Między błyskiem a grzmotem
czyli burza wisi w powietrzu


Dzień po wielkiej burzy zwykle wstaje pogodny i rześki…aż do następnej burzy.

Grzmot pioruna i błyskawice przez wieki ropalały wyobraźnie naszych przodków. Ich wyjaśnienia, choć mało naukowe, były nad wyraz obrazowe. Zwykle zjawisko to tłumaczono karczemną awanturą Bogów w niebiańskich salonach. W zależności od części świata, mógł to być również Grecki albo Skandynawski Bóg kowali wykuwający w niebieskiej kuźni pioruny na gigantycznym kowadle.

Między błyskiem a grzmotem
czyli burza wisi w powietrzu


Dzień po wielkiej burzy zwykle wstaje pogodny i rześki…aż do następnej burzy.

Grzmot pioruna i błyskawice przez wieki rozpalały wyobraźnie naszych przodków. Ich wyjaśnienia, choć mało naukowe, były nad wyraz obrazowe. Zwykle zjawisko to tłumaczono karczemną awanturą Bogów w niebiańskich salonach. W zależności od części świata, mógł to być również Grecki albo Skandynawski Bóg kowali wykuwający w niebieskiej kuźni pioruny na gigantycznym kowadle. Te przemawiające do wyobraźni zwykłych ludzi wyjaśnienia zakłócił w roku 1752 Benjamin Franklin, który swoim rewolucyjnym eksperymentem wypuszczając w burzy latawiec odkrył istnienie ładunków elektrycznych.

Ale nawet dzisiaj, w erze kolejnych naukowych odkryć na ten temat, wielkiemu spektaklowi na niebie towarzyszą nieodłącznie domysły i strach przed potęgą natury.

***

Ciepłe, popołudniowe sierpniowe słońce przyjemnie grzało skałę Świecznika. Spoglądając na uciekający spod nóg lodowiec widzieliśmy posiekany szczelinami jego cielsko. Granatowe dotychczas niebo zaczęły pokrywać gęste, białe chmury. Pierwsze oznaki załamania pogody dopadły nas na ostatnich wyciągach przed granią Brouillard. Dziwne to było – pomruki burzy stawały się coraz częstsze, zaczął padać grad, niebo rozświetlały kolejne błyski, ale było cicho. W zapadających ciemnościach i mgle zaczęliśmy kopać w śniegu platformę na biwak. Kiedy usiłowałem otworzyć nożem puszkę, spod jego ostrza wydobył się dosłownie snop iskier. Po chwili rozległ się potworny huk. W szaleńczym pędzie, gnaliśmy kilkadziesiąt metrów w dół do przełamania filara. W ciemnościach i słabym świetle czołówki Rysiek wypatrzył jakiś blok skalny, założył taśmę i pognał bez autoasekuracji w dół. Grad zamienił się w śnieg. Pętla lekko zsunęła się po lodowej krawędzi grożąc zupełnym obsuwam. Ostrzem jedynego czekana, jaki posiadaliśmy, wystukałem rowek w lodzie, poprawiłem taśmę i wskoczyłem w zjazd z autoasekuracją, zastanawiając się, do czego mi się przyda, jeżeli taśma zsunie się z bloku zupełnie. Śnieg padał coraz gęstszy, niebo, co chwila, rozrywała kanonada poprzedzona oślepiającym błyskiem. Wielki spektakl na niebie trwał niemal całą noc. Cały ten czas zjeżdżaliśmy – niżej, byle niżej. O świcie koncert ustał, a my, jak nam się wydawało, byliśmy w bezpiecznym miejscu prawie u stóp filara. Tyle, że panowała totalna mgła i śnieg grubą warstwą pokrył podstawę ściany. Cholera, gdzieś tam zostawiliśmy nasze skorupy, raki, czekany. Gdzieś tam…

***

 Z pozoru niewinne chmury szybko mogą przerodzić się w groźne cumulonimbusy i prowadzić do poważnego załamanie pogody.

Każdego roku w Alpach, podczas burzy giną wspinacze. Większość zabitych to ofiary wstrząsu elektrycznego - odurzeni i porażeni piorunem przebywający w bezpośredniej strefie rażenia bądź w jej pobliżu.

