„Co cię nie zabije, to cię wzmocni” – powtarza sobie Adam Bielecki, na którym komisja ds. Broad Peaku nie zostawiła suchej nitki. W listopadowym numerze „n.p.m.” podsumowujemy zamieszanie wokół raportu komisji powołanej przez Polski Związek Alpinizmu. Znajdziecie w nim także rozmowę z Adamem, który podkreśla: „Już wiem, że nie jestem sam”. Poza tym zapraszamy w Alpy w rejon Achensee, w gruziński Kaukaz i w norweskie góry Dovre.

Wybieramy się także na Siwy Wierch w Tatrach Zachodnich, w Beskid Niski oraz Żywiecki oraz w zapomniane nieco Góry Bystrzyckie. Rozmawiamy także z Wojciechem Kukuczką, m.in. o wznowieniu książki „Na szczytach świata” oraz prezentujemy przegląd koszulek termoaktywnych.

Okładka listopadowego numeru

Okładka listopadowego numeru

Kamienie z Broad Peaku – Kto zawinił? Czego zabrakło? O to po tragedii na Broad Peaku środowisko górskie, media i opinia publiczna spierały się przez długie miesiące. Gdy powołana przez PZA komisja opublikowała swoje wnioski, zabrzmiały one jak wyrok – nie tylko na konkretne osoby, ale także na polski himalaizm i na jego przyszłość. Adam Bielecki stał się głównym negatywnym bohaterem raportu komisji PZA. Ale prawie natychmiast negatywne oceny zebrał sam raport.

Ten raport dobija polski himalaizm. Jakby wszystkim wspinaczom w kraju ktoś podciął skrzydła. Dzisiaj mam poczucie, że powinienem przestać się stale tłumaczyć z Broad Peaku, a raczej członkowie komisji powinni się wytłumaczyć z treści raportu. W takim myśleniu nie jestem sam – mówi w rozmowie z „n.p.m.” Adam Bielecki.

W najnowszym numerze „n.p.m.” krok po kroku przypominamy, co się wydarzyło po ujawnieniu raportu komisji. Bielecki opowiada o tym już spokojnie, bez emocji.

Nie ze wszystkiego, co zrobiłem, jestem dumny, ale też nie wstydzę się swojego postępowania. Od początku miałem poczucie, że zupełnie inaczej wygląda Broad Peak przedstawiony w mediach, a inaczej, gdy kontaktuję się z ludźmi twarzą w twarz, np. z publicznością podczas prelekcji. Nie będę się chował. To, co komisja napisała, to jej subiektywne zdanie – i nie jest to zdanie powszechnie obowiązujące. W powszechnym odbiorze raport uznany został za niesprawiedliwy. Poczułem, że nie jestem w tym wszystkim sam. Publicznie wsparł mnie mój Klub Wysokogórski w Krakowie, a także moi dotychczasowi partnerzy wspinaczkowi. Rozmawiałem z ludźmi ze środowiska, z sympatykami wspinaczki. Na moim Facebooku było szaleństwo, w pozytywnym tego słowa znaczeniu – opowiada Bielecki. Cała rozmowa na łamach listopadowego „n.p.m.”.

Jak dotknąć głowy misia – Największe jezioro w Tyrolu z rozległymi plażami? Podróż statkiem? Leniwe spacery po 1000 m n.p.m.? Zaprawiony w bojach turysta na samą myśl o tego typu atrakcjach popuka się w czoło z dezaprobatą. Ale przecież wokół tej wielkiej wody amatorów mocnych wrażeń zapraszają liczne via ferraty, a na rodziny z dziećmi czeka na przykład Głowa Misia. Achensee nie warto omijać z daleka. Zapraszamy nad największe jezioro w Tryolu, wokół którego roztaczają się piękne masywy Rofan i Karwendel.

Odmienne stany tatrzańskości – Monte Grigio – tak pewnie po włosku przetłumaczylibyśmy nazwę „Siwy Wierch”. Dlaczego właśnie po włosku? Ano dlatego, że tutaj wszystko jest dolomickie: oślepiająca biel skał, ich wapienna budowa i fantazyjne kształty. I tylko jeden mały szczegół się nie zgadza: jesteśmy w Tatrach. Zapraszamy na Słowację w Tatry Zachodnie. Siwy Wierch to tylko 1805 m n.p.m., ale wejście na szczyt to naprawdę niesamowite przeżycie.

