Nakładem Wydawnictwa Bezdroża we wrześniu ukazała się książką Alexa Honnolda oraz Davida Robertsa „Samotność solisty. Wspinaczka w stylu Free Solo”. 3 czerwca 2017 roku Alex Honnold jako pierwszy człowiek na świecie wspiął się po ścianie El Capitan w Yosemite bez liny, partnera ani jakiejkolwiek asekuracji. To przejście zostało określone mianem "najwybitniejszego wyczynu w historii wspinaczki skalnej" (National Geographic) oraz "jednym z najwspanialszych dokonań sportowych wszech czasów" (New York Times).

Honnold już wcześniej zaliczał się do grona najsłynniejszych poszukujących przygód sportowców - po tym wyczynie okrzyknięto go "najwybitniejszym wspinaczem wszech czasów" (Vertical Magazine).

Samotność solisty przedstawia najbardziej niesamowite dokonania składające się na niezwykłą karierę Honnolda. To szereg lekcji na temat życia bez strachu, podejmowania ryzyka i zachowywania koncentracji - nawet w obliczu ogromnego niebezpieczeństwa. Honnold po raz pierwszy opisuje tu historię trwającego 3 godziny i 56 minut przejścia El Capitan, które na łamach czasopisma "Outside" zostało nazwane "wspinaczkowym odpowiednikiem lotu na Księżyc [...] i epokowym dokonaniem".

Nowe wydanie książki zawiera dwa rozdziały opisujące przejście słynnej 900-metrowej formacji skalnej El Capitan w Parku Narodowym Yosemite.

 

2310solista

Fragment rozdziału MOONLIGHT

Błyskawiczny wzrost popularności Honnolda wynika z tego, że przesunął on granice najbardziej ekstremalnej i niebezpiecznej odmiany wspinaczki w zdecydowanie większym stopniu niż uznawano to za możliwe. Wspinaczka na żywca oznacza rezygnację z liny, partnera i wszelkiego „żelastwa” (haków, kości lub camów) zapewniającego asekurację. Absolutną prostotę takich wysiłków zrozumie nawet całkowity laik. Gra toczy się tu o najwyższą stawkę: jeśli odpadniesz, zginiesz.

