się w powietrzu nadawała smaku.

Jesteś wielkim zwycięzcą. Nie chodzi mi w tym przypadku o Twoje dokonania wspinaczkowe, ale o wewnętrzną przemianę, której dokonałeś po serii traumatycznych przeżyć… To, co załamało by niejednego, ciebie wyprowadziło jeszcze silniejszego, skupionego i zdeterminowanego. Mam tu na myśli uprowadzenie waszej ekipy wspinaczkowej w Kirgistanie, i Twój wypadek przy pracy w wyniku którego straciłeś palec. Szczegółowo opowiadasz o tym w swoim filmie.
To były mocne przeżycia… W Kirgistanie w trakcie wspinaczki na Żółtej Ścianie w dolinie Ak-Su zostaliśmy ostrzelani przez ekstremistów z Islamskiego Ruchu Uzbekistanu. Po wycofaniu się ze ściany, skąd cudem uszliśmy z życiem zostaliśmy przejęci przez porywaczy. Mieliśmy być kartą przetargową w starciu z wojskiem kirgijskim. Przez 6 dni prowadzono nas w wysokich górach, bez pożywienia, w lekkim ubraniu, na granicy hipotermii, okrutnie wystraszonych. Kiedy teren stał się trudniejszy i nad dwoma porywaczami zyskaliśmy przewagę poruszania się po nim, zepchnąłem w przepaść jednego z nich. W ten sposób udało nam się uciec i kolejny raz ujść jakimś cudem cało. Niedługo po tym podczas prac stolarskich uciąłem sobie palec wskazujący. Chyba nie muszę tłumaczyć czym on jest dla wspinacza…

Czy zaleczyłeś traumę z Kirgistanu? Mógłbyś tam wrócić w celu realizacji wspinaczkowych aspiracji?
Wydaje mi się, że tak. Z całą pewnością jest to piękny kraj z mnóstwem ścian i wysokich gór czekających na pierwszych zdobywców. Jednak póki co nie planuję wspinaczki w tym rejonie. Może kiedyś, ale nie jestem pewien jak na ten pomysł zareagowałaby moja rodzina. Musiałbym ją przekonać, że jest tam bezpiecznie.

wywiad2510 4
Fot. Podpisywanie książek podczas Festiwalu Górskiego w Lądku fot. Anna Migda

De facto porywacz, którego strąciłeś w przepaść przeżył ten upadek. Jak się poczułeś, gdy doszła do Ciebie ta informacja?
Poczułem ulgę. Straszne było piętno, z którym przyszło mi się skonfrontować - że zabiłem osobę. Nawet w obronie własnej i trójki moich przyjaciół. Nawet dziś, mając tą świadomość, że on żyje w głowie mam myśl, że zostałem doprowadzony do tak granicznych emocji, które nakazywały mi naówczas dokonać tego w akcie samoobrony.

Jakie są Twoje dalsze wyzwania wspinaczkowe?
Póki co nie są one jeszcze skonkretyzowane. Obecnie zajmuje mnie całkowicie pisanie książki, promocja filmu „Dawn Wall” oraz dwójka moich dzieci. Sporo czasu spędzam na festiwalach. Czuję, że jest to dla mnie wyjątkowy czas, kiedy to spowolnienie mi po prostu przysługuje. Jeśli natomiast chodzi o cele wspinaczkowe, to w Yosemitach jest niezliczona ilość wielkościanowego wspinania, więc projektów nie zabraknie mi do końca życia.

Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na ekranach kinowych.
Dziękuję również.

Paulina Wierzbicka


Film o karierze wspinaczkowej Tommiego Caldwella 

{youtube}SAMMPqq31Vg{/youtube}