Szkocja słynie z pięknych krajobrazów i nieskażonej cywilizacją natury – właśnie dlatego przemierzenie szkockich szlaków było od zawsze na naszej liście marzeń. :) W tym roku musieliśmy zmierzyć się przede wszystkim z niezwykle napiętym grafikiem, ponieważ mieliśmy tylko dwa tygodnie na poznanie tego niezwykłego kraju! Szkocja oferuje odwiedzającym bardzo wiele. Nam jednak najbardziej przypadły do gustu się piękne góry, klify i klimatyczne zakątki rozsiane po całej wyspie.

Na początek warto wspomnieć o możliwościach rozbicia namiotu na dziko w Szkocji – to nasza ulubiona forma noclegu na wakacjach, ponieważ można sporo zaoszczędzić, a przede wszystkim spędzić noc w niezwykłych, odludnych miejscach. Niestety, w Szkocji wszystkie noclegi spędziliśmy na campingach. Głównym problemem ze znalezieniem odpowiedniej miejscówki jest fakt, iż większość pól czy łąk jest ogrodzona, a parkingi przy jezdni nie nadają się zbytnio do rozbicia namiotu –wyasfaltowane zatoczki. Tylko raz udało nam się znaleźć idealny zakątek w lesie, jednak trudno rozbijać się o 12 w południe. :) Z tego względu, jeżeli ktoś nie może poświęcić dużo czasu na szukanie miejsca do spania na dziko, warto przeznaczyć trochę środków na campingi i poszukać możliwie najtańszych ofert już przed wyjazdem.

Ben Lomond

Na pierwszą górską wycieczkę wybraliśmy się już trzeciego dnia po naszym wyjeździe z Polski z czego 2 dni zajęła nam podróż. Naszym celem był mierzący 974 m wysokości Ben Lomond, który znajduje się w Grampianach Zachodnich nad przepięknym Loch Lomond. Na szczyt można wejść popularną i łatwą ścieżką turystyczną lub bardziej skalistym szlakiem, wiodącym przez Grań Ptarmigan. Tym razem wybraliśmy łatwiejszą alternatywę – czuliśmy jeszcze w kościach tysiące przebytych kilometrów i noc spędzoną w samochodzie na parkingu pod Londynem. Szlak na szczyt rozpoczyna się przy sporym parkingu, tuż przy jeziorze. Ścieżka od samego początku jest bardzo wyraźna i stopniowo łapaliśmy wysokość. Ani się obejrzeliśmy, a naszym oczom ukazał się wspaniały widok na ogromne Loch Lomond. Od razu wiadomo, dlaczego utworzono tutaj rezerwat przyrody. Po przyjemnej wspinaczce docieramy na wierzchołek Ben Lomond. Jesteśmy pierwszymi zdobywcami tego dnia! Dzięki słonecznej pogodzie mamy okazje podziwiać turkusowe jezioro pod naszymi stopami oraz otaczające je szczyty. Szkocja przywitała nas wspaniałą pogodą. :) 

Ben Lomond

 

Ben Lomond

Przy tej okazji trzeba dodać, że na Ben Lomond warto wyruszyć wcześnie, ponieważ szlak jest bardzo uczęszczany przy dobrej pogodzie – oczywiście ze względu na widoki i bliskość Glasgow. Podczas schodzenia ze szczytu spotykaliśmy spore grupy turystów. Momentami tworzyły się nawet małe zatory!

Szkockie Wyspy

Kolejnym punktem naszego wyjazdu były szkockie Wyspy Mull, Iona i Staff’a, na które wybraliśmy się w ramach zorganizowanej wycieczki – opłata w wysokości 60£ obejmuje transport autobusami i promami. Pierwszy prom zabiera nas z portu w Oban – rejs trwa około 1,5 godziny. Zaraz po opuszczeniu pokładu na Wyspie Mull wsiadamy do autokaru i ruszamy w dalszą drogę. Niestety, widoki na wyspie podziwiamy tylko zza szyby autokaru, który dowozi nas do portu w Fionnphort. Jedno jest pewne. Mull to górzysta i zachwycająca wyspa, gdzie jeżeli ktoś znajdzie trochę czasu warto się zakręcić dłużej. :)