Alex ma na swoim koncie przejścia bez asekuracji dróg, które były dłuższe i zdecydowanie trudniejsze od tego, co uważano za możliwe do przejścia w takim stylu. Dotychczas te działania uchodziły mu na sucho, chociaż niektórzy jego najbliżsi przyjaciele obawiają się tego, że wspinaczka na żywca doprowadzi ostatecznie do jego śmierci.
Żywcowanie to coś więcej niż kaskaderski wyczyn. Sprowadza ono wspinaczkę do najbardziej podstawowego wyzwania: człowiek, który ma do dyspozycji jedynie buty wspinaczkowe oraz magnezję (pozwalającą walczył z poceniem dłoni), mierzy się ze ścianą. To najczystsza forma wspinania.
Nie jest to natomiast jedyna odmiana wspinaczki uprawiana przez Alexa. Jego szybkie „łańcuchówki” — połączenia dwóch lub trzech wielkich ścian pokonywanych jedna po drugiej w ramach wyścigu z czasem i przy bardzo ograniczonym użyciu lin lub asekuracji zmieniły w Yosemite wyobrażenie o tym, co jest w ogóle możliwe. Po 2013 r. Alex poszerzył również swoje horyzonty, angażując się także w alpinizm i dokonując w tej dziedzinie rzeczy, które nie udały się wcześniej nikomu innemu.
Krótko mówiąc, Alex Honnold jest wspinaczkowym wizjonerem — jedną z tych postaci, które przychodzą na świat może raz na całe pokolenie. Jest też bystry, zabawny, zaskakująco skromny, a do tego stara się zmieniać świat na lepsze, dbając o ludzi, którzy znajdują się w gorszym położeniu niż on lub są mniej utalentowani. Prawie każdy, kto zna Alexa lub po prostu mu się przyjrzy, zaczyna darzyć go sympatią, ponieważ, jak ujął to Jon Krakauer: „Jest całkowicie szczery. Nie ma w nim ani krzty fałszu”.
Podczas wystąpień publicznych Alex raz za razem spotyka się z dwoma pytaniami, które zadają mu wszyscy — począwszy od dzieci, a skończywszy na osobach w podeszłym wieku. W istocie są to zasadnicze pytania dotyczące jego działalności. Brzmią one:
Czy nie boisz się tego, że umrzesz?
Dlaczego to robisz?
W pewnym sensie są to pytania, na które nie ma odpowiedzi. Można je wrzucić do jednego worka z daną mimochodem odpowiedzią, jakiej George Mallory udzielił w 1923 r. kolejnemu dziennikarzowi pytającemu go, dlaczego chce zdobyć Mount Everest. Choć stwierdzenie: „Ponieważ istnieje”, miało być w zamyśle poirytowanego Mallory’ego docinkiem, który wyraziłby jego rozdrażnienie, te słowa stały się najsłynniejszym cytatem w historii wspinaczki górskiej.
Alex stworzył z czasem zestaw własnych żartów pozwalających odpowiedzieć na nieuniknione pytania. Pytany o odpadnięcie zakończone śmiercią, odpowiada:
— To będą najgorsze cztery sekundy mojego życia.
Czasem mówi też:
— Jestem pewien, że połowa ludzi stwierdzi: „Przynajmniej umarł, robiąc to, co najbardziej kochał”. Druga połowa powie: „Co za pieprzony idiota!”.
Alex jest niezwykle zdeterminowanym człowiekiem, w którym drzemie chęć rywalizacji. Jego skromność, która wynika z wrodzonej nieśmiałości, przybiera jednak postać bagatelizowania własnych dokonań, co powoduje (daje to o sobie znać w powyższych żartach) deprecjonowanie tych osiągnięć. Grono najbliższych partnerów wspinaczkowych mówi o nim „Alex »No Big Deal« Honnold”.
W ciągu ostatnich 40 lat zaledwie garstka wspinaczy decydowała się na to, by balansować podczas żywcowania na niezwykle cienkiej granicy ryzyka. Połowa z nich nie żyje. Niektórzy spośród tych solistów przetrwali jednak dekady tańczenia nad przepaścią: do tego grona zalicza się nie tylko Peter Croft, ale również i Henry Barber, który w latach 70. XX w. podróżował po całym świecie i pokonywał w pierwszych próbach najtrudniejsze drogi w rejonach wspinaczkowych od Walii po Australię (robiąc przy okazji ogromne wrażenie na lokalnych wspinaczach).
Innym zdarzyło się popełnić zaledwie jeden błąd, który kosztował ich życie. Był wśród nich Derek Hersey, Brytyjczyk, który przeniósł się do Stanów Zjednoczonych; w 1993 r. poniósł śmierć na drodze Steck-Salathé w Yosemite, przypuszczalnie dlatego, że skała zrobiła się śliska po przejściu ulewy. Dan Osman, Charlie Fowler i Michael Reardon również zginęli w wypadkach związanych z próbami dokonywania w górach i skałach ekstremalnych wyczynów. Największym szokiem była jednak dla świata wspinaczkowego śmierć Johna Bachara, który razem z Peterem Croftem był jednym z czołowych solistów działających w latach 80. i 90. Po 35 latach, podczas których pokonywał bez asekuracji drogę za drogą, Bachar odpadł w lipcu 2009 r. na krótkiej drodze, którą przeszedł już wcześniej wiele razy; znajdowała się ona niedaleko jego domu w Mammoth Lakes w Kalifornii.
