Mount Everest po raz pierwszy został zdobyty 29 maja 1953 r. przez Nowozelandczyka - Edmunda Hillarego i Szerpę – Tenzinga Norgaya. Zimą, jako pierwsi na szczyt dotarli: Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy (17 lutego 1980 r.). Ciągle jednak pozostają wątpliwości co do ambitnych prób Georga Malloryego i Andrew Irvina (8 czerwca 1924 r.). Być może to właśnie oni już wtedy zdobyli ten najwyższy wierzchołek naszej planety. Brak jest jednak na to póki co jednoznacznych dowodów.

Kiedyś zdobycie Everestu było czymś magicznym i elitarnym. Zdobycie tego „trzeciego bieguna” było wielkim wyczynem zasługującym na najwyższy szacunek i podziw. Niestety, ale dzisiaj sytuacji jest całkowicie inna jak jeszcze parę naście lat temu.

Obecnie różne agencje (lokalne, ale nie tylko) oferują zwyczajnym turystom (doświadczonym w turystyce górskiej i wspinaczce bardziej lub mniej) zdobycie Everestu. Oczywiście, że nie jest to proste, ale poziom ułatwień, wręcz „wciąganie” klientów na samą górę przez Szerpów tylko dlatego, że słono zapłacili, śmieci, kolejki, krzyki czy wzajemne pretensje mają się nijak w porównaniu do pierwotnych idei himalaizmu oraz odczuwania gór i wspinaczki itd.

1103mont
fot. PG

Zdarza się tak, że w bazie pod Everestem jednorazowo znajduje się nawet 1000 osób! Jeśli się dodatkowo zapłaci, można mieć w bazie dywan, kawę z ekspresu, a nawet latać z niej prywatnym helikopterem do żony. Automatycznie, powoduje to też problem nagromadzonych śmieci, a usunięcie ich w takich warunkach łatwe nie jest. Nagminnie na wymagających odcinkach, których pokonanie zajmuje trochę czasu i wymaga koncentracji, dochodzi do kłótni czy wzajemnych przepychanek.

Jeszcze gorzej robi się jednak o wiele wyżej. Wspinacze stoją w długim rzędzie, stłoczeni, większość nie może się ruszyć. Wolnego miejsca praktycznie nie ma, a minięcie się na wąskiej drodze stanowi wielki problem. Trzeba czekać, a każdy marznie i ciężko oddycha, do tego syczący z butli tlen informuje, że zużywa się go coraz więcej.

Po drodze (czasem tuż obok i w zasięgu wzroku) spoczywają martwe ciała himalaistów. Oni też kiedyś próbowali zdobyć Everest lub zginęli w drodze powrotnej. Ponoć na początku robią wrażenie, ale im więcej ich spotykamy w drodze na szczyt, tym obecność ich staje się prawie nieistotna.

Ryszard Pawłowski (był na Evereście kilka razy) twierdzi, że chociaż wejścia tego typu przynoszą ogromną satysfakcję, ale mają się one nijak do do realnych, faktycznych osiągnięć sportowych.

{youtube}ZaLPQKAojT0{/youtube}

Bartek Michalak

Źródła:
http://www.portalgorski.pl/,
Internet (ogólnie).
Kolejka chetnych na Mount Everest (fot. amishimalayaadventure.com)