Pandemia odbiła się na rynku wydawniczym, rok 2020 nie dał nam tylu książek o górach, ilu można było się spodziewać jeszcze w lutym. Także Wydawnictwo Agora miało chwilowy zastój – po „Lekarzach w górach” (premiera w marcu) dopiero we wrześniu doczekaliśmy się kolejnej górskiej publikacji. „Niech to szlak” to opowieść o ciemnej stronie gór, czyli wypadkach i wszelkich niebezpiecznych sytuacjach, jakie mogą nas tam spotkać.

Napisał ją dziennikarz „Gazety Wyborczej” z Zakopanego Bartłomiej Kuraś.
To czwarta książka w dorobku autora, jednak pierwsza napisana samodzielnie (wcześniej publikował z innym reportażystą „Gazety Wyborczej” Pawłem Smoleńskim). Urodzony w rodzinie góralskiej i znany z zamiłowania do tradycji Tatr i Podhala Bartłomiej Kuraś specjalizuje się w tłumaczeniach na gwarę góralską. Temat polskich gór zna więc od podszewki i przy pracy nad książką wykorzystał swoje wieloletnie doświadczenie pracy reportera „Gazety Wyborczej”. Nie mamy więc wątpliwości, że książkę „Niech to szlak” napisała osoba posiadająca w tym kierunku bardzo wysokie kompetencje.
Muszę jednak przyznać, że mam jeden problem z tą książką. Jej pełny tytuł brzmi: „Niech to szlak. Kronika śmierci w górach”; szczególnie zwracam uwagę na słowo „kronika”. Przed lekturą spodziewałem się chronologicznej opowieści o wypadkach w polskich górach, począwszy od wypraw pierwszych taterników, pionierów wędrówki po Tatrach, głośniej śmierci kompozytora Mieczysława Karłowicza, powstaniu Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, słynnej sprawy rodziny Kaszniców itd. Wszystkie te wątki Bartłomiej Kuraś porusza, są one jednak przeplatane zupełnie innymi opowieściami z historii Tatr. Dobrym pomysłem na rozpoczęcie książki jest przypomnienie tragicznej burzy pod Giewontem z 22 sierpnia 2019 roku, trafne jest też odniesienie się do bieżącej sytuacji (pandemia a dostępność szlaków górskich), ale potem spodziewałbym się opowieści „od początku”, czyli począwszy od końcówki XIX wieku. Zamiast tego jest rozdział o ratowaniu uwięzionych w jaskini grotołazów, następnie wędrujemy do II RP i słynnej sprawy śmierci dwóch Kaszniców z młodym taternikiem Ryszardem Wasserbergerem w 1925 roku, a także innych „kryminalnych zagadek Tatr”, by po tym wszystkim przejść do bardzo współczesnego problemu z zupełnie innej dziedziny: tzw. „wyścigu szczurów” na Rysy, czyli ogólnego pędu ludzi do osiągania celów w górach bez względu na wszystko. Te wszystkie wątki są niezwykle ciekawe, ale podczas lektury czułem się trochę zagubiony zmiennością tematów i epok. Być może nie jestem aż tak dobrze zaznajomiony z literaturą górską, ale też i chyba celem autora oraz wydawców nie było stworzenie książki dla wąskiego grona specjalistów, ale dla czytelnika powszechnego, który chce po prostu wiedzieć więcej… Raz jesteśmy w czasach fin de siècle i mówimy o tworzeniu się TOPR, następnie są tragiczne lawiny z początku XXI wieku, by za chwilę wrócić do spraw żołnierzy wyklętych i dzikich Tatr tuż po wojnie, w których szaleli ludzie „Ognia” (sprawa morderstwa Józefa Oppenheima). Podsumowując ten akapit – to wszystko jest ciekawe i dobrze opisane, niemniej jednak, jak dla mnie, jest w tym wszystkim za dużo chaosu. Można odnieść wrażenie, że autor po prostu skompilował w „Niech to szlak” różne swoje artykuły, jednak zabrakło głębszej refleksji, jak to wszystko uporządkować.