Wieża znad Doliny Śmierci – Nie ma sensu dywagować nad tym, jak by to wszystko wyglądało bez Andrzeja Stasiuka. Upłynęło wiele wiosen, odkąd pomalował on swoim piórem ten przygraniczny skrawek ziemi zapomnianej. Przypomniał światu o Dukli, Żmigrodzie i Wasylu Padwie. Szkoda tylko, że tak późno, bo po Beskidzie Dukielskim można chodzić od dawna. To idealny teren na krótkie jesienne wypady.

Pierwsza przy skórze – Przewaga „oddychaczy” nad bawełną i kraciastą flanelą jest oczywista. Potwierdza to przykład i autorytet wielu pokoleń wspinaczy, przewodników i przede wszystkim rosnące uznanie turystów. Wiele lat musiało jednak minąć, by koszulki termoaktywne stały się absolutnym outdoorowym standardem, dostępnym nawet w marketach. W listopadowym „n.p.m.” prezentujemy przegląd koszulek termoaktywnych i szerszy opis ośmiu najpopularniejszych w ostatnim czasie modeli.

A ponadto:

Polak ranny, ratownicy bimber piją – Nie wsiadaj do busa, który nie ma pękniętej przedniej szyby, bo to oznacza, że jego kierowca jest nowy i niedoświadczony – tak brzmiała pierwsza rada, jaką można usłyszeć po przyjeździe do Gruzji. I chętnie powtarzana jest przez przyjeżdżających do Gruzji Polaków. Zapraszamy do Swanetii. Cel to m.in. Tetnuldi (4858 m n.p.m.) i Szchara (5193 m n.p.m.).

W krainie piżmowołu – Nagła i nieoczekiwana zmiana krajobrazu, jakiej się doświadcza, podróżując malowniczą doliną Gudbrandsdal w południowej Norwegii, bardzo zapada w pamięć. Zaledwie kilka kilometrów za miasteczkiem Dombås wjeżdża się do niemal zupełnie odrębnej krainy. Na początek wyłania się surowy górski grzbiet. To góry Dovre – uważane przez Norwegów za fundament ich kraju. Najchętniej zdobywanym w okolicy szczytem jest Snøhetta (2286 m n.p.m.).

Siedem muflonów i pies – Góry Bystrzyckie nie biją frekwencyjnych rekordów. Ale właśnie dlatego warto tu przyjechać, kiedy krótkie dni uniemożliwiają nam dalsze wypady. Polecamy pętlę z Polanicy do Dusznik-Zdroju. Po drodze m.in. wejście na Wolarz i podziwianie zamku Leśna.

Jeśli bobsleje, to tylko tutaj – Bacówki, Przysłopy, Magurki… Na szlakach Beskidu Żywieckiego aż się roi od takich nazw. Niewielu przypuszcza jednak, że w terenie przyjdzie się przeprawiać przez miejsca, które bardziej nadawałyby się na wybudowanie skoczni narciarskiej albo toru bobslejowego niż na poprowadzenie szlaku turystycznego. Tak jest m.in. w rejonie Wielkiej Rycerzowej.

Winny koniec Karpat – Jest wiele miejsc, gdzie góry spotykają się z niziną, ale tutaj dzieje się to w wyjątkowo urokliwej scenerii. Bo gdzież indziej Karpaty kończą się jak nożem uciął i można poszusować na nartach pośród winnic? W „n.p.m.” reportaż ze słynnego Tokaju, ponad którym wznosi się m.in. kopulasta Kopasz-hegy (512 m n.p.m.), po naszemu – Łysa Góra.

Góry mi krzywdy nie wyrządziły – Kuba Terakowski tym razem rozmawia z Wojciechem Kukuczką, synem najwybitniejszego polskiego himalaisty. Pretekstem jest wznowienie książki „Na szczytach świata”, opisującej przebieg himalajskiej kariery Jerzego Kukuczki. To zapis górskich wspomnień zdobywcy Korony Himalajów i Karakorum, spisanych przez Tomasza Malanowskiego. – Nazwisko nie jest dla mnie brzemieniem, nie paraliżuje mnie, ale też nie uskrzydla, nie wpływa na moje życie. Obcy ludzie często zadają mi podobne pytania, myśląc zapewne, że muszę podążać śladami ojca – mówi Wojciech Kukuczka, który zdobył m.in. Mount Everest.

Dramat w jednym akcie– Szukając śladów demona chaosu, który sieje spustoszenie w polskich górach, prędzej czy później musiałem trafić do Karpacza – pisze w swoim felietonie Filip Springer, autor książek reporterskich. Ostatnia, „Wanna z kolumnadą”, opowiada o degradacji polskiego krajobrazu. Niestety, dotyczy to także polskich gór.

Redakcja „n.p.m.”