"Lawina jest tak nieobliczalna, jak i zachowanie człowieka. Każda może być inna."

(Bartek Dobroch, Artur Hajzer. Droga słonia)
Obecnie funkcjonuje pięciostopniowa skala zagrożenia lawinowego. Stopień I jest najniższy i wtedy jest względnie bezpiecznie (chociaż zdarzały się wypadki nawet śmiertelne). Stopnie dalsze natomiast, zwiększają już ryzyko i to znacznie. Bycie w górach podczas gdy obowiązuje lawinowa IV i V, to już czyste szaleństwo i samobójstwo.
Wiedzieć trzeba jednak, że stopień zagrożenia lawinowego ustalany jest często ogólnie dla jakiegoś rejonu, ale tak czy siak ryzyko zejścia lawiny może być w różnych miejscach inne. Wpływ na to ma np.:
– nachylenie stoku,
– jego wystawa,
– nasłonecznienie...
Jest jeszcze jedna rzecz:
Gdy np. chodzi o Tatry w Polsce, tutaj stopień zagrożenia lawinowego na dany dzień ustalany jest dnia poprzedniego wieczorem i opiera się na prognozach.
W Tatrach na Słowacji natomiast, stopień ten ustalany jest tego samego dnia rano.
Ma to swoje dobre i złe strony, bo niewątpliwie informacje pochodzące ze Słowacji są świeższe i bardziej aktualne, ale o wiele łatwiej i chyba BEZPIECZNIEJ jest na spokojnie planować coś wieczorem, a nie pod wpływem chwili i nagle podejmować jakieś decyzje tuż przed wycieczką w góry.
Kolejną sprawą, jaką trzeba tu poruszyć jest fakt, że ofiara lawiny nie zawsze ginie pod śniegiem z uduszenia.
Chodzi o to, że ofiara taka w momencie spadania znajduje się wśród takiej masy śniegu i śnieżnego pyłu, że oddychanie w takich warunkach jest bardzo, bardzo trudne, a często wręcz niemożliwe. Skutek jest taki, że osoba ta umiera z uduszenia jeszcze zanim ostatecznie spadnie z lawiną i zaczną się jego poszukiwania.
Kolejną sprawą (gdy chodzi szczególnie o małe góry jakimi są nasze Tatry, ale nie tylko), jest to, że w momencie gdy spada lawina, często masy śniegu „przechodzą” przez różnego rodzaju ostre skały, żleby, kominki itd. Dlatego też turysta porwany przez lawinę narażony jest na ciągłe obijanie ciała o twardy materiał skalny i często taki ktoś ginie w wyniku wielonarządowych obrażeń.
Przyjrzyjmy się jednak teraz takiej sytuacji, że ofiara lawiny spadła z nią razem na lawinisko, przeżyła i znajduje się pod śniegiem.
Zegar zaczyna tykać...
Szwajcarscy i kanadyjscy naukowcy wyliczyli, że dla ofiary zasypanej przez lawinę kluczowy jest czas. Jeśli uda się ją odkopać w ciągu 15 minut, ma ona aż 90% szans na przeżycie. Powyżej tego czasu, prawdopodobieństwo zgonu rośnie drastycznie – choć zdarzało się, że odkopywano ludzi żywych po dwóch i więcej godzinach.
Warto tu wspomnieć o jeszcze dwóch aspektach:
– Nawet jeśli lawina nas zasypie, ale pomiędzy nami, a śniegiem wytworzy się nawet mała przestrzeń wypełniona powietrzem, wówczas tego czasu na przeżycie mamy ciut więcej.
– Jak wiadomo, mózg z niedotlenienia umiera po kilku sekundach. Zupełnie inaczej jest gdy przysypania przez lawinę „zasypiamy” nie z powodu śmierci mózgu, a na skutek spadku ogólnej ciepłoty organizmu. W takiej sytuacji, wszelkie procesy życiowe spowalniają i szanse na odkopanie nas żywych znacznie rosną.
Ale generalnie im szybciej tym lepiej.
W ostatnim czasie często wykorzystuje się również nowoczesne systemy wspomagające poszukiwanie osób zasypanych przez lawiny śnieżne:
– Recco- umieszczone na ubraniu poszkodowanego specjalne reflektory, które umożliwiają ratownikom szybkie jego zlokalizowanie za pomocą specjalnego urządzenia,
– systemy aktywne, będące połączeniem specjalnego nadajnika i odbiornika. Dzięki nim osoby niezasypane przez lawinę mogą znaleźć znajdujących się pod śniegiem innych uczestników wyprawy.
Nadal niezawodne jednak w przeszukiwaniu lawiniska i znajdowaniu tam ofiar wypadków okazują się specjalnie szkolone w tym celu psy lawinowe.
Każdy wybierający się zimą w góry obok oczywiście ciepłych rzeczy i sprzętu zimowego musi być wyposażony w tzw. lawinowe ABC. A więc:
– detektor lawinowy,
– sonda lawinowa,
– łopata lawinowa.
Ale dużo bardziej, niż samo posiadanie lawinowego ABC, istotne są odpowiednie umiejętności i zdrowy rozsądek. Zdarza się bowiem tak, że np. osoba nie ma przy sobie detektora lawinowego (detektor znajduje się w plecaku, który wylądował zupełnie gdzie indziej niż ofiara lawiny i tam właśnie urządzenie nakierowuje ratowników) lub go po prostu zapomniała włączyć.
Podobnie z łopaty lawinowej raczej pożytku nie ma, jeśli nie potrafimy jej we właściwy sposób używać. A pamiętajmy, że śnieg taki po lawinie potrafi być zbity i twardy jak beton.
Dobrze jest też mieć ze sobą i wiedzieć jak go użyć plecak wyposażony w system ABS. Skutecznie zapobiega wciągnięciu w dolne partie lawiny, „utonięciu” w niej. Jednak, i co bardzo istotne – nie jest to złoty środek, który gwarantuje przeżycie w związku z konsekwencjami upadku z lawiną!
I kiedy już lawina jest nieunikniona:
– wykonujmy ruchy jakbyśmy pływali - machajmy rękoma, nogami, pod żadnym pozorem nie stójmy w miejscu,
– jeśli już wszystko opadnie i się masy śniegu zatrzymają nadal ruszajmy co sił kończynami,
– zamknijmy usta,
– w miarę możliwości nie pozwólmy by śnieg ścisnął nam twarz i usta,
– zachowujmy spokój.


 

 
Bartek Michalak