Dobiegła końca kolejna edycja konkursu książkowego. By zdobyć książkę Gordona Stainfortha zatytułowaną „FIVA. Przekroczyć granicę strachu.” należało nadesłać odpowiedź na następujące zagadnienie:

Opisz w kilku zdaniach swoją górską przygodę, która sprawiła, że Twój poziom strachu urósł do maksimum.

Z wielu nadesłanych, mrożących krew w żyłach historii wybraliśmy najbardziej straszną :)

III wtorkowy konkurs książkowy

Przysłała ją Pani Dorota Pansewicz, która otrzyma od nas nagrodę w postaci książki. A poniżej zamieszczamy przesłaną nam odpowiedź/opowieść:

„BLIŻEJ NATURY”

Było to kilkanaście lat temu. Wraz z moją koleżanką Anka wybrałyśmy się podczas wakacji w Tatry. Zamierzałyśmy spędzić tam kilka dni, chodząc po górskich szlakach. Zatrzymałyśmy się u ludzi, którzy prowadzili gospodarstwo agroturystyczne. Choć miałyśmy możliwość wynająć u nich pokój, wolałyśmy rozbić namiot na terenie należącym do tych gospodarzy. Tak też zrobiłyśmy, ponieważ chciałyśmy być bliżej natury. Tak więc nasz namiot stał w pewnym oddaleniu od domu naszych gospodarzy, tak że mogłyśmy czuć się swobodnie, a jednocześnie na tyle blisko, że czułyśmy się też bezpiecznie. Pierwszej nocy, gdy już przygotowałyśmy się do spania i nagadałyśmy się wystarczająco, w ciszy, która zapadła, nagle usłyszałam jakieś kroki i szmery w pobliżu naszego namiotu. Potrząsnęłam Anką i szeptem zapytałam, czy słyszy to, co ja. Ona potwierdziła. Od razu przypomniały mi się słyszane i czytane kiedyś opowieści o niedźwiedziach i wilkach podchodzących w górach pod domy. Moje obawy nie były takie bezpodstawne, bowiem stąd do lasu nie było aż tak daleko. Anka i ja skuliłyśmy się ze strachu i nasłuchiwałyśmy. W pewnym momencie tuż za ścianą namiotu usłyszałyśmy ziajanie. Nie miałyśmy wątpliwości - to musiał być wilk. Strach sparaliżował nas całkowicie. W myślach wyrzucałam sobie naszą chęć bycia bliżej natury. Pomyślałam, że chyba bliżej już być nie mogłyśmy. Bałam się bardzo, bo nie wiadomo było, co ów zwierz zrobi, czy nie wedrze się do namiotu. Mój poziom strachu urósł do maksimum. Nie wiadomo było, co lepsze: wołać o pomoc (zresztą i tak nie miałyśmy gwarancji, że ktoś z gospodarzy nas usłyszy), spróbować uciec z namiotu do domu, czy siedzieć w ciszy i bezruchu. Z uwagi na "paraliż" wybrałyśmy to ostatnie. Po jakimś czasie słyszane przez nas odgłosy umilkły. Zapadła cisza. Jednak my nie zasnęłyśmy już do rana. A rano usłyszałyśmy od naszej gospodyni: "Mam nadzieję, że Hektor nie przestraszył was w nocy, bo widziałam z okna, że kręcił się koło waszego namiotu". Okazało się, że Hektor to należący do naszych gospodarzy pies - piękny owczarek podhalański. Nie przyznałyśmy się, że wzięłyśmy go za wilka, a nawet początkowo za niedźwiedzia, bo było nam trochę wstyd. I choć wcześniej planowałyśmy kolejne noce spędzić w domu, do końca naszego pobytu w górach spałyśmy w namiocie - bliżej natury.

Pani Dorocie gratulujemy wyróżnienia i prosimy o kontakt z Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.. A już jutro kolejna edycja konkursu i kolejna książka do wygrania. Zapraszamy do wspólnej zabawy!