Burze połączone z wyładowaniami elektrycznymi są bardzo powszechne. Codziennie na świecie powstaje ich około 44000, co znaczy, że co sekundę niebo rozświetla około 100 błyskawic. Grzmoty i błyskawice to wynik wysokiego stopnia braku równowagi w atmosferze a zapowiedzią tego przedstawienia są chmury cumulonimbus. Ten brak stabilizacji w atmosferze jest spowodowany wysoką temperaturą mas powietrza i bardzo aktywnym frontem zimnym. Dodatkowo, górzysty rejon czy konwergencja mas powietrza (zbieżność mas powietrza ciepłego i zimnego) prowadzą do wyładowań elektrycznych.

Jeżeli różnica potencjałów osiągnie
50 – 100 mln V, właściwości izolacyjne powietrza stają się niewspółmierne
do nagromadzonej energii. Wtedy dochodzi do wyładowań wewnątrz chmury.

Chmury cumulonimbus posiadają nieprawdopodobny ładunek energii potencjalnej, który jednak w porównaniu z bombą atomową jest dość nieszkodliwy. Spektakularne zawirowania prądów wstępujących i zstępujących wewnątrz chmury powodują kolizje i ścieranie się poszczególnych warstw, co z kolei prowadzi do różnorodności opadów (deszcz, śnieg albo grad) i powstawania dodatnich lub ujemnych ładunków. Dolna część chmury jest naładowana ujemnie, zaś górna, podobnie jak powierzchnia ziemi, nosi więcej ładunków dodatnich. W ten sposób tworzy się potencjał elektryczny pomiędzy podstawą chmury a jej górną częścią i ziemią. Wyładowania między tymi poziomami chwilowo wyrównują te różnicę, ale wszystko, w jednej sekundzie, może się zamienić w kanonadę piorunów. Błysk, który towarzyszy wyładowaniu jest wynikiem ogrzania powietrza na skutek emisji elektronów.

***

Literaturę górską często wypełniają strony mrożących krew w żyłach opowieści jak to, niczym grom z jasnego nieba spada na nieszczęsny zespół nagłe i niespodziewane załamanie pogody bez najmniejszych oznak uprzejmego powiadomienia. Jest to poniekąd prawdą, ponieważ często do burzy dochodzi rzeczywiście bardzo szybko.

Z drugiej jednak strony, oznaki nadchodzącej burzy są dość łatwe do przewidzenia, jeżeli coś nieco wiemy o powstawaniu tego zjawiska i jeżeli mamy w głowie klucz do interpretacji sytuacji pogodowej podczas wspinaczki.

Całe to zjawisko ma zwykle swój początek nad gorącymi rejonami lądu i burza w stanie embrionalnym niesiona wiatrem przemieszcza się w kierunku Alp, gromadząc po drodze energię. Masy powietrza wznoszące się nad Alpami ulegają gwałtownemu oziębieniu.

Większość burz w Alpach latem (także i w Tatrach) powstaje na skutek ogrzania konwekcyjnego powietrza i ma swoje „pięć minut” zwykle popołudniu lub wieczorem, kiedy temperatura powietrza osiąga swoje apogeum. Upał, wilgotność i brak równowagi w atmosferze to głowni aktorzy tego spektaklu.

Popołudniowa, przypominająca wieżę, stale rosnąca chmura cumulonimbus to znak konwekcji i często zapowiedź burzy.

Ciepłe powietrze unosi się ku górze, powiększa swoją objętość i w myśl jednego z podstawowych prawa fizyki (prawa Charlesa) - oziębia się. Wnoszące się, ciepłe powietrze absorbuje parę wodną (trochę tak, jak ciepła herbata w filiżance rozpuszcza cukier). W przypadku brak stabilizacji w atmosferze ciepłe powietrze może absorbować więcej pary wodnej aniżeli powietrze zimne (podobnie, żeby utrzymać nastrój tea-time, herbata gorąca może rozpuścić więcej cukru, aniżeli zimna). Taki proces ma właśnie miejsce w tworzącej się, w postaci wieży, chmurze cumulonimbus. Powietrze, które wchłonęło całą parę wodną osiąga stan nasycenia i kurtyna widowisko przy wtórze błysków i grzmotów otwiera się - w niżej położonych partiach gór mamy opad deszczu, w wyższych śniegu lub gradu.