Alex zwraca uwagę na to, że żaden z tych wybitnych wspinaczy nie zginał podczas próby żywcowania na granicy swoich możliwości. Hersey i Bachar odpadli na drogach, które znajdowały się w zasięgu ich możliwości (jeśli chodzi o Bachara, spekulowano, że przyczyną fatalnego upadku mogło być nagłe osłabienie lewej ręki i barku, będące następstwem problemów z kręgosłupem spowodowanych wcześniejszym wypadkiem samochodowym). Reardon został porwany przez falę wyjątkową po tym, jak zszedł bez asekuracji do podstawy urwiska morskiego w Irlandii. Fowler zginął w lawinie, gdy próbował wspiąć się na niezdobytą górę w zachodnich Chinach. Osman poniósł śmierć, starając się przesuwać granice w sporcie, który praktycznie sam wymyślił — skokach na linie, czyli świadomym rzucaniu się w przepaść i używaniu liny lub lin do powstrzymania upadku. Po tym, jak oddał  rekordowy skok o długości ponad 300 metrów, zginął, gdy lina zawiodła podczas skoku z Leaning Tower w Yosemite.
Z drugiej strony każdy z pięciu wybitnych solistów opisanych powyżej zginął, szukając nowych wyzwań w świecie przygody. Osman odkrył w efekcie granice skoków na linie, płacąc za ten eksperyment własnym życiem. Chociaż Henry Barber nadal żyje i ma się dobrze, na początku lat 80. niewiele brakowało, by odpadł i poniósł śmierć, gdy żywcował na urwisku położonym na brytyjskim wybrzeżu. Jego przejęcie było rejestrowane na potrzeby jednego z amerykańskich programów telewizyjnych. Gwałtowny ruch jednego z kamerzystów sprawił, że Barber stracił równowagę. Wspinacz opisywał później ten moment w nastąpujący sposób:
„To sprawiło, że moja uwaga skupiła się nie na tym, na czym powinna (…). Wspinałem się rozpieraczką, opierając dłonie o przeciwległą ścianę zacięcia. Przyłożyłem odrobinę za dużo siły i mój lewy bark uderzył o ścianę, po czym zacząłem się zsuwać. W całym moim ciele, od palców u nóg aż po czubek głowy, zaczęła natychmiast krążyć adrenalina. (…) Straciłem równowagę i zacząłem spadać. Harmonijność płynność ruchu pozwoliły mi jednak powstrzymać upadek i kontynuować wspinaczkę.”
Alex robi użytek ze swojej wybitnej inteligencji i ma niezwykle analityczne podejście do życia. Z uporem twierdzi:
— Nie lubię ryzyka. Nie lubię przekraczać podwójnej ciągłej. Nie lubię rzucać kostką.
Odróżnia konsekwencje od ryzyka. Siłą rzeczy konsekwencje odpadnięcia podczas wspinaczki na żywca są ostateczne. Nie oznacza to jeszcze, ze Alex podejmuje największe ryzyko. Mówi:
— Zawsze określam jako ryzyko prawdopodobieństwo tego, że odpadnę. Konsekwencje są tym, co mi się wtedy przydarzy. Staram się zatem dbać o to, by moje żywcowanie było jak najmniej ryzykowne, co oznacza niewielkie prawdopodobieństwo odpadnięcia, nawet jeżeli z takim lotem wiązałyby się bardzo poważne konsekwencje.
Patrząc z drugiej strony, można powiedzieć, że równie racjonalne są niektóre argumenty podnoszone przez bliskich przyjaciół Alexa, których martwi§ dokonywane przez niego wybory. Tommy Caldwell jest siedem lat starszy od Alexa; był też jego partnerem podczas iście maratońskich łańcuchówek oraz wypraw górskich. Caldwell, jeden z najlepszych wspinaczy na świecie, należy do osób, które Alex darzy podziwem i stawia sobie za wzór do naśladowania. W 2011 r Tommy powiedział:
— Nigdy nie próbowałem przejść na żywca niczego naprawdę wielkiego. Wielokrotnie — może kilkanaście razy — zdarzyło mi się całkowicie niespodziewanie odpaść w stosunkowo łatwym terenie, gdy ukruszył się jakiś chwyt lub od podeszwy mojego buta oderwał się kawałek gumy, względnie wydarzyło się coś jeszcze innego. Gdybym wspinał się wtedy bez asekuracji, nie byłoby mnie już wśród żywych.
Dodał jeszcze:
— Naprawdę lubię Alexa. Nie chcę, żeby zginął.

Źródło:
mat.pras. Bezdroża