Szkockie Wyspy

Szkockie Wyspy

Z Finnphort przeprawiamy się na Wyspę Iona, która okazała się niestety strasznym niewypałem – oczywiście jest to bardzo subiektywne odczucie… :) Główną atrakcją wyspy jest klasztor (Iona Abbey, wstęp dodatkowo płatny min. 7£) założony w 563 roku. Stanowi on kolebkę chrześcijaństwa w Szkocji.  Dla nas jednak najciekawsza jest natura i piękne widoki, więc w akcie desperacji wybraliśmy się na plażę, położoną na drugim krańcu wyspy. Widoki nie zwaliły nas z nóg, a w dodatku atakują nas dziwne i rozszalałe, skaczące insekty. ;) W przypadku wyspy Iona, możemy śmiało powiedzieć, że najciekawszym punktem programu był sam rejs, podczas którego towarzyszyły nam stada skaczących wesoło delfinów!
Całą wycieczkę uratowała tak naprawdę wizyta na Wyspie Staff’a, na którą dotarliśmy małą łódką po około godzinnym rejsie. Surrealistyczna budowa wyspy, która w całości zbudowana jest z bazaltowych kolumn robi na nas ogromne wrażenie. Aż nieprawdopodobny jest fakt iż wyspa została stworzona przez naturę – nawiasem mówiąc przez erupcję podwodnego wulkanu. Co więcej, na wyspie gniazdują bardzo pocieszne maskonury (ang. puffins), które wcale nie należą do płochliwych stworzeń! Spędzamy mnóstwo czasu przyglądając się tym zwierzakom z bardzo bliskiej odległości i robiąc im mnóstwo zdjęć, które z powodzeniem można by zamieścić na okładce National Geographic – oczywiście to również jest bardzo subiektywne stwierdzenie. :)

Ben Nevis

Następnego dnia wybraliśmy się na Ben Nevis (1344 m n.p.m.), najwyższy szczyt Szkocji i zarazem całej Wielkiej Brytanii. Również na ten wierzchołek wiodą dwie alternatywne drogi – bardziej popularna i dobrze oznakowana zachodnia oraz dłuższa, wschodnia (przez Carn Mor Dearg Arete), która stanowi większe wyzwanie ze względu na gorsze oznakowanie, sporą ekspozycję na grani szczytowej oraz około 12 godzinną wędrówkę.

Ben Nevis

Ben Nevis

Początkowo zakładaliśmy wejście trudniejszą drogą, jednak na miejscu musieliśmy zweryfikować nasze plany i ze względu na ograniczenia czasowe wybraliśmy łatwiejszy wariant. Od początku wyjazdu dopisywała nam pogoda, ale na Ben Nevis padł chyba temperaturowy rekord! Słońce paliło niemiłosiernie i chwilami czuliśmy się jak na korsykańskim GR20. Początek szlaku wiódł przez malownicze pastwiska, a później wędrówkę kontynuowaliśmy bardzo szeroką ścieżką, na której nie było nawet skrawka cienia. Na szczęście mniej więcej w połowie drogi znajduje się strumień, w którym można uzupełnić zapasy wody. Niedaleko ścieżki znajduje się również małe jeziorko. W miarę zdobywania wysokości szlak staje się coraz bardziej kamienisty, aż w końcu naszym oczom ukazuje się duży kopiec na plateau. Sam szczyt jest bardzo rozległy, więc przechadzamy się od krawędzi do krawędzi i robimy mnóstwo zdjęć. Schodzimy tą samą drogą i po około 9 godzinach docieramy do parkingu. Na szczęście przy miejscu postojowym znajdował się strumień, nad którym odpoczęliśmy po trudach wędrówki. Wycieczkę zaliczamy do bardzo udanych, jednak znowu nieco zaskoczyły nas tłumy ludzi – piękna pogoda i popularność szczytu sprawiła, że chwilami czuliśmy się jak w szczycie sezonu w Tatrach.

Quiraing

Kolejnego dnia ruszyliśmy w kierunku Wyspy Skye i od razu naszym celem był Quiraing – strzeliste formacje skalne z przepięknymi widokami na okolice. Przy planowaniu wycieczki warto rozważyć dłuższą trasę przez wierzchołek Meall na Suiramach, która dostarcza niesamowitych wrażeń i przy dobrej pogodzie nagradza wspaniałym krajobrazem.