Burze z piorunami w Alpach czy w Tatrach nie są jednak znamienne tylko dla pory popołudniowej - mogą się pojawić o każdej porze dnia i nocy. Bardzo aktywne fronty zimne połączone z obszarami niskiego ciśnienia mogą doprowadzić do takiego stopnia braku równowagi w atmosferze, że tylko „iskry” brakuje, żeby grzmotnęło w najmniej spodziewanym momencie. Nie bądźmy też zaskoczeni, jeżeli pierwsze wyładowania pojawią się dopiero wtedy, kiedy burza uderzy w górę, na którą się wspinamy. Nasłuchiwanie pomruków dalekiej burzy jako sygnału może nam nic nie powiedzieć. Pierwszym wyraźnym sygnałem może być najgłośniejsze BUUM jakiekolwiek słyszeliśmy w życiu.

Sam grzmot, poza tym, że może uszkodzić nam uszy, spowodować kompletny zamęt w naszych głowach i panikę jest dla nas niegroźny. Co innego piorun ze swoim śmiercionośnym ładunkiem woltów i żaru. Samo powietrze jest bardzo słabym przewodnikiem, ażeby więc taka przesyłka przedarła się w dół musi być w niej zgromadzona nieprawdopodobna energia. Piorun dociera do punktów na ziemi zawsze najłatwiejszą drogą, a raczej, drogą o najmniejszym oporze elektrycznym. Po 10-30 min od rozpoczęcia wyładowań wewnątrz chmury, ujemne ładunki zaczynają przemieszczać się w dół z prędkością nawet do 200 km/godz tworząc zjonizowany kanał. Silne pole elektryczne wytworzone w tej strefie powoduje gromadzenie i unoszenie ładunków dodatnich na najbardziej eksponowanych elementach na ziemi. Gdy odległość między tymi polami wynosi od 30 do 100 m dochodzi do połączenia obydwu.

Impuls energii o natężeniu około 200 tys. A(mper) biegnie z prędkością 35 -100 tys. km/godz od ziemi w kierunku centrum chmury częściowo neutralizując różnicę potencjałów.

Pierzasty poranek w dolinach (inwersja) nie wróżą niczego złego. Poprzez zjonizowany tunel w kierunku ziemi mogą przechodzić kolejne impulsy ładunków ujemnych wywołując wyładowania powrotne. Podczas wyładowań powrotnych powstaje bardzo wysoka temperatura (300 tys. K) a gwałtowne odparowanie wilgoci zawartej w powietrzu daje efekt akustyczny.

Temperatura wewnątrz tunelu pioruna pięciokrotnie przekracza temperaturę na powierzchni słońca generując falę uderzeniową o sile 20 atmosfer.

***

Któż z nas nie wychodził się wspinać nawet, jeżeli prognoza mówiła o popołudniowej burzy. Trochę wiedzy, plan odwrotu i obserwacja pogody podczas wspinaczki w ciągu całego dnia uczynią wspinaczkę bezpieczną i powrócimy do domu zanim góry pokryją kłębiaste chmury.

Prognoza pogody podawana np. przez biuro przewodników w Chamonix, Courmayeur czy Zermatt jest dość precyzyjna i dużo powie nam o potencjalnych kłopotach. Wybierając się na wspinaczkę w środę zanotujmy nie tylko to, że w czwartek popołudniu pogoda załamie się, ale też kierunek i prędkość wiatru, temperaturę – zimne fronty nie pojawiają się nagle i znikąd. Kontynuowanie wspinaczki bez zwracania uwagi na wznoszące się kłębiaste chmury i coraz gwałtowniejsze podmuchy wiatru a w konsekwencji opad np. śniegu to szukanie guza i potencjalna pieczeń na rożen.

