Maciej Berbeka był wybitnym wspinaczem i dokonał w górach bardzo wiele,

ale już zawsze będzie się kojarzył przede wszystkim z Broad Peakiem. Z dręczącą go historią z 1988 r. uporał się 25 lat później. Sukces nie był pełny, bo na zawsze pozostał pod szczytem. Historię tę możemy poznać szczegółowo dzięki książce z 2020 r. i filmowi z 2022 r.
„Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku” – taki tytuł nosi biografia Macieja Berbeki, napisana w 2020 r. przez Dariusza Kortkę i Jerzego Porębskiego. Tytuł filmu w reżyserii Leszka Dawida i według scenariusza Łukasza Ludkowskiego jest krótszy: po prostu „Broad Peak”. Historia Berbeki faktycznie jest niesamowita i stanowi wielki potencjał na wciągającą opowieść.
Zajmijmy się najpierw książką. To kolejna z biografii górskich, wydanych przez Agorę. Obydwaj autorzy dali się już poznać z racji wielkiej wiedzy górskiej i dobrego pióra, choć w takim „zestawie” wystąpili po raz pierwszy. Dariusz Kortko (redaktor naczelny katowickiej „Gazety Wyborczej”, współautor książek o Jerzym Kukuczce i Krzysztofie Wielickim) do tej pory pisał głównie z Marcinem Pietraszewskim, a Jerzy Porębski (współautor książek „Polskie Himalaje”, „Lekarze w górach” oraz „GOPR. Na każde wezwanie”, autor filmów dokumentalnych) z Wojciechem Fuskiem. Książką o Macieju Berbece udowodnili, że taki duet też potrafi świetnie współpracować.
Od czego może się zacząć opowieść o Macieju Berbece? Oczywiście od dramatycznego wejścia na Broad Peak (a ściślej rzecz biorąc, na Rocky Summit) w 1988 r. Cała akcja jest opisana bardzo szczegółowo, z wielką pasją, więc książka już na samym początku wciąga czytelnika. Po tym pierwszym rozdziale autorzy cofają się aż do czasów przedwojennych, kiedy to Krzysztof Berbeka, ojciec Macieja, przywędrował z Kresów w okolice Zakopanego i zakochał się w górach. A potem na basenie zakochał się w Elżbiecie Smektale, mamie Macieja i Jacka.
Krzysztof Berbeka był jednym z najlepszych polskich wspinaczy lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Autorzy opisują, w jaki sposób znalazł się w Zakopanem, jak poznał się z żoną, jak wyglądały jego wyprawy. Dokładnie opisują tę ostatnią i dość zaskakującą śmierć – Krzysztof Berbeka zmarł prawie miesiąc po tym, jak doznał obrażeń w Alpach. Wydawało się, że wydobrzeje, tymczasem mały Maciej i jego młodszy brat Jacek zostali półsierotami.
Elżbieta Berbeka była gotowa zrobić wszystko, żeby jej synowie, Maciek i Jacek, nigdy się nie wspinali – możemy przeczytać na stronie numer 53. Zakazy mamy nic nie pomogły, ponieważ Berbekowie miłość do gór mieli w genach. Zgodzili się jedynie na to, że nie będą się wspinać razem – dzięki temu minimalizowali ryzyko, że zginą obaj na raz.
Dariusz Kortko i Jerzy Porębski opisują dokładnie wielkie wyczyny Macieja Berbeki z lat osiemdziesiątych. Jednak są to rzeczy ogólnie znane miłośnikom historii polskiego himalaizmu. Z mojej perspektywy dużo ciekawsze wydają się opisy drogi artystycznej bohatera biografii. Maciej Berbeka był uzdolnionym grafikiem i malarzem, razem z żoną Ewą Dyakowską-Berbeką byli niezwykle zasłużeni dla Teatru im. S. I. Witkacego w Zakopanem.
