California słynie z otwartych ludzi. Mieszkańcy tego stanu wykorzystują każdą sytuację, żeby nawiązać rozmowę, po czym czekają na okazję, żeby zażartować. Życie traktują lekko. Mają do siebie i do tego co robią ogromny dystans. Szczycą się tym, że nie pracują i mogą korzystać z życia. Pewnie tak samo jest w raju. Ciągle świeci słońce, galon benzyny kosztuje 3,5$, a ludzie nie posiadają świadomości własnej śmiertelności.

california-love-m-1

Kondor i Piotrek na Mamucich Tarasach

Kierowca (kierowczyni) autobusu w dolinie Yosemite zapowiada kolejne przystanki śpiewem, zwalnia, żeby policzyć odrostki na porożu jelenia, i żartuje, że nie powinna tego robić, bo stwarza niebezpieczeństwo na drodze. Ekspedient w sklepie spożywczym pyta mnie: "how are you?" "I'm fine, thanks" – odpowiadam, biorąc jego pytanie za grzeczną formalność. "How's your day?" - nie daje za wygraną. I tu powstaje problem – nie wiem, czy portaktować to pytanie jako kolejną formalność, czy nawiązanie rozmowy. Oglądam się za siebie, kolejki brak. Mam mu powiedzieć, że nie najlepiej, że boli mnie głowa, bo nie piłem kawy, że liczę każdego dolara, a poprzedniego dnia spadłem z 6c? Nie, nie będę się wygłupiał. "It's great. What could possibly be wrong with being in California?" - odpowiadam z uśmiechem. On też się uśmiecha. Biorę zakupy i wychodzę.

Wspinanie

Rysy, zacięcia, kominy. Płyty też są, ale bez chwytów. Wyceny się kupy nie trzymają. V+ może być bardziej wymagające od 6b. A 6b w Yosemitach jest bardziej wymagające od wszystkich, jakie robiłem wcześniej. Dwie przerysy, z czego ta o niższej wycenie jest trudniejsza. Taki nowicjusz jak ja ma przejebane. Jest kompletnie zagubiony i boi się wszystkiego. Zaczynam myśleć, że te wyższe liczby będą oznaczały łatwiejsze drogi. Wczoraj robiłem na wędkę swojego pierwszego off-widtha. W pierwszej próbie miałem kłopoty, ale załapałem. W drugiej go przebiegłem. Trzecią próbę poszedłem treningowo, żeby poćwiczyć klinowanie obu dłoni na raz. Dzisiaj mam zakwasy w plecach, w mięśniach bocznych brzucha, w pośladkach i pachwinach. Mam poobdzierane kostki, kolana i łokcie. Jestem z siebie bardzo zadowolony.

california-love-m-2

Kondor na Generator Crack

Przeszliśmy też z Piotrkiem w byle jakim stylu pierwsze 10 wyciągów Freeridera. Taki wariant ma własną nazwę i uchodzi za drogę, ale nie dla mnie. Dopiero 20 wyciągów wyżej jest szczyt El Capitana. Postanowiłem, że to będzie nasz pierwszy cel. Klasyczne przejście Freeridera. W następnym wejściu w ścianę chcę spróbować Monster Offwidth – przerysę, która przeraża takich amatorów jak ja. Jeśli uda mi się ją przejść klasycznie, to za trzecim razem wejdziemy w ścianę z zapasami na 3-4 dni. I będziemy napierać, aż każdy wyciąg puści klasycznie. Dzisiaj przyjeżdża Maciek i dowie się o moich planach. Jeśli będzie zmęczony podróżą, to pójdziemy na jeszcze jednego jednowyciągowego off-widtha i dopiero później na kolejne 10 wyciągów Freeridera. Żeby dojść do Monster Offwidth trzeba jeszcze przejść komin, w którym ze względu na przegięcie liny lepiej się nie asekurować i trzeba wyjść 20 metrów nad ostatni przelot. Ale z kominów się przecież nie wypada.

california-love-m-3

Kondor na piątym wyciągu Freeridera