Quiraing

Quiraing

Szlak rozpoczyna się zaraz przy parkingu, po pokonaniu stromego odcinka drogi dojazdowej – końcówka ma 16% i jest bardzo wąska! Po paru metrach trzeba skręcić w lewo i rozpocząć podejście bardzo stromą ścieżką na grzbiet. Kilka minut ostrej wspinaczki i już jesteśmy ponad skałami! Widoki są niesamowite. Pod stopami mamy gołe skały a w oddali widzimy morze i porośnięte trawą wzniesienia. Po około godzinie marszu docieramy na Meall na Suiramach, a później czeka nas już tylko zejście pod skalne ściany i powrót do parkingu. Poza wspaniałymi widokami dookoła na szczególne wyróżnienie zasługują trzy formacje skalne, które doczekały się swoich własnych nazw: The Needle, The Table, The Prison. Wybierając dłuższą trasę możemy je podziwiać z różnych perspektyw. Pętla od parkingu przez szczyt i z powrotem pod skałami zajmuje około 2-3 godziny więc na pewno warto. :)

Neist Point

Kolejnego dnia naszym celem był Neist Point, który jest najdalej wysuniętym na zachód punktem wyspy. Praktycznie na samym cyplu znajduje się latarnia morka, gdzie można wynająć sobie pokój z pięknym widokiem na zachwycające klify. Oczywiście za odpowiednią opłatą. Będąc w tym miejscu, warto zarezerwować sobie trochę czasu na wpatrywanie się w „wielką wodę” – nam udało się zobaczyć dwa stadka delfinów, a podobno można tam nawet wypatrzeć morświny i wieloryby! Okoliczne skalne półki są licznie oblegane przez kolonie mew, które skrzeczą niemiłosiernie. :) Przy okazji Neist Point warto również wspomnieć, że droga dojazdowa do parkingu jest bardzo wąska i kręta, co na pewno stanowi dodatkową atrakcję. Zwłaszcza dla kierowcy. :)

Neist Point

Neist Point

Chwila relaksu

Tego samego dnia zahaczyliśmy jeszcze o plażę na końcu Glen Brittle. W tym miejscu postanawiamy zabawić się w prawdziwych urlopowiczów! Plażujemy jakieś 2 godzinki. Spacerujemy po piaszczystej plaży, a Marta z dziką radością wskakuję do morza! Woda nie jest zbyt ciepła, ale w taki upał stanowi miłe orzeźwienie. :)

Chwila relaksu

Chwila relaksu

Glen Sligachan

Kolejnym miejscem godnym polecenia na Wyspie Skye jest z pewnością Glen Sligachan. Dolina,  przepięknie położona pomiędzy skalistymi pasmami Cuillins, uznawana jest za jeden z najpiękniejszych zakątków w całej Szkocji. W regionie tym zaplanowaliśmy 24 kilometrową trasę zwieńczoną zdobyciem Sgurr na Stri. Szlak rozpoczyna się przy Sligachan Lodge – przekraczamy drewnianą bramkę i wyraźną ścieżką poruszamy się na południe. Cały czas towarzyszą nam wspaniałe widoki na okoliczne szczyty. Szlak jest dosyć łagodny, a właściwe podejście rozpoczyna się dopiero na grzbiet Druim Hain, po rozwidleniu na Camansunary. Niestety w miarę zdobywania wysokości pogoda stawała się coraz gorsza. Zza strzelistych wierzchołów zaczęły wyglądać ciemne chmury, a po chwili zaczęło padać. Po dotarciu na grań znowu rozwidlenie. Ścieżka w lewo miała prowadzić właśnie na Sgurr na Stri. Miała, ponieważ po paruset metrach szlak zniknął, a do tego nawiało gęstą chmurę, która bardzo ograniczyła nam widoczność. W tej sytuacji, przy coraz obficiej padającym deszczu, podjęliśmy trudną decyzję o odwrocie. Szacujemy, że do szczytu zabrakło nam około 1-2 godzin. Decyzja o powrocie została podjęta w odpowiednim momencie, ponieważ nie minęło dużo czasu i praktycznie otworzyło się niebo. Deszcz ustał dopiero po kilku godzinach, oczywiście po dotarciu do namiotu. :)

Glen Sligachan

Glen Sligachan

Spotkanie z midges

Wyspa Skye urzekła nas przede wszystkim pięknymi widokami, niezwykłymi formacjami skalnymi i mniejszą ilością turystów – o dziwo. :) Na pewno zapamiętamy też na długo nierówną walkę z midges, którym nie straszne moskitiery czy repelenty. Dostaną się wszędzie (wszędzie!) i pokąsają bezlitośnie – po jednym dniu wyglądaliśmy, jak po ataku ospy, a ukąszenia utrzymywały się jeszcze przez 2 tygodnie. :)