Pierwszą częścią klamry spinającej historię z Broad Peakiem był rok 1988, po którym Maciej Berbeka wycofał się z wielkich projektów w Himalajach. Na pewno wpływ na to miał żal do kolegów, którzy nie powiedzieli mu o tym, że szczytu nie zdobył. Ale też w 1989 r. zmieniała się Polska i świat, na wielkie narodowe wyprawy brakowało pieniędzy. Zimowy zdobywca Everestu Leszek Cichy zajął się karierą w branży finansowej, Ryszard Pawłowski założył agencję i zaczął jeździć na wyprawy komercyjne.
Każdy szukał swojej drogi. Maciej Berbeka z bratem próbowali sił w biznesie, ale artystyczne dusze, marzące o kolejnych górskich wyprawach, nie do końca odnalazły się w sprzedaży. Zawsze można jednak zająć się tym, w czym jest się najlepszym – chodzeniem po górach. Można też tam zabierać mniej doświadczonych ludzi, oferować im przygodę, profesjonalną opiekę i na tym zarabiać. Maciej Berbeka zajął się organizacją wypraw komercyjnych. Tutaj jednak też nie obyło się bez tragicznych historii:
Maciek zaczyna wołać chłopaka, ale odpowiada mu tylko echo. Pokazuje drogę latarką, bez skutku. W sprawozdaniu z tej wyprawy Berbeka napisze: „Jarek najprawdopodobniej usiadł w cieniu między kamieniami, był niewidoczny, nie odpowiadał”. Maria woła, że zamarza. Jarek nadal milczy. Maciek toruje drogę do obozu. Idą z Marią powoli, cały czas wołając Jarka. Około godziny 23.30 są już w namiocie. Berbeka zapala maszynkę, ściąga Marii buty i raki, zabiera się do gotowania wody. Namiot jest tak oświetlony, że widać go z daleka, łatwo go znaleźć. Czuwają całą noc, ale Jarka nie ma.
Rano Berbeka sprawdza okolicę. Ich ślady zawiał wiatr, na świeżym śniegu nie ma innych. Z góry na pewno nikt nie schodził. Obok biwakuje grupa z meksykańskim przewodnikiem. Berbeka prosi go, aby powiadomił służby ratunkowe. Sam idzie w górę, do miejsca, w którym ostatni raz widział Jarka. Żadnych śladów. Wieczorem Maciek zwija namiot i sprowadza Marię do bazy. Dobra wiadomość – strażnicy parku widzieli Jarka niedaleko obozu trzeciego Guanacos, na wysokości 5500 m. Jeden z przewodników argentyńskich chciał mu pomóc, ale Jarek nie pozwolił mu do siebie podejść. Wymachiwał kijem i rakami. Był agresywny, nie chciał pomocy.
Berbeka zmęczony, nie ma siły iść do obozu Guanacos, to od czterech do sześciu godzin pod górę. Prosi o pomoc jednego z argentyńskich przewodników. Ten następnego dnia po południu odnajduje ciało Jarka niedaleko trzeciego obozu. (s. 325-326)
Nie udało się w handlu, wyprawy komercyjne przyniosły tragiczne skutki (na wyprawach przewodnickich Macieja Berbeki dwukrotnie doszło do śmierci uczestnika). Z drugiej strony kochająca żona, czterech wspaniałych synów, ciekawa działalność artystyczna. A na to wszystko nakłada się nierozliczona sprawa z zimowym Broad Peakiem. Dlatego też Krzysztof Wielicki zdołał namówić 57-letniego himalaistę na wyprawę w góry najwyższe po wielu latach przerwy.
Historię pierwszego wejścia zimą na Broad Peak oraz dramatycznego zejścia, które kosztowało życie Tomasza Kowalskiego i Macieja Berbekę, wszyscy dobrze znamy. Dokładnego opisu nie zabrakło także w książce Dariusza Kortki i Jerzego Porębskiego. Ale bardzo się cieszę, że opowieść nie kończy się na śmierci/zaginięciu głównego bohatera. Mamy też piękny epilog, czyli wyprawę poszukiwawczą Jacka Berbeki.
