Tomek Mackiewicz: Śnieg się pode mną zapadł. Wpadłem w szczelinę. Leciałem plecami w dół. Nie miałem nad tym żadnej kontroli. Patrzyłem w górę. Widziałem jak wycinek nieba zmniejsza się w kosmicznym tempie, obijałem się o ściany i jakimś cudem ten lot skończył się po 50 metrach, a ja żyłem. To koniec wyprawy.

 

fot: nangadream.blogspot.comfot: nangadream.blogspot.com

- Założyliśmy obóz na 7000 metrów, wyżej się nie dało, bo warunki na to nie pozwalają. Jestem przeszczęśliwy, bo doszliśmy na wysokość 7800 metrów. Byliśmy obok drogi Hermanna Buhla, pierwszego zdobywcy Nanga Parbat, ale robiło się późno i postanowiliśmy wracać. Niby do szczytu zostało nam 300 metrów w górę, ale w sumie to ponad 2 km drogi. Nie było szans na szczyt  - mówi Mackiewicz, który wraz z Revol wybrał drogę Messner-Hanspeter na ścianie Diamir.

- To nieprawda, nikt nam nie proponował radia, a gdy wychodziliśmy do góry, to Nardiego nie było w bazie, bo działał na Żebrze Mummery'ego. Chciał, żebyśmy tam szli z nim, ale odmówiliśmy, bo mieliśmy inne plany. Zresztą, już na początku mu powiedziałem, że nie będę się wspinał na tej drodze. Umówiliśmy się, że korzystamy z jednej bazy na zasadzie dzielenia kosztów - mówi Mackiewicz w sprawie zarzutów stawianych przez Daniele Nardiego.

Więcej: http://off.sport.pl