Ten lekki bałagan w ułożeniu treści to mój główny zarzut, co jednak nie zmienia faktu, że książka Bartłomieja Kurasia jest naprawdę interesująca. Szczególnie spodobał mi się wątek speleologiczny, o którym chyba nie ma zbyt wiele książek na naszym rynku (szczególnie biorąc pod uwagę, ile ogólnie książek o górach się okazuje). Osobiście po górach chodzę tylko turystycznie, ale od zawsze podziwiam wszystkich wspinaczy, którzy rzucają wyzwanie pionom, przestrzeni i pogodzie. Zupełnie inne wyzwania czekają ludzi eksplorujących jaskinie, np. Wielką Śnieżną:
„Zejście na głębokość 450 metrów poniżej otworu nie jest trudne, jeśli jest się doświadczonym grotołazem. Przejście jest szerokie, grotołazi zjeżdżają na linach w studni i na progach płytowych. Ale później jest coraz gorzej. Od Białej Wody jest ciasno, nieraz drogę trzeba pokonywać głową w dół lub na boku. Jest tak ciasno, że momentami grotołaz zmuszony jest wciągnąć powietrze, by przecisnąć się między skałami, tak zwanymi zaciskami, czyli ekstremalnie wąskimi przejściami. W Przemkowych Partiach, gdzie utknęli grotołazi, ciągi są bardzo wąskie, to najtrudniejsze partie, rzadko odwiedzane przez grotołazów. W wielu miejscach trzeba się przepychać centymetr po centymetrze, mogą tamtędy przejść tylko osoby o szczupłej sylwetce.” (s. 35)
Przy okazji dowiedziałem się sporo o niezwykle ciekawych postaciach, jak Apoloniusz Rajwa czy Anna Antkiewicz. Zdecydowanie fragmenty o eksplorowaniu jaskiń zrobiły na mnie duże wrażenie i bardzo byłoby miło poczytać o tym dużo więcej – może jest to jakiś pomysł dla Bartłomieja Kurasia?
Wielkim atutem „Niech to szlak” są też rozdziały o zwierzętach. Autor opisuje tatrzańskie niedźwiedzie, kozice, świstaki, konie (te od fasiągów) czy wilki. W przypadku opowieści o tych ostatnich wchodzimy w bardzo ciekawy świat legend i dawnych wierzeń ludzi gór:
„Według kultur magicznych moce płodności i rozrodczości ulokowane były w świecie podziemnym, a ich reprezentantem stał się właśnie wilk. Zwierzę to wzbudzało równocześnie strach i fascynację, co znajdowało wyraz w kulcie płodności. W polskiej obrzędowości wilk pojawiał się, kiedy trzeba było zadbać o obfitość plonów, rozrodczość trzody czy urodzaj w gospodarstwie. Według XIX-wiecznych przekazów uczestnicy wieczerzy wigilijnej ciskali grochem o ściany, wykrzykując: „Wilku, wilku, chodź do grochu. Jak nie przyjdziesz, to nie przychodź aż do siego roku!”.
Wilk był tematem tabu. Poza sytuacjami obrzędowymi wypowiadanie jego imienia było zabronione. To i stąd wzięły się przysłowia: „Nie wywołuj wilka z lasu” i „O wilku mowa, a wilk tu”.
Wilkowi przypisywano właściwości magiczne. W słowiańskich wierzeniach jako lek na bezsenność stosowano poduszkę lub podgłówek z wilczej skóry. Wysuszona krtań wilka umieszczona we wlocie do ula miała sprawić, że pszczoły będą silniejsze. Tak samo dziecko karmione jabłkami podawanymi przez wilczą gardziel miało być mocne.” (s. 200-201)
Mamy w dziele Bartłomieja Kurasia elementy reportażu, kroniki kryminalnej, książki historycznej, socjologicznej, przyrodniczej czy wręcz etnograficznej. Zdecydowanie widać wielką wiedzę autora i dobry styl, w którym opisuje tak rozmaite zagadnienia. Trochę może drażnić ten chaos i skakanie z tematu na temat, choć może z drugiej strony, „liźnięcie” tak wielu wątków sprawi, że każdy z czytelników znajdzie coś dla siebie i zainspiruje go to do dalszych poszukiwań? Mnie szczególnie zainteresowały jaskinie i tematy o zwierzętach, chętnie poczytam więcej na ten temat. Przy takim podejściu każdy może znaleźć w tej książce coś dla siebie.
Nie wiem, czy ta książka powstawała „na szybko” i jest po prostu zbiorem, skądinąd świetnych, reportaży Bartłomieja Kurasia na przeróżne tematy związane z polskimi górami. Nie wszystko w pełni jest tu dopasowane, np. w epilogu mamy utwór Włodzimierza Wysockiego w gwarze góralskiej, przetłumaczony przez Bartłomieja Kurasia. Książka „Niech to szlak. Kronika śmierci w górach” jawi się jako podsumowanie jakiegoś etapu życia zawodowego autora, który postanowił zebrać w niej swoje najciekawsze historie. Pod tym względem można ją ocenić naprawdę wysoko. Jeśli ktoś (w sumie zgodnie z podtytułem) spodziewał się dokładnej historii wypadków w polskich górach, może poczuć się trochę zdezorientowany mnogością tematów w tej dość krótkiej w sumie książce. Niezależnie jednak od tego, czy przyjmiemy wariant pierwszy, czy drugi, książkę Bartłomieja Kurasia warto przeczytać. Agora jak zwykle przygotowała bardzo estetyczne wydanie, ze sporą ilością ciekawych zdjęć – przyjemnie się to czyta i nie zaszkodzi mieć tej książki na półce.

Bartosz Bolesławski