Himalaiści ściągają zwłoki Kowalskiego z trasy, którą zwykle wyprawy idą na szczyt, owijają je w płachtę, obwiązują linami, układają w zagłębieniu terenu jakieś sto metrów niżej i obkładają kamieniami. Zajmuje im to sześć godzin, tracą mnóstwo sił. Potem opowiadają więcej: W drodze na szczyt nie można było ominąć Tomka Kowalskiego. Lina poręczowa wchodziła pod niego, każdy, kto chciał przejść, musiał na niego nadepnąć. Niemiec, który go pierwszy znalazł, stanął na nim butem uzbrojonym w raki. Tomek siedział skulony z radiotelefonem przy uchu na wysokości 7985 m, 42 m od przedwierzchołka Rocky Summit. Zamarzł w miejscu, gdzie nie było żadnych szczelin w lodowcu.
Ciała Maćka Berbeki nie udaje się odnaleźć. Jacek jest przekonany, że jego brat spadł do szczeliny na wysokości 7700 m. Przez jej środek biegnie lina poręczowa, taka, jakich używano w czasie tamtej zimowej wyprawy. Lina jest obciążona, prawdopodobnie ciałem. Ale schodzi bardzo głęboko i nie ma tam dostępu.
– Pewnie Maciek wisi na tej linie – mówi. – Taki jego grób.
– Czujesz ulgę? – pyta go Hugo-Bader.
– Nie. Bo nie odnalazłem brata.
– Kochałeś go?
– Kocham cały czas. (s. 420)
„Berbeka. Życie w cieniu Broad Peaku” to nie jest standardowa, ułożona chronologicznie biografia. Dariusz Kortko i Jerzy Porębski zdecydowali się stworzyć opowieść o wybitnym wspinaczu i człowieku, na którą składają się sceny z różnych okresów jego życia, ułożone niechronologicznie. Wyszło kapitalnie, bo od tej książki naprawdę trudno się oderwać, a te różnorakie scenki składają się na niezwykle poruszający obraz całości. Autorzy opisali oczywiście najważniejsze wyprawy głównego bohatera, ale jeszcze ciekawsze są te opowieści poboczne, np. o ojcu Krzysztofie czy o działalności w zakopiańskim Teatrze Witkacego. Zresztą saga rodu Berbeków mogłaby stanowić przedmiot kolejnej, niezwykle ciekawej książki.
Pisząc o biografii Macieja Berbeki, nie sposób wspomnieć o filmie „Broad Peak”. Recenzji i opinii na jego temat pojawiło się bardzo wiele, więc tutaj nie będę się rozpisywał. Na pewno można pochwalić twórców za kapitalne zdjęcia z gór wysokich, na wielki plus wypadł także Ireneusz Czop, grający Berbekę. Nie da się jednak ukryć, że wielki potencjał dramatyczny całej opowieści nie został odpowiednio wykorzystany. O ile wyprawa z 1988 r. przedstawia się jeszcze całkiem przyzwoicie (choć słusznie ktoś zwrócił uwagę, że osoba niezaznajomiona z tematem nie zrozumie, o co chodzi w dziwnych spojrzeniach Wielickiego i Zawady, kiedy Berbeka meldował, że jest na szczycie), to ta z 2013 r. została przedstawiona „po łebkach”. W ogóle nie zaistniał Adam Bielecki (w tej roli Dawid Ogrodnik), nie pojawiła się też relacja z dramatycznego zejścia, zakończonego śmiercią dwóch wspinaczy. Zwyczajnie zabrakło dobrego zakończenia. Pod tym względem książka Kortki i Porębskiego bije film na głowę.
Książkę polecam bez dwóch zdań, ale film też warto obejrzeć. Lata osiemdziesiąte w himalaizmie w dużej mierze należały do Polaków, „lodowych wojowników”. Powinno powstać jeszcze kilka filmów fabularnych na ten temat. „Broad Peak” może nie będzie tutaj w czołówce, ale dobrze jest poznać pomysł autorów. Choćby po to, aby pewnych błędów unikać przy okazji kolejnych produkcji.

Bartosz Bolesławski