Wczoraj donosiliśmy, iż wyprawa na Broad Peak pod szyldem Polskiego Himalaizmu Zimowego dotarła do Skardu i szykuje się do rozpoczęcia karawany do swojego obozu bazowego (BC). Na razie poruszają się zgodnie z planem, ale ewidentnie się nie śpieszą i śpieszyć się nie muszą, bo będą jedyną ekipą próbującą wspiąć się tej zimy na Broad Peak.

Tymczasem na zboczach drugiego ośmiotysięcznika atakowanego w tym sezonie zimowym - Nanga Parbat - praca wre. O ile, jestem pewien, żadna ekipa nie podchodzi do tego jak do wyścigu, na pewno z tyłu głowy mają myśl o byciu pierwszymi zdobywcami dziewiątej co do wysokości góry świata.

nanga-parbat-walka-o-kazdy-metr-m-1

Zacznę od nazwiska, którym kończyłem poprzednie relacje z wydarzeń w Karakorum, a mianowicie od Francuza Joela Wischnewskiego. Podjął się on samotnego, bez dodatkowego tlenu, wejścia na Nangę. Jest to przedsięwzięcie śmiałe biorąc pod uwagę, że nie ma on żadnego doświadczenia na którymkolwiek ośmiotysięczniku, nawet letniego, a do tego od początku akcji górskiej cierpi na sensacje żołądkowe. Pozostaje pytanie czy nie przecenił swoich możliwości w starcu z górą nazywaną zdrobniale mordecą (ang. "Killer Mountain"). W swoich relacjach jest bardzo pewien siebie i trwa w przekonaniu, że pokona wszystkie trudności jakie przed nim stawia góra, a tych ona mu nie szczędzi.

nanga-parbat-walka-o-kazdy-metr-m-3

W sobotę, 12 stycznia, chwilę po przebudzeniu na namiot w jego bazie wysuniętej spadł duży blok śniegu. Zaalarmowany hałasem zdążył się przesunąć na stronę namiotu bliżej ściany. Tego samego dnia dotarł do pozostawionego podczas poprzedniego wyjścia depozytu i wniósł go wyżej, przypuszczalnie na 4150 m, gdzie założył obóz C1. Gdy następnego dnia podchodził z ABC do nowego obozu runął w jego kierunku - jak ocenia - 50 kg głaz, którego również uniknął, wydawałoby się cudem. Na domiar złego, gdy wieczorem rozsiadał się w C1 ponad jego namiotem przetoczyła się lawina. Jego sytuacja nie jest kolorowa: spore trudności techniczne już na wysokości 4000 m, czego nie do końca się spodziewał, oraz ciągłe problemy żołądkowe i wynikające z tego oczywiste osłabienie organizmu. Nie poddaje się jednak. Zmuszony zmienić plany wspinaczki przez ciągle przetaczające się zboczami ściany Rupal lawiny, ruszył we wtorek 15 stycznia na rozpoznanie nowej drogi, docierając na wysokość 4500 m. Po drodze znalazł dogodne miejsce na obóz C2, na wysokości 4300 m. Nie ukrywam, że z dużym zainteresowaniem wyczekuję kolejnych informacji, tym bardziej, że wspina się on sam. Nie może liczyć ani na wsparcie fizyczne ani nawet duchowe.

nanga-parbat-walka-o-kazdy-metr-m-4

Jedyną grupą, która po przybyciu pod górę nie rzuciła się od razu na stoki Nanga Parbat, by tam zdobywać aklimatyzację i przy okazji wynosić sprzęt do kolejnych obozów jest duet włosko-francuski Daniele Nardi i Elisabeth Revol. W poniedziałek 14 stycznia ta dwójka oraz ich tragarz wysokogórski Ali wyruszyli na Ganalo Peak, jeden z pośrednich szczytów w grupie Nanga Parbat o wysokości 6608 m. Gdyby go zdobyli, byłoby to najprawdopodobniej pierwsze zimowe wejście. Niestety w poniedziałek, po biwaku na wysokości 4930 m, tracący czucie w palcach rąk i stóp Pakistańczyk zmuszony był wrócić do bazy. Przy czym, pozostała dwójka uznała: "jest nas troje i będziemy schodzić w trójkę". Zdaje się, że była to dobra decyzja, bo już następnego dnia ciemne chmury, kłębiące się od wysokości 6000 m, zakryły całkowicie szczyt. Tym nie mniej, mieli już okazję przyjrzeć się bliżej zachodniej ścianie Nanga Parbat ze zbocza Ganalo.

nanga-parbat-walka-o-kazdy-metr-m-2

Najwyżej na stokach samej Nangi dotarła polska ekipa "Justice for All", co dziwić nie powinno, bo też rozpoczęli akcję górską jako pierwsi. W czwartek 10 stycznia założyli obóz C1A na wysokości 5500 m. Piątek i sobotę spędzili na próbach przetrwania sztormu, kopiąc w sumie dwie jamy śnieżne - pierwsza się zawaliła. W niedzielę 13 stycznia dotarli na wysokość 5750 m, gdzie założyli obóz C2. Idąc dalej, w poniedziałek natrafili na trudności techniczne kulminujące w turni - jak się domyślają - zwanej Turnią Wielickiego. Zmuszeni zostali do jej obejścia, ale na to już zabrakło lin poręczowych, zatem jeszcze tego samego dnia wrócili do swojego obozu bazowego w miejscowości Latabo. Tym samym okazuje się, że jednak poruszają się drogą Schella, a wcześniejsze doniesienia, że tak nie było wynikały z rozbieżności pomiędzy opisem drogi a sytuacją zastaną.

 

Źródło: steepboard.com, www.danielenardi.org, czapkins.blogspot.com

Cezary Morga