Stac Pollaidh

Po opuszczeniu Skye, skierowaliśmy się z powrotem w Highlands. Pogoda była już bardziej typowa dla Szkocji, ale mimo wszystko postanowiliśmy wybrać się na Stac Pollaidh – skalisty szczyt o wysokości 612 m n.p.m., nieopodal Ullapool. Widoki na trasie są przepiękne. Góra znajduje się pratycznie nad malowniczym Loch Lurgainn. Po wdrapaniu się na przełęcz, walczymy z deszczem i silnymi podmuchami wiatru, a przede wszystkim podziwiamy gęste, szkockie chmury. :) Główny wierzchołek mogą zdobyć tylko doświadczeni wspinacze, uzbrojeni w specjalistyczny sprzęt, dlatego ruszamy w drogę powrotną. Na szczęście po zejściu z grani chmury trochę się przetarły i mogliśmy napawać się widokami na  okoliczne pasma górskie i jezioro. Droga jest niestety dosyć krótka – pętla ma długość około 4,5 km, której pokonanie zajmuje nam raptem trzy godziny.

Stac Pollaidh

 

Stac Pollaidh

Ben Macdui i Cairn Gorm

Na ostatnią górską wycieczkę zaplanowaliśmy szczyty Ben Macdui i Cairn Gorm. Ben Macdui to drugi co do wysokości szczyt w Wielkiej Brytanii (1309 m n.p.m) i, podobnie jak Cairn Gorn, jest położony w Grampianach Zachodnich. Trasa na obydwa szczyty ma łącznie 17,5 kilometrów długości i wymaga około 8 godzin marszu. Szlak rozpoczyna się przy dużym parkingu ośrodka narciarskiego, bardzo popularnego w zimie. Niestety, w związku z tym tutejsze stoki są mocno zindustrializowane. Praktycznie wyciąg na wyciągu, a jakby tego było mało jej tutaj także szynowa kolejka – coś jak ta na Głubałówkę. Warto również wspomnieć, że rejon ten jest niezwykle popularny wśród turystów także latem i z tego względu noclegi na campingach są bardzo drogie. Rekordowa opłata w czasie naszego pobytu na wyspach wyniosła 22 £/2 os.!

Ben Macdui i Cairn Gorm

Ben Macdui i Cairn Gorm

Ruszyliśmy szlakiem na południe w stronę wierzchołka Cairn Gorm. Wchodzimy zakosami nartostradą w niezbyt przyjemnej scenerii. Niestety po kilku minutach zorientowaliśmy się, że wybraliśmy błędną ścieżkę. Pierwotnie mieliśmy wdrapywać się wschodnim grzbietem. Na tym etapie wędrówki nie było sensu już się cofać i wchodziliśmy dalej w kierunku stacji kolejki Ptarmigan - stąd rozpoczyna się właściwe podejście na szczyt Cairn Gorm. Dla osób, które nie mają ochoty na mozolne podejście właśnie tam mogą dojechać kolejką szynowa. Droga jest dosyć stroma i monotonna. Z niepokojem obserwujemy zbliżające się granatowe chmury. W końcu docieramy do górnej stacji kolejki tuż przed oberwaniem chmury. Zostajemy tam na dłuższą chwilę w nadziei, że pogoda się trochę poprawi. Gdy deszcz staje się trochę lżejszy, wyruszamy wybrukowaną ścieżką w stronę szczytu. Niestety, nie widać absolutnie nic. Na szczęście droga jest bardzo wyraźnie oznakowana. Na szczycie robimy sobie zdjęcie przy dużym kopcu – tylko dzięki niemu wiemy, że osiągnęliśmy nasz cel. :) Z uwagi na fatalną pogodę decydujemy się zawrócić i tym razem odpuścić Ben Macdui. Drugi co do wysokości szczyt UK musimy zostawić sobie na kolejną wizytę w Szkocji. :) Droga w dół to ostatni akcent prawdziwej, szkockiej pogody – ulewny deszcz pada dosłownie poziomo, a my (pomimo przeciwdeszczowego ubioru) wracamy na parking zmoknięci do suchej nitki. Na parkingu wylewany wodę z butów, przebieramy się w suche ciuszki i ruszamy w drogę na Aberdeenshire. Góry znikają natomiast za granatowymi chmurami… Znowu szczyty za nami płaczą…

W ramach podsumowania…

Wyjazd do Szkocji był naprawdę udany, pomimo bardzo napiętego grafiku. Strzeliste szczyty porośnięte łąkami, nadmorskie klify i rude, szkockie krowy z pewnością na długo zapadną nam w pamięć. Polecamy wyjazd do kraciastej krainy wszystkim, którzy nie mają zbyt długiego urlopu, a chcą zasmakować w czasie wakacji czegoś niesamowitego i niepowtarzalnego. :)

W ramach podsumowania…

 

W ramach podsumowania…

Marta Wachowska i Bartosz Tomaszewski