Wychodźmy na wspinanie wcześnie, a nawet bardzo wcześnie i nie zakładajmy, że musimy wejść na szczyt bez względu na godzinę. Zwykle, jak powiedzieliśmy, burze występują w godzinach popołudniowych, nie mniej jednak, bądźmy czujni i obserwujmy wszelkie sygnały zmiany pogody, gdyż to, co się dzieje w atmosferze często jest nieprzewidywalne.

Obserwujmy rozwój chmur i wiatru. Jeżeli pierzasty cumulus, czyli chmura „dobrej pogody” jest zwieńczona czapą na stałej wysokości bądź rozmywa się i ginie, to możemy się spodziewać dość stabilnej pogody. Natomiast, jeżeli tego typu chmury nieustannie rozbudowują się w górę, coraz wyżej i jeżeli wierzchołek tych chmur rozkwita w charakterystyczne postrzępione kowadło, to pora pomyśleć o odwrocie.

Może zdarzyć się i tak, że nasza droga wspinaczkowa wiedzie po zawietrznej stronie góry, a więc tej osłoniętej od wiatru. Nad sobą mamy błękitne niebo, natomiast po drugiej stronie pogoda może szykować nam niezły dreszczowiec. Czasami mglista pogoda może skrywać za swoim parawanem najeżony na niebie mur złowieszczych wież cumulonimbus. Bywa też i tak, że wspinając się w gęstej chmurze nie mamy widocznych sygnałów nadejścia załamania pogody.

Wokół burzy w górach narosło wiele mitów, legend i nonsensów. Jest ważnym, aby wybierając się w góry mieć pewną wiedzę, odrzucić balast bredni, umieć skorzystać z wiedzy, która pozwoli nam uniknąć najgorszego, jeżeli jednak burza nas zaskoczy.

Jeżeli już znajdziemy się w pułapce burzy, mamy dwa wyjścia: ukryć się w miejscu jak najbardziej bezpiecznym i próbować przeczekać nawałnicę, albo systematycznie zjeżdżać w dół w nadziei, że od problemu się raczej oddalamy, aniżeli coraz bardziej w niego brniemy. W tym pierwszym przypadku najlepszym schronieniem byłoby bivaco, których nie brakuje na alpejskich graniach. Solidna, miedziana konstrukcja takiej puszki jest znacznie poważniejszym argumentem dla piorunów aniżeli nasze ciało. Paradoksalnie, góry ze swoim zróżnicowaniem terenu (oczywiście, poza miejscami takimi jak np. granie, samodzielne szczyty) są bezpieczniejsze aniżeli inne miejsca. Co za tym idzie, możemy uciekać z miejsca stosunkowo bezpiecznego do miejsca o wiele bardziej narażonego na pioruny. Zwykle jednak, co jest zrozumiałe z punktu widzenia naszej psychiki, chcemy z takich miejsc uciekać, choć jak pokazują statystyki często jest to błąd. Pędząc w dół, na oślep, jesteśmy narażeni na następne wyładowanie, które nas może ogłuszyć i podciąć nogi.

Niektóre burze są tak poważne, z silnym i porywistym wiatrem i ciężkim opadem śniegu i gradu, że jazda w dół jest prawie niemożliwa.

Samodzielne szczyty i eksponowane granie, a niżej górskie strumienie czy zbiorniki wodne to miejsca, których musimy unikać. Jeżeli nie zostaniemy porażeni bezpośrednio, to ładunek „odbije” się od innego obiektu (maszt na szczycie, łańcuch na grani). To zjawisko ma miejsce wtedy, kiedy obok miejsca pierwotnego uderzenia znajdzie się lepszy przewodnik – właśnie człowiek. Nasze ciało zawiera około 70% wody i lepiej przewodzi prąd niż np. suche drzewo.

