TOPR 30 grudnia minęła 10 rocznica tragicznego wypadku pod Szpiglasową Przełęczą, w której zginęło dwóch ratowników TOPR. W wyniku lawiny na wiecznej służbie w górach pozostali: Marek Łabunowicz (29 l.) oraz Bartek Olszański (24 l.). "Klimku, wracajcie, nie idźcie w górę, bo niebezpiecznie" - prosili ponoć Klimka Bachledę koledzy-ratownicy. "Muszę iść, bo tam, w górze, człowiek".
Bartek Olszański Niedziela, 30 grudnia. Śnieg, wiatr, lawiniasto. W taką pogodę, w takich warunkach troje turystów wyrusza na wycieczkę z Doliny Pięciu Stawów w stronę Szpiglasowej Przełęczy. Około południa w kociołku pod przełęczą dochodzi do tragedii. Turyści podcinają lawinę. W ułamku sekundy spadają wraz z masami śniegu. Jeden wyrzucony poza główny tor lawiny jest tylko częściowo przysypany. Pozostała dwójka znika w białym kłębowisku.

Ocalały turysta wygrzebuje się z lawiniska i schodzi po pomoc do schroniska w Pięciu Stawach. Dokładnie o godz. 13:04 informacja o wypadku dociera do centrali TOPR. Naczelnik Jan Krzysztof poleca, by ratownicy dyżurujący w schronisku wyruszyli na miejsce wypadku. Pogoda jest kiepska, szanse na użycie śmigłowca minimalne. Przylatuje jednak „Sokół” straży granicznej, by w razie poprawy pogody polecieć w góry. Toprowski śmigłowiec stoi niesprawny, mimo że kilka dni wcześniej wrócił z przeglądu w Świdniku.

O godz. 13:35 z centrali wyjeżdża do Wodogrzmotów pierwsza grupa ratowników. Wiadomo już, że nie będzie można użyć śmigłowca. O godz. 14:25 rusza druga grupa ratowników. W tym czasie na lawinisku są już toprowcy, którzy wyszli ze schroniska w Pięciu Stawach. O godz. 14:45 trafiają sondą na zasypanego turystę. Odkopują go i zaczynają reanimować. Niestety, bez pozytywnego skutku. O 15:30 odnajdują w lawinie zasypaną dziewczynę. Mimo intensywnej reanimacji nie daje ona oznak życia.

Marek Łabunowicz Ratownicy z Zakopanego docierają do schroniska. Około szesnastej zapada zmrok. Mgła, silny wiatr, zamieć - skutecznie ograniczają widoczność. Ratownicy, brnąc w śniegu, powoli zbliżają się do lawiniska. Jest siedemnasta, ratownicy: Jan Krzysztof, Maciek Cukier, Grzesiek Bargiel, Heniek Król Łęgowski, Edek Lichota, Andrzej Lejczak, Bartek Olszański i Marek Łabunowicz już prawie dochodzą na próg kociołka pod Szpiglasową. Nagle pęka pod nimi śnieg, rusza lawina. W momencie zabiera ich w dół. Wśród mas spadającego śniegu miga czasem światełko czołówki. Potem cisza. Wszyscy są zasypani. Na szczęście niektórym udało się utrzymać na powierzchni śniegu głowę i ręce. Najgorzej odpiąć narty, które tkwią gdzieś głęboko. Pierwszy uwalnia się Edek Lichota i Jan Krzysztof. Rozglądają się za kolegami. Obok nich spod śniegu wystaje czyjaś noga. To Maciek Cukier, odkopują go szybko i reanimują, przywracając mu oddech. Pozostali w tym czasie odkopali się na tyle, żeby spokojnie oddychać. Nie można znaleźć tylko Bartka i Marka. W ruch idą pipsy. Po chwili udaje się namierzyć miejsce, gdzie sygnał pipsa jest najsilniejszy. Edek sondą sprawdza to miejsce. W śnieg wchodzą ok. 2 metry sondy. Niedobrze. Kopią wokół sondy i docierają do zasypanego. To Marek Łabunowicz. Rozpoczyna się reanimacja.
Pozostali ratownicy namierzają pod śniegiem Bartka. Znów jak najszybciej trzeba kopać. Jest, ale nie daje znaków życie. Rozpoczyna się reanimacja.

O całym zdarzeniu dowiaduje się przez radio druga grupa ratowników, która jest już na Wielkim Stawie. Ile sił w nogach podążają na miejsce wypadku. Wiadomość o tym, co się stało, dociera również do centrali. Tam organizuje się kolejna duża grupa ratowników.

Tymczasem na lawinisku trwa walka o życie dwóch kolegów. Reanimują ich na przemian ratownicy pierwszej i drugiej grupy. Po dłuższej chwili wraca ledwo wyczuwalne tętno u Marka. Jest nadzieja. Ogrzewany pakietami grzewczymi ma szansę na przeżycie. Trzeba szybko przetransportować go do schroniska, gdzie dociera już lekarz z odpowiednimi medykamentami i sprzętem. Podczas gdy jedna grupa ratowników transportuje Marka w pulkach do schroniska, druga ekipa walczy o życie Bartka. Bezskutecznie. Brak oddechu, serce nie podejmuje akcji. W pewnym momencie następuje silne tąpnięcie. Ratownicy mają wrażenie, że śnieg usuwa się im spod nóg. Zapada decyzja o przerwaniu reanimacji.
Przenosimy ciało Bartka na Wielki Staw. Tam dalszy transport przejmuje kolejne ekipa ratowników.

W schronisku trwa walka o życie Marka. Lekarz podłącza kroplówki. Na miejsce przybywa grupa transportująca Bartka. Jest drugi lekarz. Próba dalszej reanimacji. Defibrylacja nie przynosi skutku. To wyrok. Nie udało się uratować dwóch naszych kolegów. Ze schroniska rusza smutna procesja ratowników transportujących ciała swoich kolegów. Przy Wodogrzmotach czekają samochody Straży Granicznej i TPN, obie te instytucje wspomogły swoim sprzętem TOPR. Północ. Ekipa czterdziestu ratowników dociera do centrali. To już koniec tej tragicznej akcji ratunkowej.

W głowie kłębią się myśli. Czy za głupotę turystów, którzy w takich warunkach wybrali się na taką wycieczkę, ratownicy musieli zapłacić tak straszną cenę? źródło: Adam Marasek
Tygodnik Podhalański, 5 stycznia 2002