Alpejska Trylogia

W latach dziewiędziesiątych Thomas Huber, Stefan Glowacz oraz Beat Kammerlander nadają ton i stanowią top ówczesnego wspinania sportowego. W 1994 roku otwierają wielowyciągowe drogi, będące spełnieniem ich kariery. Te trzy linie zostały nazwane „Trylogią alpejską” i do dnia dzisiejszego są jednymi z najtrudniejszych i najbardziej pożądanych wielowyciągówek na świecie. Do tej pory wszystkie jej części udało się skompletować jedynie trzem osobom: Stefanowi Glowaczowi, Haraldowi Berger, OndrzeBenes. Każda z tych osób potrzebowała na przejście „Trylogii” trzech lat. My chcemy to zrobić w ciągu jednego sezonu, co byłoby wydarzeniem bez precedensu w historii wspinania.

Udało się!!! Pierwsze uczucie to ulga i radość, że już po wszystkim. Podczas przejścia było sporo chwil zwątpienia i strachu o końcowy sukces ale dzięki temu radość była naprawdę wielka. Podczas czterodniowego resta zastaliśmy się okrutnie. Jedyny nasz rozruch to zwiedzanie Monachium i wizyty w Getränkemarkt w celu uzupełnienia zapasów żelów energetycznych :) 

Póki co wiemy tylko tyle, że się udało - ale to przecież nie mało :) Czekamy na powrót chłopaków i świeżą relację z przejścia, którą mamy nadzieje, że zamieścimy już dzisiaj. Póki przypominamy, że Łukasz Dudek i Jacek Matuszek planują w tym roku przejść 3 najtrudniejsze skalne drogi Alp, które tworzą razem Alpejską Trylogię... Pierwszy rozdział trylogii uznajemy za zamknięty...

Wczorajszy dzień nie przyniósł innych atrakcji prócz wspinaczkowych. Po dniu resta ponownie uderzamy do góry. Tym razem nie podchodzimy dzień wcześniej - brakło czasu, a miejscowe piwne specjały skutecznie nas rozleniwiły. Wstajemy o 5 rano i ciśniemy bezpośrednio pod ścianę. Pierwsze 5 wyciągów przechodzimy bez emocji, czysta formalność. Na kolejnym 7c+ Jaca po raz pierwszy nie odpada. Ja szybko uporałem się z kolejnym lotnym 7b i jesteśmy na stanie startowym do 8b...

Na wyjście w ścianę musimy poczekać. Po 2 dniach restu przyszedł front który ma potrwać do jutra wieczór. Atak odbędzie się dopiero w niedzielę z samego rana. Oby ściana zdążyła przeschnąć bo to ostatni dzień działalności na tym tripie.

6R5A4623-m

Wczoraj (niedziela) przeżyliśmy chrzest górski. Będąc w ścianie dopadło nas to czego zawsze chcieliśmy uniknąć. Burza która przetoczyła się przez całą dolinę zmasakrowała nas doszczętnie... Wyjście w ścianę rozpoczęło się dzień wcześniej od podejścia pod kolebę w której mieliśmy spędzić noc. Już podczas marszu czuliśmy, że łydka nam się zgina. Czas dojścia skrócił się o 40 minut w porównaniu do próby sprzed 3 tygodni. Wieczorną atrakcją miały się stać 2 puszki Paulanera łapczywie przez nas wypite po trudach podejścia.