Co zrobić, jeżeli nawałnica nastąpi tak szybko, że nie zdążymy dotrzeć do schronu na grani, ani tym bardziej zejść w doliny? No, cóż, zachowajmy spokój, nie biegajmy, ponieważ różnica potencjałów między dwoma punktami ciała (między stopami) może umożliwić przepływ prądu i porażenie. Raczej siądźmy, ponieważ przepływ prądu wzdłuż osi poprzecznej ciała, lub poniżej spojenia łonowego jest mniej niebezpieczny. Natomiast, porażenie wzdłuż osi długiej ciała wiąże się z większą częstością porażeń oddechu, migotania komór i uszkodzeń układu nerwowego. Ponadto, odizolujmy się od ziemi suchym plecakiem, karimatem, zwojem liny (ale uwaga: mokra lina czy łańcuch np. na via ferratach może spowodować przepływ ładunku elektrycznego. Możemy też przykucnąć starając się trzymać kostki i kolana złączone, dotykając ziemi jak najmniejszą powierzchnią i jednocześnie zakrywając dłońmi uszy w czasie grzmotu. W ten sposób unikniemy wstrząsu elektrycznego od mokrej ziemi. Ciasne, wilgotne miejsca (małe jaskinie, kominy czy pęknięcia skalne) mogą być bardziej niebezpieczne niż otwarty teren – chowając się w nich będziemy pracować jak generator iskrowy.

Jak już wiemy, podczas burzy miejsca takie jak ostrze grani czy samodzielny szczyt będą najbardziej narażone na uderzenia. Kiedy piorun uderzy w takie eksponowane obiekty, energia w nim zgromadzona zostaje wyładowana, czyniąc te miejsca strefą potencjalnie bezpieczną. Będąc na grani, czy w jej pobliżu, jeżeli już musimy schodzić, schodźmy tą stroną grani, zbocza, w które uderzył piorun.

Nawet, jeżeli wyrwiemy się z objęć burzy i schodzimy w dół lodowcem do schroniska, bądźmy świadomi, że to nie musi być wcale koniec naszej przygody – na lodowcu to my właśnie będziemy owym „wysokim, samodzielnym i najbardziej eksponowanym elementem” w tym krajobrazie.

Od czasu do czasu słyszymy, że komuś stawały włosy na głowie, że czekany i raki wydawały charakterystyczne bzyczenie i iskrzyły. To nic innego jak górska manifestacja słynnych ogni św. Elma, który towarzyszył żeglarzom rozpalając podczas burzy ogniki na masztach i drzewcach. W pewnym stopniu, metalowe elementy np. garderoby czy właśnie sprzęt wspinaczkowy, albo pole elektryczne (tel. komórkowe) zwiększają niebezpieczeństwo porażenia. Jeżeli rzeczywiście tak się zdarzy, nie traćmy głowy, odrzućmy te przedmioty, ale nie ostatecznie, ponieważ za jakiś czas będziemy się zastanawiać jak zejść bez czekana, raków, szpeju…bądź przypominać sobie jak wygląda zjazd w kluczu. Z drugiej strony, jeżeli zastanowimy się jak duży musi być ładunek woltów zgromadzony w wyładowaniu, żeby pokonać opór tak kiepskiego przewodnika, jakim jest powietrze i uderzyć, to czekan czy raki nie uczynią większej szkody w ostatecznym rozrachunku. Inaczej - czekan, raki, sprzęt wspinaczkowy nie ściągną na nasze głowy bardziej piorunów niż my sami.

Jeżeli, niestety, dojdzie do nieszczęścia i będziemy chcieli udzielić pomocy ofierze porażenia piorunem przy zachowanej przytomności, będziemy musieli się zająć najpierw oparzeniami powierzchniowymi, czasami dość rozległymi, które powstaną na skutek potu i mokrej odzieży.

Oparzenia mogą powstawać w miejscach kontaktu z metalowymi elementami, lub w miejscach ”wejścia” i „wyjścia” prądu. Jeżeli skóra jest mokra (pot, deszcz), to ładunek elektryczny może przemieścić się po powierzchni ciała wyparowując wilgoć. Może dojść do zapalenia lub nawet eksplozji elementów garderoby.

Ponadto, skurcze mięśni mogą spowodować uszkodzenia mięśni, stawów i kości. Zatrzymanie krążenia, porażenie ośrodka oddechowego czy utrata przytomności (ponad połowa ofiar) to sprawy niezwykłej wagi, ale czy można sobie wyobrazić, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić, bo nic nie wiemy?

Krzysztof Treter