Fakt stary temat – dziwna sprawa, ale jaja niezłe…

… na łonie przyrody, pośród dolinek podkrakowskich, szum wiatru, cykanie konika polnego… i łapsko prosto w gówno!

Zastanawiałem się długo kto i po co to robi… (szajbus, fanatyk klasycznego wspinania, właściciel ziemi)? Ale że już samochody też…

W 2003 czy 2004 roku zetknąłem się po raz pierwszy z tym „zjawiskiem” i… pomyślałem, że z moją głową coś nie tak, … i tylko wrodzona czujność kazała wyjrzeć ponad przewieszkę, co uchroniło mnie przez totalną katastrofą!

Mam wrażenie Irek, że na niektórych drogach ringi są upaprane w taki sposób, że raczej ktoś musiałby się do nich dowspinać – bo możliwości zjazdu raczej nie ma, ale kto wie? Nie pamiętam jak się nazywała skała, na którą trzeba się wdrapać – chyba płetwa rekina? Ubabrany przedostatni ring – pół biedy jeśli da się zejść, ale tam (wzgórze 502) drogi są łatwe.

Wyobraziłem sobie faceta (facetkę? – równouprawnienie), idącego z wiaderkiem tygodniowego „urobku” w skały, łopatka te sprawy i do pracy…

Z drugiej strony g… to jedno, a na niektóre stare spity też lepiej uważać (chociaż nie wyglądają źle - może to nie rdza... ).

Jedyna rada - wspin w rękawiczkach a pod skały konno! :-))) niech spróbuje klamkę ubabrać!

Pozdrawiam

TR